niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 41

Siedziałam przy kuchennym stole i wpatrywałam się w szklankę wody. Przesuwałam palcem po jej oszlifowanej krawędzi, podpierając głowę drugą ręką. Spojrzałam na zegarek, było dopiero wpół do trzeciej, a Gabe kończył dziś pracę o czwartej. Miałam ponownie zająć się szklanką kiedy zadzwonił mój telefon. Rozejrzałam się dookoła i zorientowałam się, że zostawiłam go w sypialni Gabe'a. Moim zdaniem był to zupełnie niepotrzebny pokój, ale Gabe uparł się, że będzie spał oddzielnie żeby nie przenieść na mnie żadnego wirusa, którego mógł się nabawić w pracy. Powoli doszłam do pokoju i spojrzałam na wyświetlacz: MAMA.
- Halo? - Powiedziałam odruchowo i usiadłam na łóżku.
- Willa skarbie, od wczoraj nie mogłam się do ciebie dodzwonić! - Racja po zajściu z ojcem nie miałam ochoty gadać z moją rodziną.
- Wszystko okej mamo. - Powiedziałam smętnie.
- Mam do ciebie przyjechać?
- Nie, Gabe powinien zaraz wrócić. - Zataczałam stopą kółko na dywanie.
- Willa porozmawiaj ze mną.
- Mamo nie mam ochoty o tym rozmawiać, wstałam nawet w dobrym humorze więc nie psujmy tego.
- Co tam się stało?
- Nie odpuścisz co?
- Jestem uparta, masz to po mnie.
- A myślałam, że po tacie. - Obie się zaśmiałyśmy.
- Kochanie proszę.
- Tata nic ci nie powiedział? - Zapytałam.
- Wyklinał tylko Gabe'a, o tobie nic nie wspomniał.
- Przyszedł do nas, zaczął mnie ciągnąć do samochodu więc Gabe go odepchnął tyle.
- Ja z nim porozmawiam. - Zapewniła mama.
- I co mu powiesz?
- Żeby was przeprosił. - Wybuchnęłam śmiechem.
- Mamo! Prędzej świnie zaczną latać.
- Może masz rację. Przepraszam cię kotku po prostu jestem bezradna. - W jej głosie słyszałam smutek.
- Mamo to nie twoja wina. - Nie odzywała się, więc postanowiłam ją pocieszyć w inny sposób. - A może wpadłabyś do nas na kolację?
- Mogłabym?
- No jasne, mogłybyśmy porozmawiać. Gabe ugotuje coś dobrego.
- Dobrze kochanie. - Chyba mi się udało, bo po głosie stwierdziłam, że się uśmiecha. - Przynieść ci coś, może czegoś potrzebujecie?
- Nie mamo, Gabe zrobił porządnie zapasy.
- A on nie będzie miał nic przeciwko?
- Spróbowałby. - Zaśmiałam się. - Mamo on cię uwielbia, poza tym to Gabe.
- Masz rację, dziękuję kochanie.
- Za co?
- Za to, że w końcu wyrwę się z tego domu i od twojego ojca, który ciągle narzeka.
- Możesz wpadać kiedy zechcesz. Tylko najpierw się zapowiedź. - Zaśmiała się. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. - Mamo muszę kończyć, chyba Gabe wrócił. - Spojrzałam na zegarek była za kwadrans trzecia, trochę wcześnie.
- Dobrze skarbie to będę na piątą.
- Nie, nie. Możesz przyjechać na wpół do czwartej?
- Jasne, będę. Pa kochanie.
- Pa. - Rozłączyłam się i zeszłam na dół do korytarza. Rozejrzałam się dookoła, nikogo nie było. Spojrzałam na komodę, teczka Gabe'a stała otwarta. - Gabe?!
- Tutaj! - Jego głos dobiegał z kuchni.
Weszłam od strony salonu, Gabe stał tyłem do mnie i wpatrywał się w okno.
- Wszystko w porządku? - Odwrócił się kiedy mnie usłyszał. Był w swoim garniturze, w którym chodził do pracy. Wyglądał bardzo przystojnie.
- Heh. - Potarł podbródek palcem i uśmiechnął się łobuzersko. Chciałam do niego podejść ale zatrzymał mnie ruchem dłoni. - Stój tam gdzie teraz dobrze?
- Gabe o co chodzi? - Zbierało mi się na śmiech.
- Nie tylko się nie śmiej bo w ogóle nic nie powiem. - Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Co ty...
- Możesz przez chwilę nic nie mówić. - Uciszyłam się, ale głupkowaty uśmiech nie zniknął z mojej twarzy. Gabe wziął głęboki oddech i sięgnął po coś co leżało na parapecie. - Chciałem ci kupić prawdziwe kwiaty, ale nie możesz mieć styczności z roślinami, więc kupiłem czekoladowe róże. - Dał mi je, a ja się zaśmiałam i spojrzałam na niego, lekko się rozluźnił.
- Dziękuję.
- Miałaś nic nie mówić. - Pogroził mi palcem, a ja znowu się zaśmiałam.
- To może nie jest kafejka na plaży ani luksusowa restauracja ale jakoś to przeboleje. - Krążył po kuchni, a ja byłam coraz bardziej zdezorientowana. Przeczesał włosy rękami. - Chciałem cię o to zapytać wczoraj od razu w nowym domu, ale twój tata zepsuł atmosferę. - Podszedł do mnie. - Kocham cię wiesz?
- Wiem. - Nadal chciało mi się śmiać, jednak to minęło kiedy Gabe klęknął przede mną. - Gabe?
- Willo Whitford czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - Mówiąc to wyjął z kieszeni marynarki małe czerwone pudełeczko, a kiedy je otworzył moim oczom ukazał się pierścionek z białego złota. Zamurowało mnie, a czekoladowy bukiet upadł mi na podłogę. Miałam otwartą buzie i nią poruszałam.
- Teraz już możesz się odzywać. - Powiedział Gabe, widząc moją minę. Zaczęłam się śmiać przez łzy.
- Tak, po tysiąc razy tak! - Gabe założył mi pierścionek na palec, a kiedy wstał z podłogi, rzuciłam się na niego, a on podniósł mnie i pocałował. Oplotłam nogami jego biodra i ujęłam jego twarz w dłonie.
- Żeby było jasne, sam wybierałem pierścionek, żadna z sióstr mi nie pomagała. - Zaczęliśmy się śmiać.
- Jest cudowny. - Powiedziałam i przyłożyłam swoje czoło do jego. - Doprowadziłeś mnie do łez!
- Jak to łez szczęścia to możesz płakać codziennie. - Cmoknął mnie w usta i nagle drzwi domu otworzyły się, a w nich stanęła mama. Całkiem o niej zapomniałam, miała wino w ręku i patrzyła na nas trochę zdezorientowana.
- Co tu się stało?
- Właśnie poprosiłem pani córkę o rękę, a ona się zgodziła. - Powiedział Gabe nadal trzymając mnie na rękach. Mina mojej mamy była wtedy nie do opisania, powiem tylko że butelka z winem wypadła jej z ręki i rozbiła się na milion kawałków.


2 komentarze:

  1. Świetnie,świetne,świetne.Ubóstwiam twoje opowiadania I zawsze z niecierpliwością czekam na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejkuu :-*
    Swietna cześć!♥
    Czekam na next i zyyycze duuużo weny!:-D

    OdpowiedzUsuń