wtorek, 21 października 2014

poniedziałek, 13 października 2014

Nowy blog :)

Kochani! Po wielu trudach i mękach udało mi się założyć nowego bloga i zacząć opowiadanie :)
http://gdziejacieznalazlem.blogspot.com/
Miłego czytania!
Gold.Raven

wtorek, 23 września 2014

Nowy pomysł

Słuchajcie kochani! Do głowy wpadł mi świeży pomysł na nowe opowiadanie :) Nic nie obiecuję, ale możliwe że w weekend się do niego zabiorę i założę nowego bloga :D mam nadzieję, że nie zostawicie mnie i będziecie cierpliwi :)
                                                                                                Pozdrawiam :)
                                                                                                 Gold.Raven
PS. obiecuję, że w nowym opowiadaniu główni bohaterowie nie będą na nic chorować :D


piątek, 12 września 2014

Nowe opowiadanie

Witajcie kochani, zastanawiam się czy nadal chcecie czytać moje opowiadania więc dlatego wstawiam ten post :) jeśli chcecie abym zaczęła pisać kolejnego bloga to piszcie w komentarzach bo pomysł już mam ;)

Pozdrawiam
Gold.Raven


czwartek, 11 września 2014

Rozdział 44

Minęły dwa tygodnie od incydentu z moim ojcem. Linda przeprowadziła się do nas, a przedtem zrobiła awanturę w moim domu, że nie ma zamiaru mieszkać z moim tatą pod jednym dachem. Gabe czuję się już lepiej i spędza ze mną każdą wolną chwilę. Zamówiliśmy już nawet salę weselną, na razie widziałam ją tylko w internecie ale jest cudowna. Każdej nocy przed snem wyobrażam sobie Gabe'a czekającego na mnie przed ołtarzem, a później dociera do mnie że nie ma mnie kto do niego zaprowadzić.
Podniosłam się z łóżka, dochodziła czternasta, a Linda gotowała obiad. Poczułam woń świeżych warzyw aż na górze. Okryłam się bluzą Gabe'a i wyszłam na balkon. Wzięłam głęboki oddech, poczułam lekki wiaterek od strony oceanu. Nie mogłam narzekać, dostałam od Gabe'a coś więcej niż miłość, dostałam życie, które miałam zamiar w pełni wykorzystać. Uśmiechnęłam się mimowolnie i potarłam ramiona dłońmi.
- A co ty tu robisz? Chcesz się przeziębić? - Linda objęła mnie ramieniem.
- Wszystko w porządku. - Zapewniłam ją. - Chciałam pooddychać świeżym powietrzem.
- Zastanawiałam się czy nie odwiedzić mojej starej koleżanki, która mieszka tu niedaleko. - Mówiąc to, spojrzała na mnie niepewnie. Byłam skupiona na oceanie lecz w pewnej chwili dotarło do mnie o co jej chodzi.
- Ty pytasz mnie czy możesz wyjść? - Zdziwiłam się.
- Nie masz rację, to zły pomysł.
- Co ty mówisz? - Zaśmiałam się. - Nie musisz pytać mnie o zgodę, nie traktuję cię jak służącą tylko jak rodzinę, jesteś częścią tego domu.
- Nie wiem co powiedzieć.
- Nic nie mów, tylko idź i rozerwij się trochę. - Pocałowała mnie w głowę i wstała.
- Kocham cię malutka.
- Też cię kocham. - Uśmiechnęłam się, a Linda zniknęła za drzwiami.
Weszłam do środka, niedługo wróci Gabe, pomyślałam. Zeszłam na dół, na lodówce była kartka z napisem obiad gotowy, surówkę macie w lodówce, smacznego Linda. Cała ona zawsze musi wszystkiego dopilnować. Nagle usłyszałam gasnący silnik samochodu na podjeździe. Gabe! Zadzwonił dzwonek do drzwi. Pobiegłam do korytarza.
- Znowu zapomniałeś kluczy? - Zaśmiałam się i otworzyłam drzwi, ale nie stał w nich mój narzeczony tylko ojciec.
- Możemy porozmawiać? - Zapytał grzecznie. Wyglądał jakoś inaczej, miał lekkie sińce pod oczami i błędny wzrok, wydawało mi się że trochę schód. Zmierzyłam go od stóp do głowy.
- Nie. - Chciałam zamknąć drzwi, ale był silniejszy.
- Proszę, nie mam zamiaru nikogo bić ani krzyczeć. - Mój wzrok błądził po jego twarzy.
- Ja... nie wiem.
- Zajmę wam tylko chwilę. - Powiedział błagalnie.
- Jestem sama.
- Chyba się mnie nie boisz prawda? Córeczko...
- Przestań. - Ucięłam krótko. - Możesz wejść ale tylko na chwilę. Wpuściłam go do środka, wszedł niepewni. - Idź do kuchni. - Zrobił to o co prosiłam.
Stanęłam przy blacie kuchennym, a on usiadł na krześle. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Co się z nim stało, pomyślałam. Był moim bohaterem, przyjacielem znał moje sekrety.
- Nie wiem od czego zacząć. - Powiedział cicho.
- Ja ci nie powiem. - Starałam się być twarda, ale widziałam że coś go dręczy.
- Ja chciałem cię przeprosić.
- Co?
- Przepraszam.
- Przepraszam? - Wbiło mnie w podłogę. - I co myślisz, że teraz rzucę ci się na szyję i powiem coś w stylu tatusiu jak ja się cieszę, że wreszcie mnie przeprosiłeś.
- Willa. - Chciał wstać.
- Nawet do mnie nie podchodź! - Cofnęłam się odruchowo.
- Ja naprawdę żałuję.
- Nie, dowiedziałeś się, że Gabe oddał mi szpik i czujesz się winny. W biznesach nie może być długów, zawsze to powtarzałeś, a teraz masz dług wobec Gabe'a i nie pasuje ci to.
- Masz rację mam wobec niego dług i pewnie gdybym nie dowiedział się, że to on był dawcą to nigdy bym tu nie przyszedł.
- Przynajmniej jesteś szczery. - Prychnęłam. Odwróciłam głowę bo usłyszałam dźwięk klucza w zamku. Gabe wszedł do kuchni, odłożył teczkę i spojrzał na mnie potem na ojca.
- Wszystko w porządku? - Spytał.
- Gabe... - Tata chciał coś powiedzieć.
- Nie pana pytałem. - Zwrócił się do niego spokojnie, a jednak stanowczo. Podszedł do mnie a ja wplotłam palce w jego dłoń.
- Tata przed chwilą mnie przeprosił. - Powiedziałam, a Gabe się zaśmiał.
- Naprawdę? Co pan znowu wymyślił? Może teraz zamiast klubu podpali pan nasz dom?
- Ja tylko...
- Co tylko? Zamiast dbać o Willę podczas najgorszych dni jej choroby pan zwyczajnie robił jej świństwa! Ja już się nie liczę, ale na litość boską to pana córka! Może gdybym był kryminalistą to chodź trochę bym pana zrozumiał ale w takiej sytuacji zwykłe przepraszam nie wystarczy.
- Gabe ma rację tato. - Powiedziałam, ale jednak miałam nadzieję, że trochę bardziej się postara.
- Macie rację, nie ma słów które opiszą to jak się zachowywałem, ale żałuje tego, naprawdę bardzo tego żałuję. Gabe, to co zrobiłeś dla mojej córki było niezwykłe, a ja nie potrafiłem się z tego cieszyć. Zamiast złożyć wam gratulację z okazji zaręczyn, podarowałem ci prezent w postaci złamanych żeber. Nie oczekuję, że mi wybaczycie ale chciałem ci coś dać Gabe. - Sięgnął do kieszeni i podał nam białą kopertę. Spojrzeliśmy na niego podejrzanie. - Otwórzcie. - Polecił.
Gabe otworzył kopertę, był w niej jakiś dokument. Oboje zaczęliśmy czytać mały druczek.
- Czy to jest akt własności klubu? - Zapytałam.
- To jakiś żart? - Gabe był poruszony. - Tu jest napisane, że jestem właścicielem klubu.
- Nie będzie żadnego hotelu, a klub zawsze należał do ciebie. Tylko tak mogę ci podziękować, a za razem przeprosić.
- Tato? Ty naprawdę zrezygnowałeś z hotelu? - Upewniłam się.
- Tak, już go nie chcę. Chcę tylko odzyskać moją, małą córeczkę i powitać w rodzinie jej przyszłego męża. - W oczach stanęły mi łzy, zaśmiałam się i przytuliłam go mocno.
- Kocham cię tatku.
Gabe się uśmiechnął, a tata podał mu rękę.
- Witaj w rodzinie. - Uśmiechnęli się do siebie.
Długo rozmawialiśmy z tatą, mieliśmy dużo do nadrobienia. Okazało się, że oboje z Gabem lubią łowić ryby. Wreszcie byłam w pełni szczęśliwa. Odprowadziliśmy tatę do samochodu, a kiedy odjechał Gabe złapał moją dłoń.
- Czy teraz będziesz się codziennie uśmiechać?
- Aż rozbolą mnie usta. - Spojrzałam na niego. - Nie spodziewałam się, że odda ci klub.
- Ja też nie. Teraz będę musiał pogodzić pracę prawnika i barmana. - Oboje się zaśmialiśmy.
- Teraz to ja będę czekać na nasze wesele. - Powiedziałam tuląc się do niego.
- Wszystkie twoje marzenia się spełniły? - Zapytał cicho.
- Mam jeszcze jedno. - Odpowiedziałam szeptem, spojrzał na mnie zdziwiony. - Pocałuj mnie.
- Dla ciebie wszystko. - Powiedział po czym pochylił się aby spełnić moje życzenie.


Witam :)

Hejooo Wam :D mam nadzieję, że tu jesteście i mnie nie zostawiliście ;) w weekend znowu zacznę pisać, może już jutro dodam rozdział :) wybaczcie tak długą przerwę ale wakacje spędziłam poza domem a liceum to wyzwanie :)
   
                                                                                           Przepraszam was bardzo :)
                                                                                                          Gold.Raven

środa, 16 lipca 2014

Rozdział 43

Pobiegłam do korytarza gdzie tata szarpał się z Gabem i krzyczał:
- Nie daruję ci tego! - Gabe był dość silny ale tata wiele razy bił się w młodości. Popchnął mojego narzeczonego na ścianę i podniósł pięść aby go uderzyć. Wbiegłam między nich i odepchnęłam ojca najmocniej jak umiałam.
- Zostaw go! - Tata złapał mnie za ręce i przyciągnął do siebie, tak że pisnęłam i  nie mogłam mu się wyrwać. Gabe odzyskał równowagę.
- Niech pan ją puści. - Powiedział spokojnie.
- Zabieram ją do domu! A ty mi w tym nie przeszkodzisz! - Wrzeszczał mi nad uchem i potrząsnął mną jak szmacianą lalką.
- Pana dom nie jest przystosowany dla osoby po przeszczepie. - Gabe próbował się do mnie zbliżyć ale bardzo powoli aby ojciec niczego nie wymyślił.
- Znawca medycyny się znalazł! Jak śmiesz oświadczać się mojej córce?!
- Ja się zgodziłam rozumiesz! - Wrzasnęłam, ale on nie zwrócił na to uwagi, tylko jeszcze mocniej przycisnął mnie do siebie.
- Puść ją w tej chwili! - Do korytarza wbiegli Steve i Helen.
- Ty mi rozkazujesz?!
- Puść ją albo zadzwonię po policję! - Steve był nieugięty. Ojciec odepchnął mnie w stronę Gabe'a, który od razu schował mnie w swoich ramionach.
- Puściłem ją tylko dlatego, żeby ci przyłożyć. - Tata zamachnął się i uderzył Steve'a, tak mocno że tamten się przewrócił. Helen pisnęła i zakryła usta dłońmi.
- Tato! - Krzyknęłam, ale on zamachnął się ponownie aby kopnąć mężczyznę. Między nimi stanął Gabe i przycisnął mojego ojca do ściany, tata jednak kopnął go kolanem w brzuch i złapał za koszulę, uderzając nim o ścianę. Gabe stracił równowagę i nie mógł się bronić.
- Wreszcie raz na zawsze pokażę ci co to znaczy ze mną zadrzeć. - Ojciec uniósł pięść. Nie wiedziałam co mam robić, przecież jak on uderzy Gabe'a to na pewno zrobi mu krzywdę, oddychałam jakby kończyło mi się powietrze, nie miałam wyjścia to był jedyny ratunek dla Gabe'a. Może będzie na mnie zły ale jego bezpieczeństwo jest ważniejsze.
- To Gabe oddał mi szpik! - Wrzasnęłam zanim zdążył go uderzyć. Przez chwilę się nie ruszał, puścił Gabe'a, który osunął się na podłogę, trzymając się za brzuch.
- Co ty powiedziałaś? - Ojciec odwrócił się w moim kierunku.
- Człowiek którego uderzyłeś uratował mi życie. Zawsze mnie chronił tylko ty nie potrafisz tego zauważyć. Tamtego dnia Gabe nie był w pracy tylko na sali operacyjnej razem ze mną. Nie chciał abym ci mówiła, dlatego możesz teraz przejrzeć na oczy i zobaczyć, że nasze pieniądze go nie interesują!
- Kłamiesz. - Tata był zdezorientowany. Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Helen na pewno zgodzi się pokazać ci dokumenty przeszczepu.
- To prawda. - Powiedziała Helen, która kucała przy Gabe'a. Ojciec tylko pokręcił głową spojrzał na mnie, potem na Gabe'a i uciekł. Podbiegłam do mojego chłopaka.
- Gabe? - Trzymał się za brzuch.
- Myślę, że ma złamane żebra. - Powiedziała Helen.
- Nic mi nie jest. - Pokręcił głową.
- Przepraszam. - Powiedziałam.
- Za co? - Gabe próbował udawać, że nic go nie boli.
- Że powiedziałam mu o przeszczepie.
- Uratowałaś mój noc przed katastrofą .- Zaśmiał się, a ja go pocałowałam.
- Pomogę ci wstać. - Wzięłam go pod ramię.
- Dam radę, auu!
- Uparty jak ojciec. - Powiedziała Helen, a Steve podszedł do nas i przejął ode mnie Gabe'a.
- Przepraszam pana. - Powiedziałam do mojego przyszłego teścia.
- Nie przejmuj się kochanie. - Uśmiechnął się do mnie. - Chyba nie będziemy się przejmować twoim ojcem prawda?
- Chyba tak. - Spuściłam wzrok.
- Wszystko będzie dobrze skarbie. - Helen mnie przytuliła. - A teraz wracajmy do stołu, tyle jedzenia przecież nie może się zmarnować.
Steve posadził Gabe'a na krześle, a Helen usiadła obok. Podeszłam do mojego chłopaka.
- Gabe, na pewno wszystko w porządku? - Spytałam i złapałam jego rękę.
- Do wesela się zagoi. - Posłał mi jeden z tych jego nieziemskich uśmiechów. Cmoknęłam go w policzek.
- Przynieść panu lód? - Zwróciłam się do Steve'a.
- Jakbyś mogła.
Wyjęłam z zamrażarki paczkę warzyw i podałam mu ją.
- To powinno pomóc.
- Dziękuję. - Złapał mnie za przedramię.
- Wiem, że to trudne ale ja i Helen pomożemy wam najlepiej jak umiemy, a twój tata kiedyś się opamięta. - Powiedział, a Helen pokiwała głową. Gabe tylko patrzył na mnie z troską.
- Ja, zaraz wrócę. - Pobiegłam po schodach do swojego pokoju. Wzięłam telefon i wybrałam numer do osoby, której ufałam w moim domu najbardziej. Odebrała po jednym sygnale.
- Rezydencja państwa Whitford, w czym mogę pomóc?
- Linda.
- Moja mała! No wreszcie dzwonisz! Miałam do was wpaść w następnym tygodniu z jedzeniem i pogratulować zaręczyn.
- Linda proszę nie mów nikomu, że dzwonię. - Poprosiłam.
- Dobrze kochanie, coś się stało? Źle się czujesz?
- Źle się czuję jak pomyślę o tacie. - Zbierało mi się na płacz.
- Tata właśnie wrócił do domu, jakiś zły i... Zaraz on był u was. - Domyśliła się.
- Tak. - Powiedziałam i pozwoliłam aby moje emocje się ujawniły. Zaczęłam pociągać nosem.
- Kochanie nie płacz, opowiedz mi wszystko spokojnie nikt nas nie słyszy.
- On pobił Gabe'a i jego tatę. - Wytarłam pierwszą łzę, nie chciałam żeby Gabe zobaczył że płaczę.
- Co takiego?! Ja mu zaraz wygarnę!
- Nie Linda proszę cię. Mogłabyś do mnie przyjechać? Rodzice Gabe'a są na dole, a ja jestem w kompletnej rozsypce i bardzo cię potrzebuję.
- Już jadę maleńka.
Po jej słowach rozłączyłam się i odłożyłam telefon na szafkę nocną. Wzięłam głęboki oddech i wytarłam łzy z policzków.
- Wszystko słyszałem. - Drgnęłam i odwróciłam się. Gabe stał przy drzwiach.
- Gabe, powinieneś siedzieć.
- Tak, przy tobie. - Usiadł koło mnie i złapał za rękę. - Nie będę ci mówił żebyś nie płakała, chodź tego nie lubię. Położył dłoń na moim policzku i pocałował w czoło.
- To dziwne, że nawet ni jestem na niego zła za to co ci zrobił?
- Nie. - Gładził mnie po plecach.
- Jest mi tylko tak bardzo przykro. To mój tata.
- Kiedyś na pewno zrozumie, że zrobił wiele złego.
- Tylko, że ja nie wiem czy dam radę mu kiedyś wybaczyć.
- Damy radę. - Uśmiechnął się do mnie.
- Czy będzie cię bardzo bolało jak cię teraz przytulę? - Zapytałam, a on przyciągnął mnie do siebie.


poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 42

Gabe mnie puścił i stanęłam na podłodze. Oboje patrzyliśmy na mamę, a ona na nas.
- Mamo?
- Ja...
- Wiem, że może trochę się pośpieszyłem ale...
- Nie nie. - Mama miała łzy w oczach. - Ja bardzo się cieszę. - Podeszła do nas i przytuliła mocno. - To szczęście mieć takiego zięcia jak ty. - Poklepała Gabe'a po ramieniu, a ja pomyślałam że to miłe, chociaż jedno z rodziców się cieszy.
- Mamo nie płacz. - Przytuliłam ją.
- Ja tak bardzo się cieszę. - Zaczęłyśmy się śmiać. - Chyba muszę kupić nowe wino.
- Zaraz to zetrę. - Gabe też się śmiał.
- To co zięciu, skoro Willa nie może alkoholu to chociaż ty się ze mną napij. - Gabe się uśmiechnął.
- Z taką fajną teściową zawsze.
- To ja pojadę do sklepu i zaraz wrócę. - Pobiegła w stronę korytarza. - Ja tak bardzo się cieszę! - Krzyknęła, a my się zaśmialiśmy.
- Trzeba to posprzątać. - Gabe wziął ścierkę i zaczął zmywać resztki wina z podłogi, a ja usiadłam na blacie kuchennym.
- To było słodkie jak tak się stresowałeś. - Powiedziałam, a on posłał mi jeden z jego zabójczych uśmiechów.
- Muszę przyznać, denerwowałem się gorzej jak na maturze.
- Jak mogłeś pomyśleć, że się nie zgodzę! - Zamiótł szkło na szufelkę i podszedł do mnie.
- Myślałem... A zresztą nieważne. - Zwrócił się w kierunku zlewu, ale złapałam go za rękę i przyciągnęłam do siebie.
- Powiedz. - Zachęciłam i cmoknęłam go w czubek nosa, co lekko go rozbawiło.
- Myślałem, że możesz zgodzić się dlatego, że będziesz czuła mi się coś winna.
- Co? O czym ty mówisz? - Bawiłam się palcami jego dłoni.
- Że zgodzisz się tylko dlatego, że oddałem ci szpik. - Parsknęłam śmiechem. - Wiem to głupie. - Uśmiechnął się.
- To, że uratowałeś mi życie to jedno, a to że bardzo cię kocham to drugie.
- To fajnie.- Mrugnął do mnie.
- Ale ze ślubem będziemy musieli poczekać, aż skończy się moja kwarantanna.
- Za ten czas zajmę się załatwianiem spraw związanym z weselem.
- Ale wy jesteście piękną parą. - Mama wróciła z nowym winem.
- To ja pójdę się przebrać i zaraz wrócę. - Gabe cmoknął mnie w usta i pobiegł schodami na górę.
- Ty to masz szczęście kochanie.
- Czasami sama nie mogę w nie uwierzyć.
- Mogę cię o coś zapytać póki nie ma Gabe'a?
- Ale ja nie mam przed Gabem tajemnic. - Powiedziałam.
- Nie chciałabym wam popsuć humoru zaraz po zaręczynach, ale jak to powiesz ojcu? - Mama usiadła przy stole.
- To bardzo proste, po prostu mu nie powiem. - Uśmiechnęłam się. - Nie odzywam się do niego i nie zależy mi czy się zgodzi na nasz ślub czy nie.
- Willa, ale on musi wiedzieć.
- To się dowie ale na pewno nie ode mnie ani Gabe'a.
- A czy ja mogę z nim porozmawiać?
- Powiem ci szczerze. - Zaczęłam. - Jest mi to całkowicie obojętne.

Mama siedziała u nas prawie do trzeciej nad ranem. Potem wezwała taksówkę i wróciła do domu, a my położyliśmy się spać. Rano Gabe pojechał do swoich rodziców aby powiedzieć im o zaręczynach i zaprosić ich na obiad. Właśnie robiłam sałatkę kiedy wrócił do domu i pocałował mnie w policzek.
- I co powiedzieli? - Zapytałam.
- Że bardzo się cieszą i nie mogli wyobrazić sobie lepszej dziewczyny dla mnie.
- No patrz to całkiem  podobnie jak mój tata. - Zażartowałam, a Gabe prawie zakrztusił się sokiem ze śmiechu. - O której będą? - Gabe spojrzał na zegarek.
- Za dwadzieścia minut. Umyję ręce i pomogę ci w kuchni.
- Daj spokój przecież i tak zrobiłeś więcej potraw niż ja. - Zaczęliśmy się przepychać i Gabe umazał mnie sosem ziołowym na nosie. - Hej!
- Nie marudź tylko idź się przebrać a ja wszystko dokończę.
- Tak?
- Tak. - Pokazał białe zęby w uśmiechu. Udałam, że idę do pokoju i rzuciłam w niego resztką masy budyniowej, która została z ciasta.
- Ha ha ha. - Odwrócił się do mnie i jego łobuzerski uśmiech pojawił mu się na twarzy.
- Tak chcesz się bawić? - Włożył ręce do kremu czekoladowego i powoli zbliżał się do mnie.
- Nie. - Zaśmiałam się. - Nie zrobisz tego.
- Chodź się do mnie przytulić. - Rozłożył ramiona.
- Nie. - Pokręciłam głową z uśmiechem. - Nie! - Chciałam uciekać ale ujął moją twarz w dłonie i cała ubrudził. Pisnęłam i przyłożyłam mu tym samym kremem w policzek. Zaczęłam uciekać wokoło  stołu, bo Gabe szukał zemsty. Złapał mnie w pasie i brudząc zakręcił dookoła w powietrzu. Śmialiśmy się tak głośno, że nie zauważyliśmy kiedy Steve i Helen weszli do kuchni. Patrzyli na nas zdumieni i lekko zszokowani. Stanęliśmy z Gabem jak wryci.
- Yyy, cześć Helen, cześć tato. - Gabe przemówił i mnie puścił.
- Gabriel czy ty masz sałatę we włosach? - Zapytał Steve, a jego syn szybko wyrzucił resztki warzywa do zlewu. Z trudem powstrzymywaliśmy się ze śmiechu.
- To my pójdziemy się przebrać, a wy tu zaczekajcie. - Ruszyliśmy w kierunku schodów, a kiedy już wchodziliśmy na górę Gabe się odezwał. - Przypomnij mi, żebym następnym razem zamknął drzwi.
- Dobrze. - Powiedziałam przez śmiech.

Helen i Steve poustawiali już potrawy na stole i czekali aż zejdziemy. Weszłam do salonu , a oni mnie uściskali.
- Gratulacje kochana. - Powiedziała Helen i pogładziła mnie po policzku. - O wiele lepiej wyglądasz bez kremu czekoladowego na twarzy. - Prychnęłam śmiechem.
- To co siadamy do jedzenia tak? - Gabe zszedł na dół.
- No przynajmniej możemy jeść. - Powiedział Steve siadając za stołem. - Gabe kazał nam się wykapać dwa razy i przebrać w ubrania prosto z pralki, inaczej by nas nie wpuścił.
- Dodatkowa kąpiel ci nie zaszkodzi tato. - Zażartował Gabe i położył rękę na moim kolanie.
- Jestem tego samego zdania. - Zaśmiała się Helen.
Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Gabe wstał i pocałował mnie w głowę.
- Ja otworzę. - Ruszył w kierunku drzwi.
- Spodziewacie się kogoś? - Zapytała Helen.
- Nie. - Spojrzałam przez okno i zobaczyłam samochód ojca. - O nie. - Przecież mój ojciec zabije Gabe'a, za to że mi się oświadczył. Zerwałam się z krzesła. - Gabe! Nie otwieraj drzwi!


niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 41

Siedziałam przy kuchennym stole i wpatrywałam się w szklankę wody. Przesuwałam palcem po jej oszlifowanej krawędzi, podpierając głowę drugą ręką. Spojrzałam na zegarek, było dopiero wpół do trzeciej, a Gabe kończył dziś pracę o czwartej. Miałam ponownie zająć się szklanką kiedy zadzwonił mój telefon. Rozejrzałam się dookoła i zorientowałam się, że zostawiłam go w sypialni Gabe'a. Moim zdaniem był to zupełnie niepotrzebny pokój, ale Gabe uparł się, że będzie spał oddzielnie żeby nie przenieść na mnie żadnego wirusa, którego mógł się nabawić w pracy. Powoli doszłam do pokoju i spojrzałam na wyświetlacz: MAMA.
- Halo? - Powiedziałam odruchowo i usiadłam na łóżku.
- Willa skarbie, od wczoraj nie mogłam się do ciebie dodzwonić! - Racja po zajściu z ojcem nie miałam ochoty gadać z moją rodziną.
- Wszystko okej mamo. - Powiedziałam smętnie.
- Mam do ciebie przyjechać?
- Nie, Gabe powinien zaraz wrócić. - Zataczałam stopą kółko na dywanie.
- Willa porozmawiaj ze mną.
- Mamo nie mam ochoty o tym rozmawiać, wstałam nawet w dobrym humorze więc nie psujmy tego.
- Co tam się stało?
- Nie odpuścisz co?
- Jestem uparta, masz to po mnie.
- A myślałam, że po tacie. - Obie się zaśmiałyśmy.
- Kochanie proszę.
- Tata nic ci nie powiedział? - Zapytałam.
- Wyklinał tylko Gabe'a, o tobie nic nie wspomniał.
- Przyszedł do nas, zaczął mnie ciągnąć do samochodu więc Gabe go odepchnął tyle.
- Ja z nim porozmawiam. - Zapewniła mama.
- I co mu powiesz?
- Żeby was przeprosił. - Wybuchnęłam śmiechem.
- Mamo! Prędzej świnie zaczną latać.
- Może masz rację. Przepraszam cię kotku po prostu jestem bezradna. - W jej głosie słyszałam smutek.
- Mamo to nie twoja wina. - Nie odzywała się, więc postanowiłam ją pocieszyć w inny sposób. - A może wpadłabyś do nas na kolację?
- Mogłabym?
- No jasne, mogłybyśmy porozmawiać. Gabe ugotuje coś dobrego.
- Dobrze kochanie. - Chyba mi się udało, bo po głosie stwierdziłam, że się uśmiecha. - Przynieść ci coś, może czegoś potrzebujecie?
- Nie mamo, Gabe zrobił porządnie zapasy.
- A on nie będzie miał nic przeciwko?
- Spróbowałby. - Zaśmiałam się. - Mamo on cię uwielbia, poza tym to Gabe.
- Masz rację, dziękuję kochanie.
- Za co?
- Za to, że w końcu wyrwę się z tego domu i od twojego ojca, który ciągle narzeka.
- Możesz wpadać kiedy zechcesz. Tylko najpierw się zapowiedź. - Zaśmiała się. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. - Mamo muszę kończyć, chyba Gabe wrócił. - Spojrzałam na zegarek była za kwadrans trzecia, trochę wcześnie.
- Dobrze skarbie to będę na piątą.
- Nie, nie. Możesz przyjechać na wpół do czwartej?
- Jasne, będę. Pa kochanie.
- Pa. - Rozłączyłam się i zeszłam na dół do korytarza. Rozejrzałam się dookoła, nikogo nie było. Spojrzałam na komodę, teczka Gabe'a stała otwarta. - Gabe?!
- Tutaj! - Jego głos dobiegał z kuchni.
Weszłam od strony salonu, Gabe stał tyłem do mnie i wpatrywał się w okno.
- Wszystko w porządku? - Odwrócił się kiedy mnie usłyszał. Był w swoim garniturze, w którym chodził do pracy. Wyglądał bardzo przystojnie.
- Heh. - Potarł podbródek palcem i uśmiechnął się łobuzersko. Chciałam do niego podejść ale zatrzymał mnie ruchem dłoni. - Stój tam gdzie teraz dobrze?
- Gabe o co chodzi? - Zbierało mi się na śmiech.
- Nie tylko się nie śmiej bo w ogóle nic nie powiem. - Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Co ty...
- Możesz przez chwilę nic nie mówić. - Uciszyłam się, ale głupkowaty uśmiech nie zniknął z mojej twarzy. Gabe wziął głęboki oddech i sięgnął po coś co leżało na parapecie. - Chciałem ci kupić prawdziwe kwiaty, ale nie możesz mieć styczności z roślinami, więc kupiłem czekoladowe róże. - Dał mi je, a ja się zaśmiałam i spojrzałam na niego, lekko się rozluźnił.
- Dziękuję.
- Miałaś nic nie mówić. - Pogroził mi palcem, a ja znowu się zaśmiałam.
- To może nie jest kafejka na plaży ani luksusowa restauracja ale jakoś to przeboleje. - Krążył po kuchni, a ja byłam coraz bardziej zdezorientowana. Przeczesał włosy rękami. - Chciałem cię o to zapytać wczoraj od razu w nowym domu, ale twój tata zepsuł atmosferę. - Podszedł do mnie. - Kocham cię wiesz?
- Wiem. - Nadal chciało mi się śmiać, jednak to minęło kiedy Gabe klęknął przede mną. - Gabe?
- Willo Whitford czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - Mówiąc to wyjął z kieszeni marynarki małe czerwone pudełeczko, a kiedy je otworzył moim oczom ukazał się pierścionek z białego złota. Zamurowało mnie, a czekoladowy bukiet upadł mi na podłogę. Miałam otwartą buzie i nią poruszałam.
- Teraz już możesz się odzywać. - Powiedział Gabe, widząc moją minę. Zaczęłam się śmiać przez łzy.
- Tak, po tysiąc razy tak! - Gabe założył mi pierścionek na palec, a kiedy wstał z podłogi, rzuciłam się na niego, a on podniósł mnie i pocałował. Oplotłam nogami jego biodra i ujęłam jego twarz w dłonie.
- Żeby było jasne, sam wybierałem pierścionek, żadna z sióstr mi nie pomagała. - Zaczęliśmy się śmiać.
- Jest cudowny. - Powiedziałam i przyłożyłam swoje czoło do jego. - Doprowadziłeś mnie do łez!
- Jak to łez szczęścia to możesz płakać codziennie. - Cmoknął mnie w usta i nagle drzwi domu otworzyły się, a w nich stanęła mama. Całkiem o niej zapomniałam, miała wino w ręku i patrzyła na nas trochę zdezorientowana.
- Co tu się stało?
- Właśnie poprosiłem pani córkę o rękę, a ona się zgodziła. - Powiedział Gabe nadal trzymając mnie na rękach. Mina mojej mamy była wtedy nie do opisania, powiem tylko że butelka z winem wypadła jej z ręki i rozbiła się na milion kawałków.


środa, 2 lipca 2014

Rozdział 40

Podjechaliśmy z Gabem pod dom. Dużo się zmienił odkąd byłam tu ostatnim razem. Przed budynkiem posadzone były drzewa, krzewy i kwiaty, a droga wyłożona była kostką. Okna nie były już zniszczone, zastąpiły je nowe w drewnianej oprawie. Widać było, że kamień z którego wykonany był dom został skrupulatnie wyczyszczony.
- No no - powiedziałam, wysiadając z samochodu. - Ekipa remontowa spisała się na medal.
- Poczekaj aż wejdziesz do środka. - Powiedział Gabe, który wyjmował bagaże.
Nie czekając na niego udałam się do środka i otworzyłam drzwi. Kiedy to zrobiłam zaparło mi dech w piersiach, weszłam do jasnego przedpokoju z kremowymi ścianami i ozdobnym kamieniem na jednej z nich. Nie mogłam się ruszyć, spojrzałam w lewo gdzie stała biała komoda na buty i drobne rzeczy, a nad nią wisiało prostokątne lustro. Odwróciłam się i zobaczyłam białą, lśniącą szafę, koło której stał ozdobny fotel.
- A mówiłem, że zaniemówisz? - Gabe wniósł bagaże i zamknął za sobą drzwi.
- Tu jest lepiej niż przypuszczałam.
- Poczekaj, to dopiero przedpokój, idź zobaczyć resztę a ja cię rozpakuję.
Chodziłam po domu i co chwila zachwycałam się nowym pomieszczeniem. Kuchnia, która była w kolorze pastelowej zieleni podbiła moje serce. Białe, połyskowe meble dodawały jej uroku, a stół i krzesła zachęcały do spożycia posiłku. Kątem oka zerknęłam na taras, który był jak wyjęty z bajki. Kiedy obejrzałam już prawie wszystko, weszłam do naszej sypialni. Była cudowna, nie mogłam wyobrazić sobie lepszej. Ściany pomalowane były na kolor kawy z mlekiem, a dywan był w kolorze jasnego brązu. Centrum pokoju oczywiście zajmowało ogromne łóżko, przy którym stały trzy małe pufy. Obok znajdowała się mała komoda na podręczne rzeczy z lampką nocną. Na przeciwko stały fotel, moja toaletka i komoda z wiszącym telewizorem, natomiast w kącie przy drzwiach miała swoje miejsce przepiękna, stojąca lampa. Najbardziej podobało mi się to, że z sypialni wychodziło się na balkon, z którego widać było ocean. Zadowolona przewróciłam się na łóżko. Zamknęłam oczy, nie mogłam uwierzyć że jest tu tak pięknie. Dom nie był aż tak duży jak mój co bardzo mnie cieszyło. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Gabe opierał się o framugę i bacznie mi się przyglądał.
- Zadowolona?
- Szczęśliwa. - Podbiegłam do niego i pocałowałam.
-Nie zdążyłaś zrobić planów, bo trafiłaś do szpitala więc nie byłem pewien czy wszystko ci się spodoba.
- Podoba mi się i to bardzo. - Uśmiechałam się, uwieszona na jego szyi. - Ale przyznaj się.
- Do czego? - Zdziwił się.
- Że siostry ci pomagały, nawet ty nie jesteś taki idealny.
- Rozszyfrowałaś mnie. - Oboje się zaśmialiśmy. - Zależało mi na balkonach i tarasach, żebyś mogła chociaż na chwilę wyjść z domu. Dokupię tylko jakieś parasole żebyś nie siedziała na słońcu
- Gabe? Czy ja dam radę przez rok siedzieć w domu, przestrzegać tych wszystkich wymogów pod względem higieny i ciągłego uważania żeby się nie przeziębić.
- Ty nie dasz rady. - Spojrzałam na niego i spuściłam wzrok. Ujął mój podbródek i podniósł mi głowę tak, że patrzyłam mu w oczy. - Ty nie dasz - powtórzył - ale my damy. - Mimowolnie się uśmiechnęłam. Chciałam coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- To pewnie Linda. - Powiedziałam. - Przyniesie nam tonę jedzenia zobaczysz.
- Pójdę otworzyć.
- Nie ty idź i rozłóż stół na tarasie, bo mam ochotę tam z tobą posiedzieć. - Pocałowałam go w policzek i ruszyłam schodami na dół. Zmęczyłam się tym trochę, ale po przeszczepie będę się męczyć nawet przy jedzeniu. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi. To kogo w nich zobaczyłam odebrało mi mowę.
- Tata? - Spodziewałam się go, ale nie myślałam że przyjedzie do nas od razu.
- A na kogo wyglądam? - Był zdenerwowany aż cały dygotał.
- To chyba nie jest najlepszy moment na wizytę, poza tym nadal z tobą nie rozmawiam. - Chciałam zamknąć drzwi, ale zatrzymał mnie nogą.
- Nie obchodzi mnie czy ze mną rozmawiasz czy nie, jesteś moją córką i masz wrócić do domu!
- Nie, nigdzie z tobą nie wracam.
- On się tobą nie zajmie, zobaczysz złapiesz coś i szpik zostanie odrzucony. Tego chcesz?
- Przecież tobie nie chodzi o szpik tylko o to, że mieszkam z Gabem, poza tym jak zajął byś się mną gdybym mieszkała w domu? Przecież ty całymi dniami siedzisz w pracy, albo w gabinecie.
- Dosyć tego Willa! - Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął.
- Puść mnie! Nigdzie z tobą nie jadę.
- Puszczę cię dopiero jak dojedziemy do domu! - Był silny, ciągnął mnie ale się opierałam, przez o jego palce coraz bardziej wbijały mi się w skórę.
- Tato, puść mnie to boli!
- Bez dyskusji!
- Auu! - W tym momencie pojawił się Gabe, który szybkim ruchem ręki odepchnął ode mnie ojca, a drugą przesunął mnie za siebie.
- Ty masz czelność mnie popychać? - Ojciec wpadł w furię.
- A pan nie wie, że ludzi po przeszczepach nie wolno męczyć ani denerwować? - Gabe mówił to bardzo spokojnie, co wprawiało ojca w jeszcze większy szał.
- Zabrałeś mi córkę Coleman i mi za to zapłacisz. - Poprawił marynarkę wsiad łdo samochodu i odjechał. Gabe odwrócił się do mnie.
- Wszystko w porządku?
- Tak, nie. Nie wiem.
- Willa. - Przyciągnął mnie do siebie i przytulił. - Wszystko będzie dobrze.



środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 39

Piętnaście dni, te słowa powtarzałam sobie pary razy dziennie. Wytrzymam, muszę, za niecały miesiąc będę już w domu. W nowym domu, z Gabem. A skoro mowa o Gabie , był u mnie codziennie. Stał przy szybie i uśmiechał się do mnie albo po prostu patrzył jak śpię. Raz nawet widziałam go razem z moim ojcem. Obaj mieli wtedy pokerowe twarze, ale żaden się nie poruszył. Gabe robił przerwy tylko wtedy gdy Helen krzyczała na niego żeby się przespał albo coś zjadł. Nawet w kancelarii adwokackiej zostawił tylko Dannego. Szpital stał się jego domem. Któregoś dnia zapytałam Helen, czy nie mogłaby dać mi komórki żebym porozmawiała z Gabem, ale ona powiedziała, że na telefonie jest tyle bakterii i lepiej nie ryzykować. Taki lekarz to skarb, niedługo zabroni mi chodzić do toalety bo tam też są zarazki. W końcu minęło dwadzieścia dni od operacji i odłączono mnie od tych wszystkich maszyn, została tylko kroplówka z witaminami i wcześniejszymi lekami. Helen poszła po moją mamę, żeby do mnie wejść trzeba było wykonać serię zadań jak w jakiejś grze, w której przechodzi się z poziomu do poziomu. Mama musiała się umyć w specjalnych płynach odkażających, najpierw oczywiście zbadano ją czy jest zdrowa, następnie dali jej specjalny jednorazowy strój jaki nosiła Helen i po setnym umyciu rąk wpuszczono ją do środka. Podeszła do mnie i uścisnęła mocno.
- Kochanie, jak dobrze znowu cię przytulić. - Powiedziała. Spojrzałam na szybę gdzie stali tata i Gabe ignorując siebie nawzajem.
- Ciebie też mamo. - Usiadła na stołku, nie puszczając mojej ręki. Powędrowała za moim spojrzeniem.
- Śmiesznie wyglądają prawda?
- Bardzo. - Zaśmiałam się.
- Ale powiedz jak się czujesz?
- Już lepiej, jestem trochę osłabiona ale to nic w porównaniu z tym co było przed operacją. - Uśmiechnęłam się.
- Linda już zaczęła odkażać cały dom. Musimy kupić jeszcze parę rzeczy na twój powrót...
- Mamo. - Przerwałam jej.
- Co się stało?
- Ja nie wrócę do domu.
- Jak to nie wrócisz? - Zaczęła się śmiać. - Przecież już wszystko w porządku i...
- Nie o to chodzi mamo. Gabe kupił dom i chcę z nim zamieszkać.
- Słucham? Ale kochanie po operacji będziesz potrzebowała opieki i sterylnych warunków, a w domu...
- Gabe wie o tym wszystkim i zamieszkałabym z nim już dawno tylko trafiłam tutaj.
- Jesteś tego pewna? - Zapytała.
- Tak.
Mama jeszcze długo nakłaniała mnie abym wróciła do domu, ale ja byłam nieugięta. Namówiłam ją też aby nic nie mówiła ojcu, bo ten mógłby się wściec i zrobić coś Gabowi. Przez cały mój pobyt w szpitalu Gabe nie opuścił mnie na krok, a mój tata nie opuścił Gabe'a. Widziałam jak go obserwował i przewracał oczami kiedy moja mama z nim rozmawiała. Dzień w którym Helen wypisała mnie do domu był jednym z najlepszych dni w moim życiu. Wszystko układało się po mojej myśli, Gabe przyjechał po mnie z moją mamą i całą trójką udaliśmy się do gabinetu Helen, po ostatnie instrukcje.
- Przede wszystkim chciałam was poinformować, że szpik się przyjął. - Powiedziała lekarka. Wszyscy wpadliśmy w euforię, oznaczało to, że jestem zdrowa.
- Muszę wam przypomnieć co i jak. - Mówiła Helen. - Ale chcę też wiedzieć czy nadal się na to piszesz Gabe? Mieszkać z człowiekiem po przeszczepie to trudne zadanie, które prowadzi za sobą wiele wyrzeczeń. - Spojrzałam na mojego chłopaka, nie miałabym żalu gdyby się rozmyślił.
- Tak jak mówiłem, chcę mieszkać z Willą i nic tego nie zmieni. - Złapał mnie za rękę, a ja się uśmiechnęłam.
- Dobrze, pamiętaj że my z tatą możemy przychodzić codziennie, mieszkamy przecież blisko was.
- Ja też i Linda. - Wtrąciła się mama.
- Wyjaśnię wam jak to ma wszystko wyglądać. W domu musi panować szczególny reżim z powodu braku odporności Willi. W mieszkaniu nie mogą znajdować się żadne rośliny ani zwierzęta dlatego Rina i Seth na razie zostaną u nas, Willa musi przyjmować leki o ścisłych porach określonych przez mnie, oraz przestrzegać higieny. - Oboje z Gabem kiwaliśmy głowami. - W ciągu dwunastu miesięcy od przeszczepu powinnaś unikać kontaktu z dziećmi, dużych skupisk ludzkich takich jak kina, sklepy. Nie możesz długo siedzieć na słońcu, bo ludzie po przeszczepie są narażeni na raka skóry.Toaletę ciała należy wykonywać dwa razy dziennie, używając jednorazowych myjek, a zęby myć po każdym posiłku miękką szczoteczką zmienianą raz w tygodniu. Do normalnego życia możesz wrócić dopiero za rok.
- Damy radę  - Gabe się uśmiechnął.
Helen opowiedziała nam wszystko i zapisała na kartce trochę wskazówek. Wyszliśmy z gabinetu, a Gabe zabrał moją torbę z ubraniami i poszedł do samochodu. Ja i mam szłyśmy korytarzem w milczeniu.
- Kochanie. - Spojrzała na mnie, ściskając moją dokumentację. - Jeśli będziesz mnie potrzebowała wystarczy zadzwonić. - Bez zastanowienia ją przytuliłam.
- Dziękuję. - Powiedziałam jej do ucha. - Obie zeszłyśmy na parking gdzie czekał Gabe. - Pojedziesz z nami? - Zapytałam mamę.
- Nie skarbie, dziś nacieszcie się domem sami, a ja zobaczę go jutro. Przecież muszę jeszcze powiedzieć tacie o twojej przeprowadzce. Zabrałaś od nas już wszystkie rzeczy?
- Tak tydzień temu Gabe po nie pojechał.
- Jeźdźcie ostrożnie. - Mama pocałowała mnie w policzek, przytuliła Gabe'a i zniknęłam za rogiem.
- Gotowa zobaczyć nowy dom?
- Jak nigdy dotąd.



wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział 38

- Cały czas będziemy tu czekać kochanie. - Mówiła mama kiedy wieziono mnie na salę operacyjną.
- Wszystko bedzie dobrze. - Tata również był przy mnie. Dojechaliśmy już do drzwi bloku operacyjnego.
- Widzimy się za parę godzin. - Powiedziałam i puściłam rękę mamy.
Helen weszła na blok, a anastezjolog przygotowywała mnie do narkozy.
- Czy Gabe już jest? - Zapytałam.
- Tak, właśnie podali mu narkozę. - Helen podeszla do mnie i uśmiechnęła się.
- Uważajcie na niego.
- Nie martw się jest w dobrych rękach, a ty jak się obudzisz będziesz o wiele zdrowsza. - Lekarka przełożyła mi maseczkę do twarzy i po kilki sekundach nie widziałam już nic oprócz czerni.

Czułam specyficzny zapach, słyszałam jak chodzą jakieś maszyny. Poruszyłam palcami, prawej dłoni. Coś w niej tkwiło, ograniczało mi swobodę zginania palców. Może to bandaż albo wenflon? Moje powieki były ciężkie jak kawałki ołowiu. Na moich ustach też coś było. Oddychałam przez to, czułam jak lekki wiaterek owiewa mi wargi. Czyżby to była maseczka z tlenem? Obok mnie ktoś stał, słyszałam jak długopis styka się z kartką. Bardzo powoli zaczęłam otwierać oczy. Zobaczyłam jasne światło, a po chwili zarysy szafek i maszyny do przetaczania czerwonych krwinek i preparatów płytkowych. Byłam do nich podpięta, leżałam na niewielkiej sali, bez okien z niebieskimi ścianami, na jednej z nich była umieszczona szyba, za którą stali moi rodzice i Linda. Skierowałam moje spojrzenie w górę.  Helen stała koło łóżka i notowała coś w zeszycie. Kiedy nasze oczy się spotkały, nachyliła się nade mną.
- Witamy wśród żywych.  - Była ubrana w specjalny strój, a na twarzy miała maseczke i czepek żeby nie przenieść na mnie żadnych bakterii.  - Zdejmę ci teraz maseczkę.  - Lekko podniosła mi głowę i uwolniła moje usta. Otworzyłam je żeby coś powiedzieć, nie miałam sily poruszyc głową, a co dopiero mówić.  - Spokojnie - powiedziała lekarka. - Za chwilę powinnaś odzyskać siłę. - Spróbowałam jeszcze raz. Wydobył się ze mnie tylko cichy jęk. Jeszcze raz, pomyślałam.
- G... Gabe? - Wydukałam.
- Wszystki z nim w porządku,  obudził się godzinę temu. Boli go trochę kręgosłup ale to normalne po operacji. Jutro juz go wypiszemy. - Kamień spadł mi z serca,  z Gabem wszystko dobrze,  tylko to się dla mnie liczyło. Helen wskazała palcem na szybę. - Linda i twoi rodzice stoją tu odkąd cię przywieźliśmy. - Probowałam się uśmiechnąć, ale zamiast tego na mojej twarzy pojawił się grymas. - Willa czy coś cię boli? - Helen nadal coś notowała.
- Krę... Kręgosłup.  - Wydusiłam.
- A czy jest ci niedobrze ?
- Tak.
- To nic, nie przejmuj się to normalne objawy u biorcy szpiku.  Odpoczywaj, kiedy odzyskasz siły wrócę do ciebie i porozmawiamy.
- Idź do Gabe'a. - Nakazałam prawie niesłyszalnym głosem.
- Nie martw się o niego, to silny chłopak. - Zamknęła zeszyt i zniknęła za przesuwanymi drzwiami na identyfikator.
Przez parę godzin dochodziłam do siebie, próbowałam poruszać palcami i mówić, a nawet nuciłam sobie pod nosem. Pod koniec dnia nawet machałam rodzicom i Lindzie, którzy nie ruszyli się na krok. Czułam się trochę dziwnie za tą szybą, trochę jakbym była jakimś okazem w zoo. Helen przyszła do mnie pod wieczór kiedy moja rodzina pojechała coś zjeść.
- I jak? Lepiej? - Usiadła na metalowym stołku obok łóżka.
- Nie licząc tego, że już dwa razy wymiotowałam to tak. - Uśmiechnęłam się.
- Gabe pytał o ciebie. Powiedziałam, że powoli dochodzisz do siebie.
- A on? Jak on się czuje?
- Jak tylko odzyskał trochę sił, chciałam wstawać i iść do ciebie. Jego tata musiał go przytrzymać na łóżku, żeby leżał. Teraz go pilnuje więc musi wytrzymać do jutra. - Zaśmiałam się.
- Helen, wiem że jestem lekarzem i powinnam coś wiedzieć na ten temat. Ale onkologia to nie moja dziedzina i bardzo mało się o niej uczyłam.
- Spokojnie, możesz pytać o co chcesz. - Helen założyła nogę na nogę.
- Te maszyny ile jeszcze będę do nich podłączona?
- Przez około piętnaście dni, ponieważ przez ten czas nowy szpik pracuje bardzo słabo  i musimy przetaczać ci czerwone krwinki wraz z preparatami płytkowymi. A kroplówka  - wskazała na nią palcem. - Ze względu na brak leukocytów jesteś bardzo podatna na infekcje dlatego przez kroplówkę podajemy ci środki przeciwwirusowe, antybakteryjne i przeciwgrzybiczne.
- Czyli cała apteka. - Helen się zaśmiała. - Kiedy będzie mogła do mnie wejść mama?
- Tak jak mówiłam przez te piętnaście dni na pewno nikogo nie wpuszczę. Jak skończymy przetaczanie wtedy pozwolę twojej mamie tu wejść, ale tylko mamie. Nawet nie myśl, że wpuszczę tu Gabe'a.
- Wiem. - Posmutniałam.
- Ale nie martw się ten czas minie szybciej niż ci cię wydaję.



poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 37

- Boże to jakiś cud. - Moja mama płakała ze szczęścia. - Jak to się stało? - Cała moja rodzina stała przy moim łóżku, a Gabe czekał na korytarzu.
- Mówiłam już, zgłosił się do nas dawca, badanie wykazało zgodność więc jutro możemy przystąpić do przeszczepu. - Wyjaśniła Helen.
- Ale czy ten człowiek musi być anonimowy? - Dopytywał się ojciec. - Chciałbym mu podziękować. - Tak bardzo chciałam mu powiedzieć, że ten człowiek siedzi na korytarzu i patrzy w naszą stronę. Może wtedy tata oddałby mu klub i zobaczył w nim chłopaka, który mnie kocha. Ale nie mogłam tego zrobić, obiecałam Gabowi i dotrzymam słowa.
- Już mówiłam, że ten człowiek odda Willi szpik jedynie wtedy gdy pozostanie anonimowy. - Bzura Gabe oddałby mi szpik nawet jeśli mój ojciec by się o tym dowiedział, ale Helen musiała grać swoją rolę.
- No dobrze zgodzimy się na wszystko. - Powiedziała mama.
- Dobrze, pójdę po potrzebne dokumenty, które Willa musi wypełnić.
- Kochanie dostaniesz szpik, tak się cieszę. - Mama nie posiadała się z radości, ja też.
- Mamo, chcę porozmawiać z Gabem.
- Mamy wyjść?
- Nie, ale nie sądzę żeby tata chciał siedzieć z Gabem w jednym pomieszczeniu.
- Masz rację nie chcę. - Ojciec przybrał kamienny wyraz twarzy i wyszedł, co dało Gabowi znak, że chcę aby do mnie wszedł. Powoli podszedł do mojego łóżka, gdzie siedziała już mama. Uśmiechnęła się do niego, a on odwdzięczył się tym samym.
- Czy to nie dziwne Gabe?
- Co takiego? - Stanął przy mnie i złapał za rękę.
- Ten dawca, nie chce się ujawnić.
- Najważniejsze, że Willa będzie zdrowa. - Pocałował mnie w głowę.
- Masz rację. - Mama uśmiechała się coraz szerzej. - Zostawię was samych. - Brendy już też nie było na sali. Dziś rano miała przeszczep, więc mogliśmy swobodnie porozmawiać. Gabe usiadł na miejscu mojej mamy.
- Boisz się? - Zapytał.
- Trochę, ale nie o siebie tylko o ciebie.
- O mnie? - Zaśmiał się.
- Żeby nic ci się nie stało. - Spuściłam wzrok.
- Willa, ludzie mają o wiele bardziej skomplikowane operacje i żyją. - Ujął mój podbródek, spojrzałam mu w oczy i pocałowałam.
- Wiesz, że nie będziesz mógł mnie dotknąć ani porozmawiać ze mną przynajmniej przez miesiąc. Izolacja w sterylnych warunkach jest konieczna do momentu powrotu prawidłowej odporności pacjenta, co może potrwać około trzy, cztery tygodnie od momentu przeszczepu. - Wyjaśniłam.
- Będę do ciebie machał przez szybę. - Oboje się zaśmialiśmy.
- Wytrzymamy?
- Kto jak nie my. - Przytuliłam się do niego, najmocniej jak umiałam.
- Na pewno nie masz żadnych przeciwwskazań żeby oddać mi szpik? - Zapytałam.
- Skarbie nic mi nie będzie. - Był taki pewny siebie.
- Masz czy nie?
- Ale ty jesteś uparta. - Przewrócił oczami. - Nie mam, wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Na pewno? Bo jeśli jest jakiś problem to... - Nie dokończyłam bo zatkał mi usta pocałunkiem.
- Wszystko będzie dobrze, ty będziesz zdrowa a ja codziennie będę przychodził i patrzył na ciebie zza szyby.
- Chcę to już mieć za sobą Gabe. - Patrzyłam na wenflon w mojej dłoni.
- Wiesz, chyba mam coś co poprawi ci humor. - Złapał mnie za rękę, spojrzałam na niego.
- Co takiego?
- Nasz dom. - Zupełnie zapomniałam. Przez moją chorobę wyleciało mi z głowy, że mam zamieszkać z Gabem w domu moich marzeń.
- Zapomniałam. - Uśmiechnęłam się. - No tak.
- Chcę cię tam zabrać. Ekipa remontowa skończy pracę akurat jak wyjdziesz ze szpitala. Wiem, że nie będziesz mogła wychodzić z domu przez jakiś czas ze względu na odporność i osłabienie, dlatego chcę być przy tobie cały czas.
- Czyli że...
- Prosto ze szpitala zabieram cię do naszego domu, już powiedziałem Lindzie żeby powoli pakowała twoje rzeczy.
- Gabe! - Rzuciłam mu się na szyję. - Tak bardzo się cieszę. - Gładził mnie dłonią po plecach.
- Gabe. - Helen weszła do sali. - Musze z wami porozmawiać. - Oboje spojrzeliśmy na nią, podeszła do nas i usiadła na łóżku obok.
- Coś nie tak? - Zapytał Gabe.
- Nie, wszystko jest w porządku. Chciałam wam tylko opowiedzieć jak to będzie wyglądać.
- Willa już mniej więcej mówiła mi, że po przeszczepie ją odizolujesz od świata.
- To konieczne, żeby przeszczep się przyjął. Poza tym najmniejsze przeziębienie mogłoby ją wtedy zabić. - Gabe spojrzał na mnie wzrokiem pełnym troski. Helen poklepała go po kolanie. - Nie martw się, zadbamy o nią.
- Wiem, musi się udać.
- Jesteśmy na dobrej drodze, myślę, że przeszczep powinien się przyjąć.

Helen jeszcze długo rozmawiała z nami o jutrzejszej operacji. Gabe chciał przy mnie spać, ale kazałam mu iść do domu i się wyspać. Poza tym rodzice mogliby się czegoś domyślić. Oficjalnie Gabe miał być jutro w pracy. Przytuliłam go ostatni raz przez miesięczną przerwą, właściwie nie wiedziałam jak wytrzymam tyle czasu, bez dotyku Gabe'a. Po jego wyjściu położyłam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć.
- Śpisz? - Tata stał obok mojego łóżka. Spojrzałam na niego, zaskoczona. - Będę tu dziś nocował, chcę być przy tobie. - Pokiwałam głową - Możesz się na mnie przez chwilę nie gniewać?
- Chciałabym, ale nie potrafię. - Powiedziałam, patrząc na swoje nogi.
- Nie będziemy mogli rozmawiać po operacji, więc chciałem ci powiedzieć, że bardzo cię kocham córeczko. - Pocałował mnie w czoło i odszedł. Łzy popłynęły mi po policzkach, przez chwilę odzyskałam dawnego tatę, którego tak bardzo potrzebowałam.





sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 36

Przez całe dwa dni próbowałam dodzwonić się do Gabe'a, bezskutecznie. Wreszcie, przyszła do mnie Linda. Opowiedziałam jej o wszystkim co się stało, ale bardziej niż Gabe martwił ją mój stan zdrowia. Była cicha jakby trochę zmęczona, ale potrafiła mnie pocieszyć. Helen cały ranek unikała rozmowy ze mną, podobno przyszła do mnie jak spałam sprawdzić ilość leku w kroplówce. To wszystko było dla mnie dziwne, ale w końcu Gabe to jej rodzina, zawsze będzie po jego stronie. Obiadu nie tknęłam, nie miałam apetytu, za to Brenda jadła za nas obie. Jutro miała mieć przeszczep. Jej syn zgłosił się już na oddział i czekał na dalsze instrukcje. Miała szczęście, ja w zasadzie nie wiedziałam dlaczego Helen mnie tu trzymała, nie było już sensu leżeć w szpitalu, skoro i tak wszystko było już wiadome, a czułam że na liście potrzebujących jestem gdzieś przy końcu. Spojrzałam w stronę okna, jak będę już bardzo zdesperowana to powinnam przez nie wyskoczyć. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Co się ze mną dzieję, powinnam ryczeć w poduszkę a ja snuję dziwne wizje o skakaniu z okna.
- Willa. - Mama weszła do sali z książką w ręku. - Jak się czujesz kochanie?
- Serio muszę odpowiadać na to pytanie? - Siedziałam na łóżku po turecku, bo Helen dała mi w końcu coś bardzo mocnego od bólu, więc mogłam zmienić pozycję leżącą na siedzącą.
- Masz rację, przepraszam.
- Nie musisz. - Uśmiechnęłam się do niej.
- Przyniosłam ci książkę, żebyś się nie nudziła. - Miałam odpowiedzieć jej na to jakąś ciętą ripostą, że czas zajmuje mi myślenie o śmierci, ale darowałam sobie.
- Dzięki mamo. - Położyłam książkę na szafce. - Mamo.
- Słucham kochanie. - Przybliżyła się lekko.
- Czy Gabe się odzywał, albo był u nas?
- Niestety nie skarbie. Przykro mi, że tak to się skończyło.
- Tata pewnie czuję satysfakcję. - Bawiłam się sznureczkami od spodni.
- Skarbie tata zrobił źle, ale bardzo cię kocha i jest tu cały czas mimo, że nie chcesz go widzieć. - Spojrzała w kierunku korytarza.
- Ja też go kocham mamo, ale ludzie których kochamy też potrafią nas zranić, a tata po raz pierwszy w życiu mnie tak oszukał.
- Wszystko się ułoży zobaczysz. Kiedyś na pewno się pogodzicie.
- Mamo nie będzie żądnego kiedyś, za parę tygodni możesz organizować mi pogrzeb. - Nie mogłam już wytrzymać pocieszania mnie. Mama patrzyła na mnie przez chwilę i zaczęła płakać. Zrozumiałam, że nie powinnam tak mówić. - Mamo, przepraszam. Mamo nie płacz. - Przytuliłam ją.
- To ja powinnam pocieszać ciebie.
- Obie powinnyście pogadać o czymś innym niż choroba, w moim domu ten temat był zakazany. - Brenda patrzyła na nas zza gazety. Obie z mamą spojrzałyśmy na nią.
- Ma pani rację. - Powiedziałam. - Powinnyśmy porozmawiać o tym jak spędziłaś dzień, albo czy Linda znowu dokucza tacie.
- Chciałabym skarbie, ale wszyscy są przygnębieni tą całą sytuacją, nie poznałabyś teraz naszego domu. - Nie wiedziałam co mam powiedzieć, Brenda najwidoczniej też bo spuściła wzrok i udawała, że czyta.
- Mamo jedź do domu, razem z tatą i odpocznij.
- Nie kochanie...
- Mamo proszę cię, chociaż na chwilę o mnie zapomnij.
- Willa...
- Mamo, wiesz że jestem uparta. Przyjedziesz do mnie jutro i porozmawiamy o czymś przyjemnym. - Uśmiechnęłam się do niej, a ona pocałowała mnie w czoło i posłusznie opuściła szpital. Widziałam, że chwilę namawiała ojca aby z nią poszedł, na początku się stawiał ale w końcu pokiwał głową i zrobił o co prosiła.
Nie zdążyłam się jeszcze położyć kiedy do sali weszła Helen, gdy zobaczyła że nie śpię chciała się wycofać ale jej nie pozwoliłam.
- Helen stój! - Zatrzymała się i spojrzała na mnie. - Cokolwiek dziwnego dzieje się z Gabem już mnie to nie interesuję. Mam nawet gdzieś to, że nie miał odwagi wyznać mi, że mnie zostawił. Nie chcę z tobą o nim rozmawiać więc nie musisz przede mną uciekać. - Nic nie powiedziała tylko patrzyła na mnie. - Usiądź bo mam ci coś do powiedzenia. - Wzięła głęboki oddech i usiadła na moim łóżku.
- Słucham.
- Chcę się wypisać na własne żądanie. - Widać moja decyzja ją zaskoczyła.
- Willa to nie jest dobry pomysł. Myśl racjonalnie.
- Myślę i wiem, że mi nie pomożesz choćbyś bardzo tego chciała.
- Ale ja chcę ci pomóc, proszę cię daj mi jeszcze jeden dzień, jeśli nic nie wymyślę to będziesz mogła się wypisać. Proszę cię. - Złapała mnie za ręce.
- No dobrze, ale co ci da jeden dzień?
- Zobaczysz. - Wstała i szybkim krokiem zniknęła za drzwiami.

Czytanie książki nie pomogło mi zasnąć. Było już sporo po dziesiątej w nocy, a światło z korytarza rozświetlało salę. Spojrzałam na łóżko Brendy, spała już od godziny. Zazdrościłam jej, jutro miała zyskać nowe życie. Wiadomo, że musiała jeszcze poczekać na potwierdzenie czy szpik się przyjmie, ale to i tak dla niej duża szansa. W pewnej chwili zobaczyłam cień wysokiego mężczyzny w drzwiach.
- Gabe? - Wszedł do środka i usiadł na stołku obok mojego łóżka. Złapał mnie za rękę i nie wiedział co powiedzieć. - Co się z tobą działo? Próbowałam się do ciebie dodzwonić, jeśli chciałeś mnie zostawić to było mi to powiedzieć prosto w twarz.
- Zostawić? Co ty mówisz? - Był zaskoczony.
- A jak inaczej miałam sobie to wytłumaczyć? - Nie wiedziałam już co mam myśleć.
- Masz rację zniknąłem na dwa dni, ale kocham cię i nigdy cię nie zostawię.
- To co się z tobą działo? - Byłam zdezorientowana i jednocześnie szczęśliwa.
- Przepraszam cię, powinienem był odebrać telefon, ale nie wiedziałem co będę musiał ci powiedzieć jeśli mój plan się nie uda. - Spojrzał mi w oczy, nadal trzymając moją dłoń.
- Jaki plan? Gabe powiedz mi wreszcie o co chodzi.
- Opowiem ci wszystko od początku. - Wziął głęboki oddech. - Tego dnia kiedy Helen powiedziała nam, że nikt z twojej rodziny nie może być dawcą, nie potrafiłem spojrzeć ci w twarz, byłem załamany i uciekłem ze szpitala. Poszedłem na plażę i siedziałem na pomoście. Nie mogłem uwierzyć w to, że mogę cię stracić. Jednak w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że jest coś co mogę zrobić, ale nie byłem pewien czy mi się uda, dlatego nie odbierałem telefonów. Chciałem mieć stu procentową pewność.
- O czym ty mówisz. - Tym razem ja sięgnęłam po jego rękę.
- Willa, zrobiłem badania i mogę być dawcą. Czekałem na wyniki.
- Co? - Łzy napłynęły mi do oczu. Zaczęłam ciężko oddychać.
- Oddam ci szpik. - Uśmiechnął się, on też był wzruszony. Zaczęłam się śmiać i płakać jednocześnie.
- Gabe, kocham cię. - Pocałowałam go zanim zdążył coś powiedzieć. - Dziękuję. - Stykaliśmy się czołami, a on wycierał mi łzy z policzków kciukami.
- Musisz mi tylko coś obiecać. - Powiedział.
- Co zechcesz.
- Nikt z twojej rodziny nie dowie się, że to ja byłem dawcą. - Wyprostowałam się i spojrzałam na niego.
- Ale jak to? Dlaczego?
- Bo nie chcę, żeby twój ojciec polubił mnie nagle dlatego, że uratowałem życie jego córce. Oczywiście nie biorę pod uwagę opcji, że szpik się nie przyjmie.
- Gabe ale...
- Proszę cię. Albo dogadam się z twoim ojcem normalnie albo wcale.
- No dobrze, nikomu nie powiem ale jak to zrobimy, żeby nikt cię nie widział. Przecież to będzie dziwne, jeżeli moi rodzice nie zobaczą cię przy mnie na operacji, a poza tym przecież znajdą cię w szpitalu.
- Nikt mnie nie znajdzie, Helen o wszystko zadba. Na salę operacyjną zawiozą mnie wcześniej niż ciebie, a twoim rodzicom powiemy, że miałem sprawę w sądzie.
- Myślisz, że się uda?
- Musi.- Pocałował mnie w czoło. - Kocham cię i wyzdrowiejesz obiecuję ci to. - Uśmiechnęłam się do niego i pokiwałam głową. Jak mogłam myśleć, że mnie zostawił.
Tę noc Gabe, spędził przy mnie, wreszcie miałam nadzieję, że pozbędę się tej choroby. Miałam dostać nowy szpik i to nie od byle kogo, tylko od chłopaka który był całym moim światem.



piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział 35

- Przykro mi, ale możemy wpisać cię na listę i poczekać. - Helen ściskała zeszyt z nerwów.
- Przecież mówiłaś, że nie mogę czekać!
- Ale...
- Nie, nie nie. - Ukryłam twarz w dłoniach. Helen usiadła koło mnie i objęła mnie mocno. Nie płakałam po prostu położyłam głowę na jej ramieniu.
- Wymyślę coś zobaczysz. - Pogładziła mnie po włosach i wyszła z sali. Musiałam to sobie poukładać, skoro nikt z mojej rodziny nie może być dawcą a w moim stanie na liczą się nawet minuty, to nie chce spędzić ostatnich chwil mojego życia w szpitalu. Postanowiłam, że jak tylko Helen nie znajdzie na liście nikogo zgodnego do przeszczepu w najbliższym czasie to wypiszę na własne żądanie. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk zamykanych drzwi. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że ojciec ma zmartwioną minę ale nie chce tego pokazać.
- Mogę? - Wskazał na łóżko, a ja pokiwałam głową. - Już wiesz?
- Tak.
- Przykro mi, naprawdę myślałem że będę mógł być twoim dawcą.
- Dlatego, że może wtedy bym ci wybaczyła prawda? - Spojrzał na mnie i nic nie powiedział. - Nic nie powiesz?
- Nie wiem co mam powiedzieć, jestem tak samo załamany jak ty.
- Ja nie jestem załamana. - Skłamałam. - Gdyby nie Gabe, już dawno przestała bym racjonalnie myśleć.
- Gabe, Gabe ile jeszcze będziesz o nim mówić? Skup się na sobie i na sposobie wyleczenia tej choroby.
- Zawołąj Gabe'a. - Odwróciłam wzrok. - Tylko z nim chce rozmawiać.
- Ale on widocznie nie chce rozmawiać z tobą. - Ojciec wstał.
- Co?
- Kiedy usłyszał, że praktycznie nie ma dla ciebie ratunku zwiał.
- Kłamiesz! - łzy napłynęły mi do oczu.
- Ja kłamię, a widzisz go gdzieś w pobliżu? Kiedy twoja lekarka przedstawiła nam sytuację gówniarz spojrzał na mnie zaskoczony i uciekł ze szpitala, zobaczysz że już tu nie wróci, a ja będę tu cały czas choćby nie wiem co. - Spojrzałam na niego, a łzy płynęły mi po policzkach.
- Więc teraz, skoro jesteś taki dobry, wyjdź z tej sali i już nigdy więcej do niej nie wchodź.
- Willa...
- Wyjdź! Pewnie sprawia ci radość, że Gabe mnie zostawił, ale wiesz co? Inny ojciec widząc swoja córkę w takim stanie nigdy nie powiedziałby jej takich rzeczy!
- Ja cię nie oszukuję...
- Nie tylko oszukiwałeś mnie przez cały czas kiedy byłam z Gabem. Masz stąd wyjść. - Popatrzył na mnie zdziwiony. - Wyjdź! - Spuścił głowę i skierował się do wyjścia, w którym minął się z Brendą. Położyłam się powoli na łóżku i zaczęłam cicho płakać. Kobieta podeszłą do mnie i usiadła na swoim łóżku obok mnie. Pogłaskała mnie po ręce.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
- Nic nie będzie dobrze. - Pokręciłam głową. - Nie ma dla mnie ratunku, mam ojca który jest kompletnym kretynem, a mój chłopak prawdopodobnie mnie zostawił.
- Widziałam go ja wychodził ze szpitala, nawet się nie zatrzymał żeby odpowiedzieć mi czy wszystko w porządku, ale myślałam że po prostu nie słyszał. Może zadzwoń do niego?
- A mogłaby pani podać mi telefon?
- Oczywiście. - Sięgnęła po komórkę i dała mi ją do ręki. Wybrałam numer Gabe'a i czekałam. Po chwili włączyła się poczta głosowa.
- Nie odbiera. - Znowu zaczęłam płakać.
- A może...
- Nie, proszę czy może pani nic do mnie nie mówić przez chwilę?
- Jasne.
Odwróciłam się na drugi bok, a łzy leciały mi po policzkach. Czyli to prawda Gabe mnie zostawił, czy może być gorzej, a no tak zapomniałam może być, mogę być martwa przed końcem miesiąca a nawet tygodnia. Była dopiero dwunasta, a ja zdążyłam dowiedzieć się dwóch najgorszych rzeczy w moim życiu.



czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 34

Otworzyłam oczy, w sali zapaliło się światło, a drzwi się otworzyły. Helen i dwie pielęgniarki prowadziły do łóżka obok mnie starszą kobietę. Udałam, że śpię ale patrzyłam na nie zza przymkniętych oczu. Kobieta wyglądała na chorą ale pogodną, co mnie trochę zdziwiło. Usiadła na łóżku i uśmiechnęła się do Helen.
- Coraz wygodniej tu u was. - Powiedziała radośnie.
- Niech się pani nie przyzwyczaja, niedługo już nigdy pani tu nie wróci. - Odpowiedziała Helen, wypełniając kartę pacjentki.
- Myśli pani, że się uda?
- Oczywiście, mamy stu procentową zgodność.
- Mój syn jutro przyjedzie mnie odwiedzić. - Znowu się uśmiehcnęła.
- Bardzo dobrze.  - Lekarka poklepała ją po ramieniu. - Będziemy gotowi na przeszczep za kilka dni.
- Myślałam, że będziemy mogli to zrobić jak najszybciej. - Kobieta poprawiała końce koszuli nocnej.
- Nie ma potrzeby się denerwować. - Uspokajała ją Helen. - Pani stan jest stabilny, a mamy tu taki przypadek który nie może czekać.
- Och, rozumiem.
- A teraz niech pani odpoczywa, zobaczymy się rano. - Lekarka schowała długopis do kieszeni i wraz z pielęgniarkami opuściła salę.
Przypadek, który nie może czekać. To o mnie mówiła Helen, to ja jestem krok od śmierci. Co innego jak ja tak myślę, a co innego jak usłyszy się to od drugiej osoby. Zamknęłam oczy i znowu próbowałam zasnąć z nadzieją, że choć na chwilę zapomnę o tym co się dzieję.

Zacisnęłam palce na czyjejś dłoni. Wiedziałam na czyjej, otworzyłam oczy. Siedział przy mnie, udawał że wszystko jest w porządku, za co go podziwiałam. Patrzył na mnie tak jakbyśmy byli na wakacjach a nie na oddziale gdzie trzydzieści procent pacjentów umiera.
- Przespałaś śniadanie śpiochu. - Powiedział, gładząc mnie po ręce.
- Tak? - Spojrzałam na łóżko obok, nikogo tam nie było. Czyżby mi się to przyśniło? - Gabe.
- Coś cię boli? - Lekko drgnął.
- Nie, to znaczy nie o to chodzi. Czy była tutaj starsza kobieta?
- Tak, wyszła z synem na korytarz. Nie chciała cię obudzić. Coś się stało?
- Nie poprostu myślałam, że już po tych lekach mam urojenia.- Próbowałam się podnieść, ale to tak strasznie bolało, że od razu opadłam na poduszkę. Gabe szybko się podniósł i lekko złapał mnie w talii.
- Pomogę ci.
- Nie ja...
- Od tego tu jestem, nie udawaj że dasz sobie radę. - Uśmiechnął się do mnie i delikatnie podniósł abym usiadła. - Lepiej? - Pokiwałam głową. - Przynieść ci śniadanie?
- Nie, nie jestem głodna. - Głowa bolała mnie tak jakbym nie spała cztery doby.
- Musisz coś zjeść. - Znowu usiadł i położył rękę na moim kolanie. Uśmiechnęłam się do niego, byłam wdzięczna że tu jest, inny chłopak już dawno by mnie zostawił. Odwzajemnił uśmiech i zapytał. - To co kanapka z masłem orzechowym z baru na dole?
- Nie, nie chcę jeść ale jakbyś przyniósł mi sok pomarańczowy to byłoby super. Może pozbyłabym się tego metalicznego posmaku w gardle.
- Już lecę. - Pocałował mnie w głowę i wstał, udając się do drzwi.
- Gabe?
- Słucham. - Odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Czy wiadomo już kto może być moim dawcom?
- Nie, już pytałem. Helen powiedziała że wyniki będą przed południem więc musisz jeszcze chwilę poczekać.
-Mhm. - Pokiwałam głową.
- Hej, nie martw się wszystko się uda. - Mrugnął do mnie i zniknął za drzwiami. W tym samym momencie do sali wróciła starsza kobieta, którą wczoraj przyjęli.
- Dzień dobry. - Przywitałam się.
- Witaj, Willa? Tak?
- Tak.
- Ja nazywam się Brenda Price. - Podała mi rękę, którą ledwo co ścisnęłam bo cała siła już dawno mnie opuściła. - Mam nadzieję, że przez kilka tych dni nie zajdę ci za skórę, bo uwierz mi jestem straszną gadułą.
- Nie, nic nie szkodzi. - Uśmiechnęłam się. Skąd w tej kobiecie było tyle optymizmu. - Czy mogę o coś spytać?
- Oczywiście kochanie, o co chcesz. - Była taka miła.
- Czy pani też choruje?
- Od pół roku, ale syn jest moim dawcą i już niedługo wszystko się skończy. A ty? Długo chorujesz?
- Trochę, kilka lat, ale jeszcze tak źle nigdy nie było.
- Nie martw się, na pewno rodzina ci pomoże, skoro wszyscy się przebadali to musi znaleźć się dawca. U mnie właśnie tak było. - Uśmiechnęła się. - Nie powinnam cię męczyć, wyglądasz na zmęczoną.
- Nie, bardzo chętnie porozmawiam z kimś kto ma podobnie jak ja. - Trochę się rozchmurzyłam.
- Na twoim miejscu rozmawiałabym tylko z tym przystojnym brunetem, który nie opuszcza cię na krok. - Zaśmiała się. - Mąż?
- Nie. - Tym razem ja się zaśmiałam. - Mój chłopak.
- Bardzo przyjemny, rozmawiałam z nim dziś rano i wczoraj w nocy, jak mnie przyjęli. Siedział przy tobie całą noc, w pewnym momencie pojechał tylko się umyć do domu, wtedy chyba przyszedł twój tata i siedział tu przez chwilę.
- Ach tak mój tata. - Przygryzłam wargi.
- Nie dogadujesz się z tatą? - Zapytała troskliwie.
- Kiedyś rozumieliśmy się bez słów, ale wydarzyło się coś co nas poróżniło.
- Nie lubi twojego chłopaka prawda?
- Nie cierpi.
- Jakby moja córka miała kogoś takiego tańczyłabym ze szczęścia. - Obie się uśmiechnęłyśmy i w tej samej chwili wrócił Gabe.
- Zapas soku. - Postawił cztery butelki na mojej szafce.
- Jesteś kochany. - Powiedziałam, a on obdarzył mnie najpiękniejszym uśmiechem na świecie. - Gabe, co tam się dzieję? - Na korytarzu, moja rodzina rozmawiała z Helen. Ojciec wymachiwał rękami, a mama stała jakby zobaczyła ducha.
- Poczekaj sprawdzę. - Wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Widziałam ich przez szybę, Helen uspokajała mamę która się rozpłakała. Gabe stał przez chwilę i wpatrywał się w macochę, która coś mu wyjaśniała, po czym z załamaną miną przegarnął włosy dłonią, pokręcił głową z niedowierzaniem i szybkim krokiem odszedł w głąb korytarza. Helen spojrzała w moim kierunku i weszła do sali.
- Helen co się stało Gabowi? Mój ojciec znowu zrobił awanturę?
- Nie Willa, muszę ci o czymś powiedzieć. - Miała minę jakbym już umarła, wiedziałam co chce powiedzieć i nie dochodziło to do mnie.
- Nie, nie nie. - Kręciłam głową. - Powiedz, że to nie to o czym myślę. - Miałam łzy w oczach.
- Przykro mi, ale nikt z twojej rodziny nie może być dawcą.





środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 33

Poczułam szpitalny zapach, nie miałam siły otworzyć oczu. Ktoś trzymał mnie za rękę, tylko kto? Chciałam coś powiedzieć ale nie mogłam, spróbowałam poruszyć dłonią ale moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Czy ja nie żyję? Muszę się odezwać!
- Gabe?- Zapytałam ledwo słyszalnym głosem. - Gabe?
- Nie kochanie to mama. - Pogłaskała mnie po głowie. Powoli otworzyłam oczy. Leżałam na szpitalnym łóżku, przypięta do kroplówki. Nie miałam na nic siły, próbowałam się podnieść ale bezskutecznie. Czyżby było aż tak źle? - Nie wstawaj. - Nakazała mama. - Jesteś osłabiona.
- Mamo gdzie jest Gabe? - Rozejrzałam się dookoła. - Jest na korytarzu?
- Nie, ja jeszcze nic nie mówiłam że tu jesteś...
- Mamo dzwoń o niego.
- Kochanie ale tata tu jest i ja nie wiem...
- Mamo tata się nie liczy, ma się do niego nawet nie odzywać. - Podniosłam się lekko. - Auu! - Złapałam się za brzuch.
- Kochanie, mówiłam żebyś nie wstawała.
- Mamo proszę cię, widzę że jest ze mną źle. - Pokręciła głową. - mamo nie zaprzeczaj, przecież jestem lekarzem. - Na mojej twarzy pojawił się blady uśmiech. - Proszę cię zadzwoń do Gabe'a, on musi wiedzieć że tu jestem.
- No dobrze. - Wzięła mój telefon i wyszła na korytarz. Przez szybę widziałam jak rozmawia, po jej policzkach poleciało parę łez. Czyli jest gorzej niż myślałam, nie mówią mi wszystkiego. Musiałam porozmawiać z Helen, ale nie miałam siły wstać z łóżka. Kiedy walczyłam ze sobą aby choć usiąść na łóżku do sali wróciła mama.
- Leż Willa, proszę cię. - Na jej twarzy zauważyłam kilka zmarszczek. - Gabe zaraz tu będzie.
- Mamo ja muszę porozmawiać z Helen.
- Nie skarbie...
- Mamo, jestem lekarzem wiem co się dzieje potrzebuję tylko potwierdzenia i jeśli nie zwołasz tu Helen w tej chwili to przysięgam ci, że się do niej doczołgam. - Spojrzała na mnie ze strachem w oczach ale pokiwała głową i poszła po lekarkę. Wszystko mnie bolało, lek w kroplówce nie działał już na złagodzenie bólu. Byłam wyczerpana i czułam się okropnie. Podniosłam głowę bo usłyszałam, że ktoś wchodzi do środka.
- Jak się czujesz? - Zapytał ojciec.
- Nic się między nami nie zmieniło. - Powiedziałam nie patrząc na niego.
- Willa. - Chciał złapać mnie za rękę, w której miałam wenflon ale ją cofnęłam. - Porozmawiajmy.
- Nie chcę. - Łzy zaczęły mi lecieć po policzkach.
- Chciałaś mnie widzieć. - Helen stanęła przy moim łóżku.
- Wyjdź. - Powiedziałam do taty. - Chcę porozmawiać z Helen w cztery oczy. - Pokiwał głową i wyszedł, stając za szybą i wpatrując się w nas. - Chcę wiedzieć.
- Willa...
- Chcę wiedzieć teraz, wszystko. Byłam na to gotowa.
- To już ostatnie stadium.  - Kobieta spuściła wzrok, a ja przygryzłam dolną wargę. - Ale będziemy walczyć. Jest szansa, jeszcze dzisiaj podam ci chemię, a jeśli wyrazisz zgodę przeprowadzę badania w twojej rodzinie potrzebne do przeszczepu szpiku.
- Przeszczep? Czyli jest szansa?
- Mamy mało czasu ale tak, jest szansa.
- Zgadzam się. - Powiedziałam. - Rób co trzeba. - Helen uśmiechnęła się do mnie i wyszła porozmawiać z moją rodziną, która zgromadziła się na korytarzu. Ojciec wysłuchał lekarki i ponownie wszedł do sali.
- Na pewno w naszej rodzinie znajdzie się dawca.
- Może. - Znowu na niego nie patrzyłam.
- Proszę cię porozmawiaj ze mną.
- Dobrze. - Podniosłam na niego wzrok. - Czy gdybym teraz, może w ostatnich chwilach mojego życia poprosiła cię abyś oddał klub mojemu chłopakowi zgodziłbyś się? - Milczał. - Ja wiem, że nie. - Powiedziałam przez łzy. W tym samym momencie do sali wbiegł Gabe, nie patrząc na mojego ojca, szybkim krokiem znalazł się przy mnie. Usiadł na łóżku i mocno przytulił do siebie. Wtedy już kompletnie się rozkleiłam, byłam samolubna, nie chciałam go stracić, nie teraz kiedy znowu zaczęło się nam układać.
- Już spokojnie, jestem tu. - Głaskał mnie po włosach, a ja zalewałam mu ramię łzami. Ojciec przez chwilę patrzył na nas po czym opuścił salę. - Będzie dobrze. - Ujął moją zapłakaną twarz w dłonie.
- Nie Gabe, to ostatnie stadium ja nawet nie wiem czy przeżyję do przeszczepu.
- Przeżyjesz i nic ci nie będzie, jasne? - Pocałował mnie w czoło i znowu przyciągnął do siebie.

Parę minut później Gabe siedział na stołku przy moim łóżku i nie zamierzał mnie opuścić nawet na minutę. Byłam osłabiona i obolała, poza tym Helen zaczęła podawać mi chemię co jeszcze gorzej wpłynęło na moje samopoczucie. Drzemałam, trzymając rękę Gabe'a, który od czasu do czasu głaskał mnie po włosach. Przez sen usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi.
- Właśnie zakończyły się badania jej rodziny. - Głos Helen był cichy, oboje myśleli że śpię.
- I co? - Zapytał Gabe.
- Jutro będą wyniki, ale myślę że skoro ma tak liczną rodzinę to znajdziemy dawcę.
- Będzie dobrze. Musi być. - Powiedział Gabe i przyłożył sobie moją dłoń do ust aby ją pocałować.


Kochani jeśli tu jesteście to bardzo proszę o wasze komentarze, ponieważ są one dla mnie dowodem na to czy blog wam się podoba czy nie :) czekam na wsze opinie i pozdrawiam :)





czwartek, 29 maja 2014

Rozdzia 32

- Nadal nie mogę w to uwierzyć. - Byłam tak podniecona nowym domem, że cała się trzęsłam. Siedzieliśmy z Gabem w samochodzie przed moim domem. - Nie mogę się doczekać aż razem zamieszkamy.
- Spokojnie - zaśmiał się. - Dom wymaga remontu. - Złapał moją dłoń.
- No to na co czekamy! Bierzmy się do roboty! - Byłam pobudzona i szczęśliwa.
- Jest dziewiąta w nocy skarbie. - Znowu zaczął się śmiać. - Wynająłem już ekipę remontową, czekają tylko na twoje polecenia. Chce żebyś urządziła ten dom tak jak sobie wymarzyłaś. - Przybliżyłam się do niego i położyłam głowę na jego ramieniu. - Co się stało? - Zapytał i pogłaskał mnie po włosach.
- Nic, po prostu cię kocham. - Podniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się do niego. Nagle oboje spojrzeliśmy w kierunku domu, skąd dochodziły krzyki dwóch osób.
- Co tam się dzieję? - Myślałam głośno.
- Nie mam pojęcia.
W pewnym momencie z domu wybiegł Danny, który machał rękami i krzyczał jakieś niezrozumiałe słowa, za nim pośpiesznie wyszła Clear, krzyczała żeby został i jej wysłuchał, miała zapłakaną twarz. Spojrzałam na Gaba i oboje wiedzieliśmy co robić. Wysiedliśmy z samochodu i podeszliśmy do nich.
- Hej, co się stało? - Zapytał Gabe podchodząc do Dannego, ja podbiegłam do Clear, która była lekko roztrzęsiona.
- Co się stało! - Krzyknął Danny. - Jej spytaj?! - Wskazał na moją siostrę i przegarnął włosy dłonią. Spojrzeliśmy z Gabem na Clear pytającym wzrokiem.
- Proszę cię porozmawiajmy. - Clear wydusiła przez płacz.
- Nie chcę z tobą rozmawiać! Jesteś idiotką!
- Nie mów tak do mojej siostry! - Krzyknęłam.
- Stary... - Zaczął Gabe.
- Nie mówić tak do niej? - Danny zbliżał się do mnie, ale Gabe stanął między nami. Nie pozwoliłby żeby ktoś mnie skrzywdził. - Zapytaj ją co zrobiła! - Odwróciłam się do siostry.
- Co się stało? Powiedz. - Ale ona tylko kręciła głową.
- Powiesz im czy ja mam to zrobić? - Danny trochę się uspokoił.
- Co powiedzieć? - Gabe zabrał głos. - Wydusicie to z siebie czy chcecie dalej zachowywać się jak dzieci?
- Przyłapałem ją dziś jak obmacywała się z tym modelem waszej matki.
- Co?! - Nie mogłam w to uwierzyć. - Zdradziłaś Dannego z Ivanem?
- Nie zdradziłam. - Płakała moja siostra.
- Nie tylko o mało nie odgryzłaś mu języka. Nic tu po mnie, a i pamiętaj. Nie odzywaj się do mnie. - Po tych słowach chłopak odwrócił się i odszedł w kierunku plaży. Gabe utkwił we mnie wzrok.
- To ja...
- Tak idź za nim. - Pokiwałam głową, a Gabe zniknął w ciemności.
- Willa ja...
- Nic już nie mów. - Złapałam ją za ramię i wciągnęłam do domu. Puściłam ją dopiero kiedy dotarłyśmy do mojego pokoju. - Teraz masz czas na wyjaśnienia. - Skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Ja nie chciałam. - Zaczęła ocierać łzy. - Ja nie wiem, po prostu nie mogę od niego oderwać wzroku.
- Od Ivana? - Zdziwiłam się, zazwyczaj wysocy, umięśnieni faceci nie byli w jej typie.
- Więc kiedy zaczął zwracać na mnie uwagę skorzystałam i zaczęłam się z nim spotykać.
- Od kiedy to trwa?
- Od dwóch miesięcy.
- Clear, jak mogłaś!
- Chciałam mu powiedzieć, że już go nie kocham ale się bałam. Danny jest miły i kulturalny ale to zauroczenie nim mi minęło. Dzisiaj chciał zrobić mi niespodziankę i przyszedł do mnie do pracy. Zobaczył jak się całujemy i wybiegł, dopiero teraz przyszedł powiedzieć mi że z nami koniec.
- Ciesz się, że twój Ivan nie dostał w zęby. - Powiedziałam.
- Willa, przepraszam. - Spojrzała na mnie, jej oczy były czerwone od łez.
- Nie mnie powinnaś przepraszać. Nie pochwalam twojego zachowania ale jesteś moją siostrą i mam obowiązek powiedzieć ci że wszystko będzie dobrze.
- Dzięki. - Uśmiechnęła się do mnie.
- Idź spać. - Wstała, przytuliła mnie i zamknęła za sobą drzwi. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Gabe'a. Odebrał po jednym sygnale.
- Wszystko u ciebie w porządku? - Zapytał.
- Chciałam o to samo zapytać ciebie.
- Dogoniłem Dannego, jest trochę rozbity ale będzie dobrze.
- Przykro mi, że tak się stało.
- To nie nasza wina. Oboje sobie poradzą, a ty myśl o naszym domu. - No tak całkiem o tym zapomniałam.
- Będę, obiecuję. - Uśmiechnęłam się na samą myśl.
- Spotykam się jutro z ekipą remontową o czternastej, mogłabyś przyjść i wytłumaczyć im co mają zmienić lub odnowić.
- Dobrze, przyjadę twoim samochodem bo z tego wszystkiego zostawiłeś go na podjeździe.
- Tylko żeby twój tata nie zrobił z niego piniaty. - Oboje się zaśmialiśmy. - Muszę kończyć babcia znowu czegoś chce, a i cię pozdrawia.
- Ja ją też, dobranoc.
- Dobranoc.
Po takim dniu wrażeń naprawdę potrzebowałam snu.

Obudziły mnie promienie słońca, oświetlające moją twarz. Przeciągnęłam się i ziewnęłam głośno. Wstałam z łóżka i spojrzałam na zegarek, który pokazywał dziewiątą. Dzisiaj sobota więc Linda ma wolne, tak jak mój ojciec. No cóż może uda mi się go jakoś uniknąć przy śniadaniu. Poszłam się umyć i ubrałam jasne dżinsy i bluzkę z kapturem. Za parę godzin miałam iść nadzorować remont naszego domu, więc nie ubierałam się jakoś elegancko. Kiedy wyszłam z łazienki, jakoś dziwnie zakręciło mi się w głowie. Oparłam się o ścianę i wzięłam kilka głębokich oddechów. Chyba już mi lepiej, pomyślałam jednak za chwilę wylądowałam w łazience wymiotując krwią. Zaczęłam się krztusić i usiadłam na podłodze, podkulając kolana. Kolejny raz, krew. Spróbowałam wstać, lekko się zatoczyłam i podeszłam do umywalki aby umyć zęby.
- Wszystko będzie dobrze, nie poddam się. - Powiedziałam do mojego obicia w lustrze. Zrobiło mi się trochę lepiej, więc postanowiłam zejść na dół i zaparzyć sobie trochę mięty. Weszłam do kuchni, gdzie siedział mój ojciec. Spojrzał na mnie zza gazety, którą czytał.
- Kupiłem trochę rogalików z jabłkiem, możesz sobie zjeść. - Nic nie odpowiedziałam, więc podszedł do mnie. - Długo nie będziesz się do mnie odzywać? - Sięgnęłam po kubek i wrzuciłam do niego miętę. - Willa?
- Oddasz Gabowi klub? - Zapytałam, nalewając wodę do czajnika.
- Wiesz, że już nie...
- A więc nie będę się do ciebie odzywać.
- Kiedyś będziesz musiała. - Złożył gazetę i wyszedł z kuchni. Oparłam się ręką o blat kuchenny, czekałam aż woda się zagotuje i załam miętę, Nie lubiłam tego zapachu, ale zawsze pomagał mi na zawroty głowy. Chciałam iść do swojego pokoju, kiedy cała kuchnia zaczęła wirować mi przed oczami, na blat spadła kropelka krwi. Dotknęłam palcami nosa, został na nich czerwony ślad. Muszę to szybko zatamować zanim zaleję cała podłogę, pomyślała. Odwróciłam się i odeszłam kilka kroków, gdy nagle wszystko zniknęło z mojego pola widzenia. Upadłam na podłogę, a ostatnie co usłyszałam to dźwięk tłukącego się kubka.




sobota, 24 maja 2014

Rozdizał 31

Było już późno a ja szukałam klucza do drzwi. Trzęsły mi się ręce, to pewnie przez ten ból łowy który nie opuszczał mnie już od tygodni. Starałam się ukryć przed Gabem, że mi się pogarsza i tak miał już wiele problemów na głowie. Wczoraj oddał klucze do klubu mojemu ojcu, który nawet nie przeprosił go za to co zrobił. Jedyną pocieszającą rzeczą było to, że zburzenie klubu ustalono na późną jesień, więc Gabowi zostało jeszcze parę miesięcy aby pożegnać się z dziełem jego życia. Nie mogłam powiedzieć, że Colemanom powodziło się źle. Gabe jako prawnik zarabiał tyle, że stać ich było na zaczęcie remontu w kuchni, a Helen i Stevie pozostali na swoich posadach.
 Popchnęłam drzwi i cicho weszłam do środka, w domu było ciemno, ale kiedy zdejmowałam bluzę usłyszałam za sobą głos mamy.
- Późno wróciłaś, martwiłam się. - Powiedziała otulona w polarowy koc.
- Jestem dorosła, nie musisz się martwić. - Spojrzała na mnie z troską i zagarnęła mi kosmyk włosów za ucho.
- Nie wszyscy w tym domu są twoimi wrogami. - Uśmiechnęła się.
- Tak, ale też nie wszyscy mnie wspierają. - Odburknęłam.
- Co masz na myśli?
- To, że ty nigdy nie widzisz winy ojca!
- Kochanie, to co zrobił było złe ale...
- Właśnie! Zawsze jest jakieś ale. Ale tata cię kocha, ale tata się stara, ale jego trzeba zrozumieć. Mam tego dość! I jeśli czekałaś na mnie tylko po to, żeby mnie przekonać do wybaczenia mu, to równie dobrze mogłaś położyć się spać!
- Willa...
- Nie mamo, tym razem nie będzie żadnego ale. Ojciec stracił u mnie cały szacunek jaki miał. - Po tych słowach skierowałam się na górę i pobiegłam do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i przegarnęłam włosy ręką. Skierowałam się do łazienki kiedy usłyszałam dźwięk telefonu. Zerknęłam na wyświetlacz i bez zastanowienia wcisnęłam zieloną słuchawkę
- Już doszłaś? - Zapytał Gabe.
- Mhm. - Byłam zbyt zdenerwowana by cokolwiek powiedzieć.
- Czemu nie chciałaś, żebym cię odprowadził?
- Musiałam przemyśleć parę spraw.
- Zapomnij o klubie i o ojcu. Zacznij się cieszyć z tego co mamy. - Jego baryton działał na moje uszy jak miód.
- Gabe.
- Tak?
- Czy ja zdołam mu kiedykolwiek spojrzeć w oczy?
- To będzie trudne, ale kiedyś na pewno odzyskasz kontakt z ojcem.
- A gdyby to się stało, nie miałbyś nic przeciwko?
- Jak dla mnie nawet teraz mogłabyś się z nim pogodzić. - Zaśmiałam się.
- Właśnie zrobiłam mamie awanturę, bo chciała abym mu wybaczyła. Myślisz, że będzie się na mnie gniewać?
- To twoja mama, ona na nikogo się nie gniewa. - Po tonie jego głosu poczułam, że się uśmiecha.
- Dziękuję. - Powiedziałam.
- Za co? - Zdziwił się.
- Za to, że zawsze przy mnie jesteś.
- Nie ma mnie przy tobie teraz, ale jak się zbiorę to będę za piętnaście minut. - Zaczęłam się śmiać. - Weź tabletki i do łóżka.
- Dobranoc.
- Śpij dobrze. - Powiedział i rozłączył się.
Odłożyłam telefon na szafkę nocną, wzięłam prysznic i przykryłam się kołdrą. Gabe ma rację, pomyślałam. Muszę się cieszyć z tego co mamy, a sprawa z ojcem kiedyś ucichnie.

Poczułam, że ktoś gładzi mnie po głowie. Po spaniu zawsze byłam trochę roztargniona, więc jeszcze nie otwierałam oczu. Jednak nie mogłam wytrzymać by nie powiedzieć.
- Linda idź pogłaskać Eve po głowie ja chce spać.
- Eve chyba nie byłaby zachwycona gdybym rano głaskał ją po głowie. - Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, a Gabe zaczął się śmiać. Kucał przy moim łóżku i gładził mnie po włosach.
- Co ty tu robisz? Mieliśmy się spotkać po obiedzie, a jest. - Spojrzałam na zegarek. - Ósma trzydzieści.
- Wiem, ale mam dla ciebie niespodziankę i nie mogłem się doczekać. - Uśmiechał się do mnie.
- No ale skoro już tutaj jesteś to mógłbyś się ze mną przywitać, a nie podkradać się po cichu. - Zażartowałam, a on przybliżył się aby mnie pocałować.
- Teraz lepiej?
- Myślę, że tak. - Oboje się zaśmialiśmy, a do pokoju weszła Linda.
- O, widzę że już ją obudziłeś. - Uśmiechnęła się. - Chodź Gabe poczęstuję cię szarlotką,  Willa się ogarnie.
Puścił moją rękę i razem z Lindą zniknęli za drzwiami.

Schodząc na dół dopinałam guziki koszuli. Z kuchni dochodził śmiech Lindy i rozbawiony głoś Gabe'a. Weszłam do nich i zawiesiłam się mu na szyi.
- No kochanie. -Powiedziała Linda. - Zrobiłam ci tosty.
- Ale ja nie jestem głodna.
- Co ma znaczyć, że nie jesteś głodna? - Oburzyła się kobieta. - Siadaj i jedź! Bez śniadania nigdzie nie pójdziesz!
- Ona po prostu chce, żebym ją nakarmił.- Gabe uśmiechnął się łobuzerko i jednym ruchem posadził sobie mnie na kolanach. - Zaczęłam się śmiać a on umazał mi nos ketchupem z tostów.
- Jak dzieci. - Linda westchnęła i zaczęła myć naczynia.
- Dobrze, że ojciec wyszedł do pracy bo dostał byś po głowie. - Zażartowałam, przełykając śniadanie.
- Ty już lepiej kończ to śniadanie.
Po paru minutach siedziałam już w samochodzie mojego chłopaka. Gabe szukał czegoś w bagażniku a ja go pośpieszałam.
- Możemy już jechać? - Jęczałam.
- Już - usiadł za kierownicą, w ręku trzymał krawat.
- Po co ci krawat?
- Nie mi, tylko tobie.
- Mi? - Zdziwiona pokazałam na siebie palcem.
- Mhm. - Pokiwał głową. - Muszę ci nim zasłonić oczy, żebyś nie widziała gdzie jedziemy.
- Co?- Zaczęłam się śmiać. - Czy ta niespodzianka jest na prawdę taka ważna, że muszę jechać z krawatem na oczach?
- Już byśmy jechali gdybyś się nie sprzeciwaiała.
- No dobrze, ale jedź szybko nie lubię ciemności. - Zawiązał mi krawat wokół głowy i odpalił silnik.
Jechaliśmy powoli, stąd wiedziałam że jedziemy albo wzdłuż plaży albo przez górną ulicę.
-Daleko jeszcze? - Jęknęłam.
- Jeszcze kilka minut.
- Gabe...
- Zabieraj ręce od krawata! - Zganił mnie i lekko trzepnął po rękach.
- Ej!
- Wytrzymasz. - Skrzyżowałam ręce na piersiach.
Po paru minutach Gabe zatrzymał samochód i otworzył drzwi, a potem złapał mnie za ręce i pomógł wysiąść z samochodu.
- Czy ja słyszę ocean? - Zapytałam, a on milczał i ciągnął mnie za sobą. - Urządziłeś piknik na plaży? - Nadal cisza. - Gabe!
- Już, nie denerwuj się - chyba powstrzymywał się od śmiechu.
- Co ty znowu wymyśliłeś?
- Pamiętasz jak kiedyś rozmawialiśmy o wspólnym mieszkaniu?
- Tak i co?
- To - rozwiązał mi krawat, a moim oczom ukazał się ogromny, stary dom z ozdobnego kamienia.
- Gabe? Co to jest?
- Kiedy pierwszy raz się poznaliśmy, wtedy w klubie. Mówiłaś, że nie lubisz nowoczesnych domów i że kiedyś chcesz mieć taki dom, jak ten stary dom Olgarta przy plaży, teraz dom Olgarta należy do ciebie. - Uśmiechnął się.
- Kupiłeś mi dom Olgarta?
- Nam. -Zaczęłam piszczeć z radości i podbiegłam do niego. Zaczepiłam mu ręce na szyi, a on podniósł mnie do góry. Owinęłam nogi wokół jego bioder i pocałowałam go czule.
- Dziękuję, dziękuję. Ale zaraz - nagle przestałam go całować. - Skąd wziąłeś na to pieniądze? Czy to pieniądze, które mój tata...
- Nie, pieniądze twojego ojca leżą spokojnie w banku. - Uśmiechnął się. - Przyjąłem pracę prawnika tylko dlatego, żeby kupić nam wymarzony dom, na sprawach zarobiłem bardzo szybko i już parę tygodni temu zapłaciłem pierwszą ratę za dom.
- Jesteś cudowny - powiedziałam, a on nadal trzymał mnie na rękach.
- Czy to znaczy, że chcesz ze mną zamieszkać?
- Jasne, że chce - roześmiałam się i złapałam jego twarz w dłonie, żeby jeszcze raz go pocałować.