środa, 18 grudnia 2013

Rozdział 29

Biegłam przez plażę tak długo, aż zaczęłam się krztusić z braku tlenu i zmęczenia. Opadłam na piasek i oparłam brodę na kolanach. Musiałam chwilę pomyśleć, nie wiedziałam czy mam wierzyć Rachel czy mojemu tacie, którego szanowałam i kochałam. Od zawsze był dla mnie wzorem do naśladowania. Z drugiej strony był Gabe, który nic mi nie powiedział, jednak jego celem pewnie była ochrona moich relacji z ojcem. Co teraz ? Przegarnęłam dłonią włosy i popatrzyłam na fale, uderzające o brzeg. Tata miał dziś wolny dzień, więc był tylko jeden sposób aby dowiedzieć się czy oskarżenia Rachel są prawdziwe. Wstałam i otrzepałam nogi z piasku, wzięłam głęboki oddech i poszłam plażą w stronę miasteczka. Po niecałym kwadransie, doszłam do firmy ojca. Weszłam przez wielkie szklane drzwi i wsiadłam do windy. Zastanawiałam się czy mój plan się uda, wolałam sama się wszystkiego dowiedzieć, niż zapytać tatę w twarz czy czasem nie podpalił i nie kupił klubu mojego chłopaka, szantażując go wyrzuceniem jego rodziców z pracy. Wysiadłam na trzecim piętrze, gdzie znajdował się główny gabinet ojca i ruszyłam przed siebie.
- Czy coś się stało pani Whitford ? - To była asystentka mojego taty, wścibska ale za to bardzo bystra. - Pani ojciec ma dzisiaj wolne.
- Tak, wiem po prostu potrzebował kilku dokumentów, a ja byłam w pobliżu i obiecałam, że mu je przyniosę - uśmiechnęłam się, ale ona chyba nie uwierzyła w moją historię.
- Wszystkie dokumenty zostały przeze mnie wypełnione w środę i złożone do archiwum.
- Widocznie nie wszystkie - powiedziałam i zaczęłam iść w kierunku gabinetu.
- Nie może pani tam wchodzić, kiedy nie ma pana Whitforda - zasapała za mną.
- Czyżby, może mam do niego zadzwonić ? Tylko uprzedzam nie ma dziś dobrego humoru.
- Dobrze, ale proszę się sprężać - powiedziała z kwaśną miną i odeszła.
- Uff - pchnęłam drzwi gabinetu i weszłam do środka, zamykając je za sobą. Komputer służbowy ojca, jeśli tam nic nie znajdę to chyba już nigdzie. Usiadłam za biurkiem i włączyłam sprzęt. Wszystko szło dobrze póki nie musiałam wpisać hasła. - Skup się Willa - powiedziałam sama do siebie. Tata miał od lat te same hasła, musiałam sobie tylko przypomnieć jakie. Wystukałam na klawiaturze datę ślubu rodziców, jednak hasło okazało się błędne. - Kurcze - próbowałam dalej, wpisałam datę założenia firmy i zobaczyłam pulpit. Dobrze udało się teraz musiałam znaleźć jakieś dowody lub ich brak. Przeszukałam wszystkie pliki na komputerze, ale znalazłam tylko jakieś zdjęcia klubu Gabe'a, a to jeszcze o niczym nie świadczyło. Już miałam wyłączać komputer, ale uświadomiłam sobie, że muszę przejrzeć wiadomości ojca. Weszłam na jego skrzynkę pocztową bez problemu, data ślubu rodziców okazała się przydatna. Zaczęłam przeglądać wiadomości, tata nigdy nie miał nawyku usuwania starych rozmów. Miałam nadzieję, że nic nie znajdę, aż wreszcie zobaczyłam kilkanaście wiadomości z tematem klub. Otworzyłam najstarszą z nich. Tata pisał do jakiegoś faceta i imieniu David, że jest gotów zrobić wszystko aby zbudować hotel na miejscu klubu. Zajrzałam do następnej wiadomości. David pisał do ojca, że jego plan może się powieść i że nikt nigdy nie dowie się o podpaleniu. Nie mogłam uwierzyć w to co czytałam, mój tata taki nie był, zawsze opiekuńczy, dobry, a teraz jest wstanie podpalić budynek aby postawić na swoim. Ostatnia wiadomość była najgorsza. Tata pisał, że udało mu się zmusić Gabe'a do sprzedaży przez grożenie, że Helen i Steve stracą pracę. W odpowiedzi David napisał, że hotel będzie cudowny i że interesy z moim ojcem to przyjemność. Poczułam wielki żal do ojca, ale i wściekłość. Wydrukowałam wszystkie wiadomości i szybko opuściłam firmę. Nie wiem jak dotarłam do domu, po prostu szłam przed siebie. Trzasnęłam drzwiami i weszłam do środka ściskając kartki w dłoni. Wiedziałam, że ojciec jest sam, mama wybrała się na zakupy z moimi siostrami, a Linda jak zwykle miała wolne w soboty. Szybkim krokiem poszłam do gabinetu ojca. Siedział za biurkiem jak gdyby nigdy nic i pisał coś na komputerze. Podniósł wzrok kiedy weszłam do środka.
- Willa skarbie... - nie dokończył bo rzuciłam w niego wydrukowany wiadomościami. - Co ty wyprawiasz ? - Oburzył się i wstał z fotela.
- Jak mogłeś ? - wysyczałam. Podniósł jedną z kartek i przeczytał ją.
- Skąd to masz ?
- Co za niespodzianka prawda ? Myślałeś, że się nie dowiem, że Colemanowie będą siedzieć cicho, bo pozbawisz ich pracy.
- Willa, daj mi powiedzieć...
- A co tu mówić ! Ze jesteś kłamcą, obrzydliwym bogaczem, który nie liczy się z innymi !
- Przestań ! - Uderzył pięścią w biurko. - Czy wiesz ile dla mnie znaczy ten hotel ? Czy wiesz, że jeśli go wybuduję ty i twoje siostry, a nawet wasze dzieci nie będziecie musieli pracować do końca życia. Zapewniam wam przyszłość o jakiej inni mogą tylko pomarzyć.
- Nikt cię o to nie prosił - warknęłam. - Dziś rano kłamałeś mi prosto w oczy, że dogadałeś się z Gabem, a tymczasem wybierałeś się na spotkanie z nim w sprawie kupna klubu. Jeszcze to mogłabym ci wybaczyć, ale to że chciałeś pozbawić pracy niewinnych ludzi jest obrzydliwe. Co z ciebie za człowiek ? Ty śmiesz się nazywać dobrym ojcem i mężem. Jak ty się nie wstydzisz spojrzeć w lustro po tym wszystkim ?
- Dla mnie liczy się tylko dobro mojej rodziny - odpowiedział już nieco spokojniej.
- Dla ciebie liczą się pieniądze ! - Patrzył na mnie obcym wzrokiem jakbym była kimś innym. - Zadam ci tylko jedno pytanie. Oddasz Gabowi klub?
- Nie mogę tego zrobić, kupiłem go, a twój chłopak ostał za niego więcej niż był wart. - Pokiwałam głową i odwróciłam od niego wzrok.
- Dobrze, chciałeś żebym wybrała więc wybieram Gabe'a - na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. - Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj i nie zbliżaj się do Gabe'a i jego rodziny.
- Dziecko o czym ty mówisz ? - Zaśmiał się.
- Ja już nie mam ojca, chciałeś mnie stracić to straciłeś - odwróciłam się i skierowałam do wyjścia.
- Myślisz, że twój Gabe zapewni ci przyszłość ? - Odwróciłam się i spojrzałam na niego. - On nigdy nie da ci tego co ja ci dałem, nie będziesz miała willi z basenem ani gosposi, która za ciebie posprząta i ugotuje obiad.
- Masz rację - pokiwałam głową. - Nie będę miała służby ani wielkiego domu, ale będę miała jedną rzecz którek ty nigdy mi nie dasz.
- Niby co dziecko ?
- Bezinteresowną miłość - po tych słowach łzy popłynęły mi po policzkach i wybiegłam z domu.




poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział 28

- Nie musisz tego robić - Clear oparła ręce na biodrach.
- Wiem - dobiegłam do niej zdyszana - ale poranne bieganie dobrze mi zrobi - oparłam się o swoje kolana.
- Albo jeszcze bardziej cię wykończy - przygryzła dolną wargę.
- Po kim ty jesteś taką pesymistką ? - Próbowałam się uśmiechnąć.
- Nie wiem może... - nie dokończyła, bo złapałam się za brzuch i zaczęłam syczeć z bólu. Podbiegła do mnie i złapała za rękę. - Zadzwonie po tate.
- Nie ! - O mało nie złamałam jej ręki. - Nie rób tego - wyprostowałam się.
- Nie widzisz co się z tobą dzieje ?
- Widzę, że już mnie nie boli, więc wracajmy do domu.
- Willa, porozmawiaj ze mną - potarła moje ramię swoją dłonią.
- Niby o czym co ? - Odwróciłam się do niej - o tym że umieram, co ?
- Nie o to mi chodziło.
- Wiem, przepraszam.
- Nie szkodzi - wzięła mnie pod ramię - wracajmy do domu.
Kiedy dotarłyśmy do naszej willi, ukryłam się w pokoju i wzięłam tabletki przeciwbólowe. Umyłam twarz, włosy i owinęłam się w ręcznik. Nagle usłyszałam dzwonek telefonu. Podbiegłam do szafki nocnej, po drodze zostawiając mokre ślady stóp na podłodze. Złapałam komórkę i rzuciłam się na łóżko.
- Gabe ! - krzyknęłam do słuchawki.
- Tak, to ja - zaśmiał się.
- I jak ci poszło ? - przewróciłam się z pleców na brzuch i zaczęłam majtać nogami.
- Wygrałem, rozumiesz moja pierwsza sprawa po przerwie i wygrałem - słyszałam, że był z siebie dumny.
- Wiedziałam, że wygrasz - powiedziałam. - A wiesz co ?
- Co ?
- Bardzo chciałabym cię zobaczyć w todze na żywo - rozbawiłam go tym.
- Na pewno będziesz miała nie jedną taką okazję, ale najpierw przyjdź do klubu na szesnastą.
- Będziemy świętować twój sukces ?
- Zobaczymy, ale będzie Helen i dziewczyny więc nie będziemy się nudzić.
- Zrobię się na bóstwo - zażartowałam.
- Nie musisz, przepraszam sędzia chce ze mną porozmawiać. Kocham cię, pa.
- Pa - wcisnęłam czerwoną słuchawkę i rzuciłam telefon na łóżko. Zwróciłam się w stronę łazienki, żeby wysuszyć głowę, kiedy ktoś zapukał do drzwi mojej sypialni. Odruchowo złapałam za róg ręcznika, którym byłam owinięta.
- Kot tam ?
- Tata.
- Yyy - zaczęłam szybko zbierać bieliznę z podłogi i uciekłam do łazienki. - Wejdź, ja się tylko ubiorę ! - usłyszałam jak drzwi się uchylają i ktoś porusza się po podłodze. Wciągnęłam na siebie moją ulubioną koszulę, koloru jasnego błękitu i jasne dżinsy. Wytarłam włosy ręcznikiem i zwróciłam się w kierunku drzwi. Weszłam do pokoju, tata siedział na łóżku i patrzył się na mnie z uśmiechem na ustach. Spojrzałam na swój strój i rozłożyłam ręce.
- Co ? Źle wyglądam ?
- Wyglądasz ślicznie.
- To dlaczego tak dziwnie się szczerzysz ?
- Dziwnie ?
- Okropnie, jakbyś chciał mnie udusić - zaśmiał się.
- Usiądź koło mnie - poklepał miejsce obok siebie. Podeszłam bliżej i usiadłam po turecku. - Chciałbym ci powiedzieć, że rezygnuję.
- Co ? - W pierwszej chwili nie wiedziałam o co chodzi.
- Rezygnuję z kupna klubu.
- Naprawdę ? - Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Uznałem, że twoje szczęście jest najważniejsze.
- Tato, dziękuję ! - Uścisnęłam go tak mocno, że nie mógł oddychać. - Tato kocham cię ! Muszę to powiedzieć Gabowi - chciałam wstać z łóżka, ale tata złapał mnie za rękę.
- Gabe już wie, parę tygodni temu z nim o tym rozmawiałem.
- Jesteś cudowny - pocałowałam go w policzek. - Muszę lecieć tato, umówiłam się z nim.
- Leć i baw się dobrze, nie miej mu tego za złe, że ci nie powiedział to ja chciałem ci zrobić niespodziankę.
- Super, kocham was obu, a teraz lecę pa pa - wybiegłam na korytarz i podreptałam schodami na dół.
Wzięłam z kuchni trochę ciastek dla Gabe'a i pobiegłam plażą w stronę klubu. Wpadłam do środka i ruszyłam w stronę baru, gdzie siedziała Helen i Tatia.
- Cześć wam - zawołałam. - Jest już Gabe ? - rozejrzałam się dookoła.
- Nie zadzwonił, że się spóźni - odpowiedziała Helen, Tatia mnie uściskała.
- Stęskniłyśmy się - powiedziała.
- Ja też - uśmiechnęłam się. Zauważyłam Sussanę, wychodzącą z kuchni z wielkim kartonem na rękach.
- Willa - pomachała mi.
- Susie, cześć Rachel - zawołałam, ale nie zignorowała i podeszła wycierać blat.
- Nie przejmuj się Rachel ma zły dzień - zaśmiała się Helen.
- Nie szkodzi - usiadłam za barem.
- Tak Helen, najlepiej powiedz naszej dobrodusznej Wili, że to ja mam zły dzień ! - wrzasnęłam i rzuciła ścierką o podłogę.
- Rachel ! - Sussana zareagowała. - Pamiętaj co Gabe ci mówił !
- Nie obchodzi mnie to !
- Dobra o co tu chodzi ? - zapytałam już lekko zirytowana.
- O twoją beznadziejną, bogatą rodzinkę - wysyczała Rachel.
- Słucham? - Wstałam z siedzenia.
- To słuchaj dalej, otóż Gabe sprzedał klub twojemu wstrętnemu tatusiowi !
- Nie mów tak na mojego ojca, to niemożliwe bo powiedział mi dziś że rezygnuje z klubu.
- Jakie to słodkie, szkoda tylko że tego nie zrobił.
- Nie mogę tego słuchać, gdzie jest Gabe - spojrzałam w stronę drzwi.
- Pewnie właśnie sprzedaje klub twojemu tatusiowi - Rachel wyszła zza baru i podeszła bliżej mnie. - Nie udało mu się zaszantażować Gabe'a pożarem, ani jakimś facetem w krawacie, więc posunął się do ostatecznosći.
- Co ? - Czułam, że do moich oczu napływają łzy.
- Rachel ! - Tatia krzyknęła.
- Cicha - uciszyła ją siostra. - Twój tata powiedział Gabowi, że jeśli nie sprzeda mu klubu, to zwolni naszego tatę z pracy, a Helen dostanie wypowiedzenie za nieudolne leczenie pacjentów, bo dyrektor szpitala to jego dobry znajomy. Myślisz, że Gabe dałby radę utrzymywać całą naszą rodzinę ?
Nie mogłam w to uwierzyć, a co ze słowami taty, że dał spokój i zrezygnował. Pokręciłam głową, nie dochodziło to do mnie, wiedziałam że muszę poznać prawdę. Mój wzrok był rozbiegany, nie wiedziałam co się dzieje.
- Willa, usiądź nie chciałyśmy żebyś dowiedziała się w taki sposób - Helen próbowała mnie dotknąć, ale pokręciłam głową i uciekłam z klubu.



piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział 27

Minęło kilka dni odkąd wróciłam z wesela. Zaczęłam pracować, spotykałam się z Gabem, o dziwo nie kłóciłam się z tatą, który chyba odpuścił sprawę z kupnem klubu. Jedno tylko mnie martwiło, moja choroba zaczęła się rozwijać. Miałam coraz częstsze krwotoki z nosa, ból brzucha był coraz silniejszy, a nawet kilka razy zdarzało mi się wymiotować krwią. Myślę, że tata też z tego powodu odpuścił konfliktu z Gabem, który nie był niczego świadomy. Nie chciałam iść do lekarza, co by mi to dało, może tylko zmniejszyło by ból. Któregoś wieczora miałam dziwny sen. Widziałam swój pogrzeb i Gabe'a, który był strasznie załamany, a jego oczy nie przypominały tych, które patrzą na mnie z miłością. Rzucił na trumnę czerwoną jak krew róże i wyszeptał: Nie będę żył bez ciebie. Po czym wyjął pistolet i strzelił sobie w głowę.
- Nie ! - Obudziłam się zlana potem i cała roztrzęsiona. Zrozumiałam, że jeśli nie będę się leczyć mogę dopuścić do takiej sytuacji. Umyłam się, ubrałam i bez śniadania wymknęłam się z domu. Postanowiłam odwiedzić Helen. Zapukałam do jej gabinetu i weszłam do środka.
- Mogę ? - zapytałam.
Kiwnęła głową i machnięciem ręki zaprosiła mnie do środka, rozmawiała przez telefon. Usiadłam po drugiej stronie biurka, na przeciwko niej. Rozejrzałam się dookoła, na ścianach wisiały setki dyplomów, a na komodzie stały zdjęcia Helen i jej rodziny. Dziewczyny uśmiechały się pogodnie, a w ramce obok stał uśmiechnięty Gabe, w todze i z dyplomem w ręku. Wstałam i podeszłam bliżej, wzięłam ramkę do ręki. Gabe był taki szczęśliwy, musiał kochać swój zawód, a ja za wszelką cenę musiałam mu pomóc do niego wrócić.
- Przystojny prawda ? - Odwróciłam się, Helen stała za mną i uśmiechała się jak dumna matka.
- Kochasz ich prawda ?
- Najbardziej na świecie - powiedziała i odstawiła zdjęcie na miejsce. - Siadaj kochanie i powiedz co się dzieje.
- To mnie zabija - nie odrywałam wzroku od własnych kolan. - Czuję się coraz gorzej Helen, leki przeciwbólowe nie działają.
- Spokojnie skarbie, zmienimy ci lekarstwa i zobaczymy jak będziesz się czuła, dobrze ? - Pokiwałam głową w nadziei, że ona ma rację.
Zabrała się za wypisywanie recepty, kiedy skończyła, zabrałam ją i zwróciłam w stronę wyjścia.
- Willa - odwróciłam się z pytającą miną. - Mówiłaś Gabe'owi ?
- Nie i nie chce żeby wiedział.
- Rozumiem, ale on tez się martwi...
- I właśnie to jest jeden z powodów, dla którego mu nie powiem. - Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Dałam zwolnienie lekarskie Rivie i ruszyłam w kierunku domu. Poczułam wibracje telefonu, nie miałam nastroju do rozmów. Spojrzałam na wyświetlacz i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo.
- Cześć skarbie - miło jest usłyszeć ten głos.
- Cześć.
- Wszystko w porządku ?
- Jasne - skłamałam.
- Gdzie jesteś?
- W drodze do domu - odparłam.
- Możemy się spotkać?
- Pewnie, gdzie?
- Jest trochę zimno więc przyjadę po ciebie i pojedziemy do mnie.
- Nie, Gabe spotkajmy się na miejscu dobrze?
- No dobrze, będę czekał - ten radosny ton rozbrzmiewał mi w uszach.
- Gabe.
- Tak?
- Kocham cię.
- Ja ciebie też, do zobaczenia za chwilę.
Musiałam trochę ochłonąć. Pooddychałam świeżym powietrzem i zmusiłam się do uśmiechu. Schowałam leki i receptę do najgłębszych czeluści mojej torebki i dotarłam do domu mojego chłopaka. Wyciągnęłam rękę, żeby zapukać do drzwi, kiedy nagle otworzyły się, a Gabe wciągnął mnie do środka. Złapał mnie w talii i zaczął całować. Złapałam jego twarz w dłonie, a on przywarł mnie do ściany.
- Co ty wyprawiasz ? - zaśmiałam się.
- Witam się z tobą - uśmiechnął się, pokazując białe zęby. Cmoknęłam go w czubek nosa, a on się roześmiał. - Chodźmy, muszę ci coś powiedzieć - pociągnął mnie za sobą na górę. Usiadłam na jego łóżku, a on kucnął przede mną i oparł ręce na moich kolanach. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- Wróciłem do pracy - wycedził. - Znowu jestem prawnikiem.
- Naprawdę ? - Ucieszyłam się.
- Tak, ale to dzięki... - nie skończył bo rzuciłam się na niego i przewróciłam na podłogę. - Tobie - dokończył.
- Bardzo się cieszę - nasze nosy się zetknęły.
- Ja też - powiedział i mnie pocałował.






sobota, 5 października 2013

Rozdział 26

Za piętnaście minut mieliśmy dotrzeć do mojego domu. Gabe był skupiony na drodze, a ja przeglądałam zdjęcia z naszej podróży. Chciało mi się śmiać kiedy zobaczyłam zdjęcie Gabe'a, na którym pożera całą porcję smażonej ryby.
- Co tam widzisz ? - Zapytał, widząc moją reakcję.
- Nie nic - schowałam telefon do kieszeni spodni. - Po prostu śmiesznie wyglądasz kiedy jesz.
- Co ? - Zaśmiał się.
- Kocham cię - pocałowałam go w policzek.
- Myślę, że to było pożegnanie - spojrzał na mnie poważną miną.
- Nie wiem co teraz będzie - stwierdziłam ponuro. - Ojciec jest na mnie wściekły, penie nienawidzi cię jeszcze bardziej i kto wie jak to wpłynie na nasz związek.
- Nijak - spojrzałam na niego zdziwiona. - Kocham cię, a ty mnie i nawet koniec świata tego nie zmieni - uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam, że podjeżdżamy pod mój dom. Zacisnęłam palce na ręce Gabe'a, który spojrzał na mnie z troską.
- Wszystko będzie dobrze, gdyby coś się działo to zawsze możesz do mnie zadzwonić - lekko się uśmiechnęłam, ale nie poprawiło mi to humoru.
Gabe zabrał się za wyjmowanie mojej walizki z bagażnika, a ja podeszłam do niego i objęłam go w pasie.Już miałam się do niego przytulić kiedy usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi. W progu stanął tata, z miną tak groźną, że chyba nawet sam Chuck Norris by się go przestraszył. Puściłam mojego chłopaka i stanęłam przed nim, gotowa wydrapać ojcu oczy jeśli go tknie. Tymczasem Gabe spokojnie wyjmował mój bagaż. Zerknęłam na niego, był całkowicie wyluzowany, wyprostował się i skrzyżował ręce na piersi. Tata ruszył w naszym kierunku, w głowie kłębiły mi się tysiące myśli. Stanął przede mną i powiedział:
- Dobrze, że już jesteś - nadal wpatrywałam się w niego niepewnie, a on zmierzył Gabe;a wzrokiem. - Ja to wezmę - zwrócił się do niego, sięgając po walizkę. - Chodź Willa idziemy do domu.
Skinęłam głową i poszłam za nim, zostawiając mojego chłopaka samego. Co ja robię, pomyślałam i podbiegłam do niego. Ojciec obejrzał się za mną, stanęłam na palcach i pocałowałam Gabe, wplatając palce w jego włosy. Nie obchodziło mnie co tata sobie pomyśli, liczył się tylko Gabe i to co powiedział, że jeśli się kochamy to nic tego nie zmieni. Kiedy skończyliśmy, nasze nosy otarły się o siebie, mój chłopak lekko się uśmiechnął.
- Kocham cię - powiedział.
- Ja też cię kocham - cmoknęłam go w usta i ruszyłam w kierunku zdegustowanego rodzica. Wyobraziłam sobie jakie kazanie dostanę, kiedy wejdę do domu. Ostrożnie zdjęłam buty i zwróciłam się w kierunku salonu. Linda wyskoczyła zza rogu i ścisnęła mnie mocno.
- Moje kochane dziecko, wreszcie wróciłaś.
- Linda odcinasz mi dopływ tlenu - poskarżyłam się.
- Och przepraszam skarbie - puściła mnie i odgarnęła mi kosmyk włosów z czoła. - A gdzie Gabe ? - Rozejrzała się dookoła.
- Pojechał do domu - stwierdziłam smutno. - Chyba wiesz dlaczego - kiwnęłam głową w stronę ojca. - Linda zmierzyła go wzrokiem.
- Jesteś taki stary Jared, a głupi jak przedszkolak - mówiąc to poszła do kuchni.
- Chodź do mojego gabinetu - powiedział do mnie.
- No to się zacznie - szepnęłam sama do siebie i ruszyłam za nim. Weszłam do środka, trochę się tu zmieniło od mojego wyjazdu. Ktoś zrobił tu porządek i poukładał książki alfabetycznie, a przy ścianie stała pikowana, skórzana kanapa.
- Usiądź - tak jak kazał usiadłam na jednym z foteli, a on zajął miejsce za biurkiem. - Co masz mi do powiedzenia ? - skrzyżował ręce na piersi i oparł się w fotelu.
- Tylko tyle, że wzięłam z Gabem potajemny ślub i spodziewamy się bliźniaków - ojciec zrobił taką minę jakby wymarło całe Hamptons. - Co ? Przestraszyłeś się ? Nie martw się na razie tylko żartuję, ale kto wie.
- Nienawidzę twojego poczucia humoru.
- Nie każdy go rozumie - uśmiechnęłam się.
- Wiem, że jesteś na mnie wściekła, ale chciałem porozmawiać - wyjaśnił.
- No słucham, ale uprzedzam jak tylko obrazisz Gabe'a wychodzę - pokiwał głową.
- Wiem, że nie zachowałem się jak na ojca przystało i mam nadzieję że mi wybaczysz. Powinienem był pozwolić ci jechać, ale zrozum jesteś moją córką i martwię się o ciebie, a Gabe... Ja po prostu mu nie ufam.
- A co bałeś się, że utnie mi głowę i wrzuci do oceanu - zaśmiałam się.
- Willa, chce abyśmy żyli w zgodzie tak jak dawniej - złapał mnie za rękę. - Przepraszam.
- Przeprosiny przyjęte - uśmiechnęłam się do niego.
- Ale Gabe'a nadal nie lubię - stwierdził.
- Nie liczyłam na inną odpowiedź - zmarszczył brwi. - Idę się rozpakować.


piątek, 4 października 2013

Rozdział 25

Poczułam na sobie promienie słońca i otworzyłam oczy. Oparłam się na rękach i lekko podniosłam. Gabe spał jeszcze obok mnie. Cicho wymknęłam się do łazienki. Ubrana i wyczesana zeszłam na dół aby się napić. Nie wiem czemu ale miałam sucho w ustach jakbym nic nie piła od dwóch dni. Weszłam do kuchni, gdzie Sophie czytała gazetę.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- O dzień dobry moje dziecko.
- Nie spodziewałam się, że tak wcześnie pani wstanie - uśmiechnęła się do mnie i podała kanapki z pomidorem i serem, oraz mrożoną herbatę.
- Pewnie umierasz z głodu - stwierdziła.
- Nie, chce mi się tylko pić ale Gabe zapewne ma już pusty żołądek - obie się zaśmiałyśmy.
- Tak to dziecko ma ogromny apetyt - stwierdziła moja rozmówczyni. - A chudy jak patyk całe życie.
- Jak się pani bawiła na własnym weselu ? - Zapytałam i usiadłam przy stole na przeciwko niej.
- Oh skarbie gdybym wiedziała, że to takie przyjemne na pewno wyszła bym za mąż dużo wcześniej. - Mam nadzieję, że zostaniecie u mnie trochę z Gabem.
- Gabe coś tam planował - powiedziałam.
- On nie musiał nic planować, nie wypuszczę was stąd tak wcześnie. Steve i reszta postanowili wyjechać już dzisiaj. To niepojęte tak im się śpieszy do domu. Ja rozumiem, że wszyscy pracują ale mogli na ten czas wziąć trochę wolnego. - Z tego co mówiła pani Coleman, uznałam że kocha swoją rodzinę i trochę cierpi że mieszka tak daleko.
- Wyjeżdżają już dziś ? - zdziwiłam się.
- Tak niestety.
Tak jak mówiła gdy tylko wszyscy włącznie z Gabem wstali. Pozostała część rodziny Colemanów zjadła, trochę pogadała z Sophie i wyjechała do domu. Pożegnaliśmy się z nimi i wróciliśmy do domu. Usiadłam w fotelu w salonie i wpatrywałam się w kolekcję szklanych słoni cioci Sophie. Nagle Gabe wypędził mnie z zamyślenia.
- No i co ? - Zapytał.
- Co ?
- Masz jakieś życzenia gdzie pójdziemy czy coś.
- Nie, poza tym nawet nie znam tego miasta.
- I o to mi chodziło, idź na górę i przebież się w kostium kąpielowy. - Spojrzałam na niego podejrzliwie. - Spokojnie mam plan, tylko skubnę nam coś do jedzenia.
- Jak zwykle - zaśmiałam się i pobiegłam na górę.
Po chwili już byłam gotowa. Zeszliśmy z Gabem na plażę, ale o dziwo nie rozłożyliśmy się na niej. Mój chłopak pociągnął mnie za sobą na zachodnią część plaży. Szliśmy tak przez piętnaście może dwadzieścia minut, aż dotarliśmy do kępy drzew.
- Wow - powiedziałam niepewnie. - To jest to miejsce, którym tak opowiadałeś ?
- Ha ha ha.
- No co ? Czemu się śmiejesz ? - Gabe nadal chichotał jak małe dziecko.
- Czemu ty zawsze jesteś taka niecierpliwa ? - po tych słowach rozchylił gałęzie płaczących wierzb i odsłonił małą wysepkę ukrytą za drzewami.
- Teraz to mówię na serio, wow - Gabe pociągnął mnie za sobą. Rozłożyliśmy koc, a obok położyliśmy koszyk z jedzeniem. Słońce grzało jak na Hawajach, a fale były cudowne. Spojrzałam na Gabe'a, który ściągał koszulkę. Miał takie umięśnione i opalone ciało, aż na sam widok przeszły mnie ciarki. Rzucił koszulkę na koc i spojrzał na mnie zdziwiony.
- Coś się stało ?
- Nie - pokręciłam głową. - Po prostu mam bardzo przystojnego chłopaka. Zaczął się śmiać i pocałował mnie w czoło.
- No to idziemy do wody - zakomunikował i czekał aż zdejmę ubranie. Kiedy weszliśmy do oceanu, Gabe zanurkował i wynurzył się przy mnie. Złapał mnie w talii i zakręcił w wodzie, a potem wziął na ręce i pocałował.
- To najlepsze wakacje w moim życiu - powiedziałam, gładząc Gabe'a po policzku.
- Moje też, prawie tak miłe jak te, na których cię poznałem - powiedział znowu mnie całując. Jeszcze trochę chlapaliśmy się w wodzie i pływaliśmy, a potem wyszliśmy na koc. Gabe okrył mnie ręcznikiem i zabrał się za jedzenie pozostałości z wesela.
- Gabe ?
- Tak ? - Zapytał z pełną buzią.
- Co mogę zrobić aby mój tata cię polubił ? - położyłam się na plecach.
- Kochanie to dla mnie nieważne - poklepał mnie po kolanie.
- Ale dla mnie tak - powiedziałam patrząc w niebo. Gabe zawisł nade mną jakby chciał zrobić pompki i pocałował mnie czule. Wplotłam palce w jego włosy i podniosłam się razem z nim. Teraz siedziałam mu na kolanach, a on trzymał dłonie na mojej talii. Czułam się cudownie, takie chwile z moim ukochanym zawsze poprawiały mi humor. Kiedy skończyliśmy się całować wybuchnęliśmy śmiechem. Nagle Gabe podniósł mnie do góry i zaczął iść przed siebie.
- Co ty robisz ? - Zapytałam, oglądając się za siebie.
- Chcę cię trochę zamoczyć - na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
- Nie zrobisz tego ? - Podkuliłam nogi.
- Musisz się zamoczyć - zaśmiał się. Byliśmy coraz bliżej wody, a kiedy nogi Gabe'a znalazły się w oceanie, zaczęłam się wierzgać.
- Nie nie nie - piszczałam i trzymałam jego szyję. - Gabe jestem nagrzana mogę dostać szoku termicznego - myślałam, że się na to nabierze.
- Zaryzykuję - powiedział mi na ucho i puścił do wody. Poczułam jakby miliony zimnych igiełek wbijały mi się w skórę. Wynurzyłam się i odchyliłam włosy do tyłu.
- Zabiję cię - warknęłam w stronę Gabe'a. Patrzył na mnie trochę rozbawiony i zdziwiony. Ruszył w moim kierunku, ale byłam szybsza, ochlapałam go dużą ilością wody, a on nie był mi dłużny. Zachowywaliśmy się jak małe dzieci, chlapiąc i śmiejąc się jednocześnie.Po chwili Gabe złapał mnie w talii i zakręcił, robiąc moimi nogami małą falę.
Spędziliśmy u cioci Gabe'a obiecane dziesięć dni, które zapamiętam do końca życia. Żegnaliśmy się z Sophie i jej mężem.
- Tak się cieszę, że cię poznałam słonko - Sophie uścisnęła mnie mocno.
- Ja panią także - uśmiechnęłam się do niej.
- Trzymaj się Gabriel - przytuliła Gabe'a.
- Ciociu mówiłem żebyś nazywała mnie Gabe - skrzywił się.
- No wiem wiem - poklepała go po ramieniu. Oliver też nas pożegnał i pomógł Gabowi zapakować walizki do bagażnika.
- Tylko jedź ostrożnie kochanie - powiedziała Sophie do Gabe'a.
- Oczywiście ciociu - zadeklarował.
- I mam nadzieję, że wkrótce zobaczymy się na waszym weselu - dodała a my popatrzyliśmy na siebie.
- Cześć ciociu, trzymaj się Oliver ! - Krzyknął Gabe i odpalił silnik.


piątek, 20 września 2013

Tak ode mnie

Kochani, mam nadzieję że wkrótce uda mi się dodać kolejne rozdziały które są jużż napisane i spokojnie czekają na moim pendrivie. Myślę, że mimo tych problemów technicznych nadal będziecie mnie czytać :) Pozdrawiam :)

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 24

Kiedy młoda para wypiła swoje zdrowie i Oliver wziął ciocię Gabe na ręce, przenosząc ją przez próg przydzielono nas do stolików. Mnie i Gab'a usadzono z Sussaną, Tatią i chłopakami. Można więc powiedzieć, że trafiliśmy bardzo dobrze. Szkoda mi było tylko Rachel, która była zmuszona usiąść z bratankami Olivera, którzy też byli bez pary. Biedulka nie znała nikogo przy tamtym stole i nerwowo rozglądała się po sali. Postanowiłam, że potem się do niej przejdę. Zauważyłam, że na środek parkietu wychodzi Steve Coleman z kieliszkiem szampana w ręce. Po chwili zaczął przemawiać, mówił o sile miłości nawet w podeszłym wieku na co wszyscy wybuchnęli śmiechem. Gratulował siostrze i szwagrowi i życzył im dużo szczęścia na nowej drodze życia. Wszyscy zaczęli bić brawo, a tata Gab'a zaprosił Sophie i Olivera na parkiet, aby zatańczyli pierwszy taniec.
- Wypijmy zdrowie państwa młodych ! - podniósł kieliszek do góry i upił łyk. Goście poszli w jego ślady, a ja wzniosłam toast sokiem, ze względu na leki które brałam.
- Zaraz będę mógł cię porwać do tańca - szepnął mi do ucha mój chłopak. Odwróciłam się do niego z uśmiechem. Dziękowałam losowi, że dziś nic mnie nie bolało. Żadnych zawrotów głowy ani bólu brzucha, mimo to miałam ze sobą paczkę chusteczek higienicznych na wypadek krwotoku z nosa. Z głośników popłynęła muzyka, a Oliver poprosił Sophie do tańca. Szło im bardzo dobrze, widziałam że patrzą na siebie z czułością. Uśmiechnęłam się mimowolnie i skrzyżowałam spojrzenia z panem Stevem, który do mnie mrugnął, co sprawiło że mój uśmiech stał się jeszcze szerszy. Poczułam wibracje telefonu w torebce na kolanach. Spojrzałam na wyświetlacz i wstałam z miejsca.
- Skarbie muszę odebrać, zaraz wrócę - powiedziałam do Gabe'a głośno bo zagłuszała mnie muzyka.
- Wszystko w porządku ? Mam z tobą iść ? - zapytał gładząc mnie po ramieniu.
- Nie - zaśmiałam się. - To mama - pokiwał głową i zaczął rozmawiać z Chrisem.
Pchnęłam drzwi na zewnątrz i skierowałam się w stronę ławki nad małym stawikiem. Usiadłam i wybrałam numer, mama zwykle była niecierpliwa w dzwonieniu i rozłączała się po góra czterech sygnałach. Po chwili usłyszałam ciepłu głos w słuchawce.
- Willa, kochanie nie odezwałaś się odkąd wyjechałaś. Umierałam tu ze strachu !
- Spokojnie mamo Gabe się mną zajmuje - powiedziałam.
- Skarbie Linda opowiedziała nam o twoim planie. Mogłaś mnie chociaż wtajemniczyć - już nie była tak zdenerwowana.
- Przepraszam mamo, ale chciałam żeby to wyglądało tak, że się poddałam i zostanę na kolacji. A wszyscy wiemy, że ty nie umiesz kłamać - wyjaśniłam.
- Masz rację - na chwilę się zamyśliła. - No ale opowiadaj co tam u ciebie - powiedziałam jej o wszystkim. O rodzinie Gabe'a, o pokoju i o tym że nie daliśmy rady spać osobno na co wybuchnęła śmiechem. Wyjaśniłam też, że teraz jesteśmy na weselu i mogę nie słyszeć telefonu.
- Mamo powiedz mi tylko, czy tata mnie nienawidzi ?
- Nie kochanie, tata cię kocha po prostu był zszokowany że uknułaś taki doskonały plan i że wolałaś pojechać z chłopakiem niż być z nim na kolacji - powiedziała czule.
- To nie tak, że wolałam, kocham ich tak samo ale...
- Rozumiem córciu.
- Nie chcę wybierać między nimi, ale tata czasami mi tego nie ułatwia - zobaczyłam, że drzwi lokalu się otwierają. Gabe wyszedł na zewnątrz i rozejrzał się dookoła. Kiedy mnie zauważył ruszył w moim kierunku. Usiadł koło mnie i się uśmiechnął.
- Tata ma trudny charakter, dobrze o tym wiesz, ale bardzo cię kocha - dokończyła mama.
- Wiem mamo, dziękuję że zadzwoniłaś. Kocham cię.
- Ja ciebie też, baw się dobrze i bądź ostrożna - po tych słowach się rozłączyła, a ja schowałam telefon do torebki.
- I jak tata? - zapytał Gabe.
- Chyba już mniej się na mnie gniewa, bo mama go usprawiedliwiała, a on zawsze prosi ją aby mnie udobruchała - uśmiechnęłam się.
- Będzie dobrze - złapał mnie za rękę. - Zaczęły się tańce, a wiesz co to oznacza ?
- Haha, że nie dasz mi usiąść ani na chwilę.
- Dokładnie.
Tańczyliśmy z Gabem chyba pięć piosenek za koleją. Śmialiśmy się tak, że nawet nie czuliśmy zmęczenia. Dochodziła powoli dwudziesta i kucharze przywieźli tort. Wszyscy ustawili się w wokoło. Sophie i Oliver ukroili pierwszy kawałek i nakarmili się nim nawzajem. Goście zaczęli bić brawo, a niektórzy nawet pogwizdywać. To było takie romantyczne, że aż sama zapragnęłam być na ich miejscu. Spojrzałam na Gabe'a, który trzymał mnie za rękę. Był taki przystojny w tej białej koszuli z kremowym krawatem i spodniach od garnituru. Byłam ciekawa czy myśli tak samo, w pewnej chwili nasze oczy się spotkały i Gabe znienacka pocałował mnie w usta.
- Haha, zwariowałeś - zachichotałam.
- Z miłości tak - zażartował.
Kiedy zjedliśmy dania, które zaserwowali kelnerzy, wszyscy znowu wrócili na parkiet. Miałam już zatańczyć z Gabem, kiedy podeszli do nas Helen i Steve.
- Pożyczysz mi na chwilę swoją śliczną dziewczynę synu ? - zapytał pan Coleman.
- Jasne - odpowiedział Gabe z uśmiechem. - Jeśli ty pożyczysz mi swoją żonę. - Obaj się zaśmiali i porwali nas do tańca.
Dobrze, że leciała wolna piosenka bo nie wiedziałabym jak mam tańczyć z ojcem mojego chłopaka. Było dobrze bo poruszaliśmy się do wolnego rytmu i mogliśmy porozmawiać.
- I jak ci się podoba Willa ? - zapytał Steve.
- Jest cudownie, aż im zazdroszczę - spojrzałam w kierunku młodej pary.
- Może niedługo ty i Gabe zajmiecie ich miejsca - zaśmiałam się, bo zaskoczył mnie tym co powiedział.
- Chyba za bardzo wybiegł pan w przyszłość - powiedziałam kiedy mnie obrócił.
- Nie wydaję mi się - zmarszczył brwi. - Gabe myśli o tobie bardzo poważnie i to nie od dzisiaj - powędrowałam wzrokiem za Gabem, który tańczył z Helen.
- Ja też tak o nim myślę - odpowiedziałam. - Ale nie sądzę aby stało się to na dniach.
- Możliwe - powiedział pan Coleman - ale prędzej czy później i tak do tego dojdzie.
- Fajnie, że pan tak myśli - uśmiechnął się do mnie.
- A ty co myślisz ?
- Ja ? - byłam trochę zaskoczona, że mnie o to pyta. - Jeśli chodzi panu o to czy  powiedziałabym tak na oświadczyny, to muszę powiedzieć że byłabym najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, ale myślę że to nie jest dobry czas aby o tym myśleć.
- Dlaczego ? - zapytał znowu mnie obracając.
- Bo mój tata nigdy nie zgodziłby się na ślub z Gabem, przynajmniej nie teraz.
- Słyszałem, że twój tata nie lubi mojego syna ale żeby aż tak.
- Zdziwiłby się pan - zaśmiałam się, a on się uśmiechnął.
Kiedy skończyliśmy tańczyć, wróciłam z powrotem do mojego ukochanego. Zaczęli grać jakiegoś przytulańca, ale i tak zaczęliśmy ruszać się w rytm muzyki. Założyłam Gabowi ręce na szyi, a on objął mnie w talii.
- O czym rozmawiałaś z moim tatą ? - zapytał.
- O niczym takim - uśmiechnęłam się, a on podniósł brwi. - Nie musisz wszystkiego wiedzieć - zaśmiałam się.
- Może i tak, ale bym chciał bo... - zamknęłam mu usta pocałunkiem, a on przyciągnął mnie bliżej.
- Czy nadal chcesz wiedzieć - zapytałam z triumfalnym uśmiechem.
- Chyba nie - powiedział.
- To dobrze.
- Wiesz, że jesteś tu najpiękniejsza ?
- Wiesz, że nie umiesz kłamać ? - oboje się zaśmialiśmy, a Gabe pocałował mnie w głowę. Piosenka dobiegła końca, a kelnerzy przynieśli na stoły kolejne potrawy.
- Zgłodniałem - stwierdził mój chłopak.
- Idź, zaraz do ciebie przyjdę.
- Wszystko w porządku ? - zmarszczył brwi.
- Gabe czuję się dobrze, nie martw się - pogładziłam go po policzku. - Pójdę porozmawiać z Rachel.
- Przepraszam jestem przewrażliwiony - poszedł do stołu, a ja ruszyłam w kierunku samotnej dziewczyny.
- Rachel, wszystko ok ? - zapytałam siadając na wolnym krześle obok niej.
- O matko Willa, jak dobrze że przyszłaś - uśmiechnęła się i złapała mnie za rękę.
- Jeśli chcesz to ciocia na pewno pozwoli przysiąść się do nas - powiedziałam.
- Hahaha - zaśmiała się dziewczyna. - Ale ja wcale nie chcę się do was przysiadać. To prawda na początku byłam trochę samotna, ale potem poznałam Tylera - wskazała palcem na przystojnego bruneta, który rozmawiał z Oliverem.
- O, rozumiem - zaśmiałam się.
- Jest cudowny - rozmarzyła się. - I tańczy tylko ze mną.
- Więc życzę powodzenia i wracam do Gabe'a - podniosłam się i poszłam do swojego stolika.
- Dzięki za troskę ! - Krzyknęła za mną Rachel, a ja do niej mrugnęłam.
Usiadłam obok Gabe'a i zaczęłam się śmiać.
- Co ? - zapytał z pełnymi ustami.
- Jesteś cały brudny w sosie szpinakowym - wzięłam chusteczkę i zaczęłam go wycierać. - Na prawdę musiałeś być głodny.
- Tutaj się naje i i tak wyje cioci wszystko z lodówki - zaśmiała się Sussana.
- Chyba każdy facet tak robi - potwierdziła to Tatia.
- Bo my musimy dużo jeść - Scott objął żonę ramieniem.
- Dokładnie - wtórował mu Gabe.
- Taka jest natura prawdziwych facetów - dodał Chris. Wszystkie trzy zaczęłyśmy się śmiać.
Dalsza część wesela przebiegła bez zastrzeżeń. Gabe tak mnie wymęczył, że myślałam tylko o prysznicu i łóżku. Wróciliśmy do domu około siódmej rano, Gabe musiał pomagać Helen z obudzeniem taty, który zasnął w busie dla gości i nie chciał z niego wysiąść. Mieliśmy z tego niezły ubaw. Szybko się wykąpałam i położyłam do łóżka. Gabe przyszedł parę minut po mnie i nic nie mówiąc położył się obok. Objął mnie, a ja przytuliłam się do jego ramion. Zasnęliśmy od razu, z powodu wielkiego zmęczenia i bólu nóg od tańca.










Scott Cooper


Chris Dust

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 23

Nie leżeliśmy tak dziesięć minut, a zwłaszcza pięć tylko całą noc. Obudziłam się leżąc na boku, otulona ramionami Gabe'a, który przytulał się do moich pleców. Parę razy pomrugałam oczami i odkręciłam głowę w jego stronę. Nie spał już i bacznie mi się przyglądał. Uśmiechnęłam się do niego i chciałam wyprostować, ale nie drgnął nawet o milimetr.
- Gabe puść mnie głuptasie - zaśmiałam się, a on pocałował mnie w szyję.
- Chciałbym się tak budzić każdego ranka - zamruczał mi do ucha, ocierając ustami o moją skórę.
- Ja też bym chciała - zdołałam się oswobodzić z jego uścisku i położyłam się tak, że nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Położyłam moją dłoń na policzku Gabe'a i pocałowałam go czule. On złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.Kiedy już oderwaliśmy się od siebie, popatrzyłam na niego z uśmiechem.
- Naprawdę chciałbym mieć taką pobudkę codziennie - złapał mnie za podbródek i lekko cmoknął w nos. Odsunęłam się od niego i pobiegłam do łazienki.
- No nie - jęknął Gabe, biegnąc w moim kierunku. Zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
- Kto pierwszy ten lepszy - krzyknęłam, śmiejąc się głośno.
- Policzymy się jak stamtąd wyjdziesz - zażartował.
Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i ubrałam się w spodenki i niebieską koszulę. Powoli wychyliłam głowę zza drzwi i rozejrzałam się za moim chłopakiem. Uznałam, że nie ma w pobliżu i spokojnie wyszłam na korytarz, jednak po chwili już trzymał mnie w ramionach a moje nogi dyndały nad ziemią. Zaczęłam się głośno śmiać i objęłam go ramionami za szyję.
- Gabe, głuptasie puść mnie - zachichotałam.
- Nie to kara za łazienkę - zażartował niosąc mnie w kierunku sypialni. - Właśnie wymyślam co by tu z tobą zrobić - uśmiechnął się łobuzersko.
- No dobrze już dobrze, postaw mnie na ziemię - cały czas się śmiałam.
- Nie postawię - zaśmiał się i zaczął całować mnie po szyi.
- Hahahaha, przestań to mnie łaskocze - próbowałam go odepchnąć ale przyssał się jak pijawka.
Ten nasz spór przerwała ciocia Gabe'a, która weszła do pokoju. Od razu spoważnieliśmy i znalazłam się na ziemi.
- Aż miło na was popatrzeć - zachwyciła się Sophie.
- Tak to ja już pójdę się myć - Gabe pobiegł w kierunku łazienki.
- I jak ci się spało na tak dużym łóżku ? - zapytała.
- Bardzo dobrze, dziękuję - odpowiedziałam.
- To dziwne, bo kiedy zajrzałam do was o szóstej rano spaliście razem jak susły, aż myślałam że Gabe się do ciebie przykleił - zachichotała, a mnie wbiło w podłogę. Taki wstyd już przy pierwszym spotkaniu.
- Strasznie panią przepraszam, to moja wina bo ja...
- Kochanie - zwróciła się do mnie i pogłaskała po ramieniu - przecież mówiłam, że nie mam nic przeciwko - uśmiechnęłam się do niej nieśmiało. - Jeśli o mnie chodzi, to Steve o niczym się nie dowie. - Mrugnęła do mnie i gestem pokazała abym poszła za nią. Zeszłyśmy na dół do ogromnej kuchni. Usiadłam na przy stole, a ona na przeciwko mnie. Postawiła mi przed nosem kubek ciepłej kawy.
- Dziękuję - sięgnęłam bo napój i upiłam duży łyk.
- Myślę, że bardzo pasujesz do Gabe'a - wycedziła. - Dużo bardziej niż ta jego była dziewczyna - stwierdziła. - Mój chrześniak nie powiedział mi wszystkiego o tobie, bo jak to ujął to twoje prywatne sprawy i jeśli będziesz chciała to sama o nich powiesz - zaczęła. - Jeśli masz teraz ochotę to możesz ze mną porozmawiać.
Bardzo dobrze wiedziałam, że Gabe nie powiedział jej o chorobie. To było miłe z jego strony ale też trochę niekomfortowe dla mnie.
- Pewnie Helen i tak pani powie na weselu lub przy pierwszej okazji - westchnęłam, a ona oparła głowę na dłoniach. - Mam białaczkę, a Gabe nie chce o tym mówić bo przeżywa to jeszcze gorzej ode mnie - wypiłam kolejny łyk. - Moja rozmówczyni wyprostowała się i popatrzyła z taką litością jak rodzice kiedy się o tym dowiedzieli.
- Kochanie tak mi przykro - pogłaskała mnie po dłoni. - Ale zobaczysz wszystko będzie dobrze, wyglądasz ślicznie, nic po tobie nie widać, a Helen zapewne dobrze się tobą zajmuje.
- Nie narzekam - uśmiechnęłam się - ale proszę nie wspominać o tym przy Gabie bo on naprawdę ciężko to znosi - powiedziałam, a ona pokiwała głową. Rozmawiałyśmy jeszcze do póki na dole nie zjawił się Gabe. Usiadł obok mnie i objął ramieniem.
- I jak ciociu ? - zwrócił się do kobiety - masz stresa przed ślubem?
- Powiem ci, że chyba już w moim wieku człowiek tego tak nie przeżywa - wyjaśniła - no ale jak ty będziesz się żenił to nie martw się uspokoję cię. - Gabe spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Pierwszy raz ktoś mówił przy nas o ślubie, jako że to my mieliśmy go brać. Ciocia spojrzała na zegarek i wstała od stołu. - Scott zaraz przywiezie dziewczynki i Chrisa - stwierdziła.
Prawda całkiem zapomniałam, że dzisiaj miała przyjechać Sussana, Tatia i ich partnerzy. Również spojrzałam na zegarek dochodziła dwunasta, a ślub miał się odbyć o czternastej. Siedzieliśmy jeszcze trochę w kuchni, potem dołączyli do nas inni członkowie rodziny, a za godzinę Sussana i Tatia ze swoimi drugimi połówkami. Zapoznałam się ze Scottem i Chrisem, okazali się bardzo fajnymi facetami. Czas szybko mijał a my musieliśmy zacząć się szykować, Helen jako druhna udała się z Sophie do jej sypialni aby ją wyszykować, a Steve i Oliver ukryli się w innej części domu. Ja poszłam do pokoju aby skontrolować czy moja sukienka nie jest pognieciona i aby zrobić makijaż i fryzurę. Wybrałam jedną z moich ulubionych sukienek. Długą, kremową suknię z paskiem w talii. Kiedy się wyszykowałam wyszłam na korytarz gdzie pod drzwiami czekał wystrojony Gabe. Na mój widok rozbłysły mu oczy co wprawiło mnie w lekkie zadowolenie.
- Wow - powiedział, łapiąc mnie za obie ręce - wyglądasz prześlicznie. - Zbliżył się do mnie i cmoknął w usta.
- Ty też wyglądasz niczego sobie - zażartowałam, tak naprawdę miałam najprzystojniejszego chłopaka na świecie.
- Teraz wiem, że moi kuzyni będą patrzeć tylko na ciebie, będę zazdrosny wiesz - zaśmiałam się i wzięłam go pod ramię. Zeszliśmy na dół gdzie czekali już na nas państwo młodzi, o ile tak można było ich nazwać oraz reszta rodziny. Inni krewni mieli się zjechać pod kościół. Sophie wyglądała bardzo elegancko. Miała na sobie prostą białą sukienkę, dopasowaną w talii, na ramiona założyła biały żakiet, a na głowie miała mały, skromny biały kapelusik w stylu angielskim z małą siateczką z przodu.
Ceremonia zaślubin była cudowna, kiedy małżonkowie wypowiadali słowa przysięgi mocno trzymaliśmy się z Gabem za ręce. Po mszy młodzi zostali obsypani ryżem i setką życzeń. Potem udaliśmy się do domu weselnego o nazwie ,, Czerwone Serce ". Był to duży, podłużny budynek przy plaży. Kiedy weszliśmy do środka zaparło mi dech w piersiach. Ogromna sala przystrojona była tysiącem balonów, a stoły i krzesła materiałami barwy zielonej, różowej i białej. Spojrzałam na Gabe'a i wiedziałam że to będzie jeden z najlepszych dni mojego życia.


Strój Willi




Sala weselna


Rozdział 22

- Jaka jest twoja ciocia ? – zapytałam kiedy dochodziła piętnasta, a my jechaliśmy autostradą stanową.
- Jest miła, pogodna, bardzo nowoczesna i lubi się bawić – to ostatnie bardzo podkreślił.
- A ma jakieś imię ? – zaśmiał się.
- Sophie – powiedział – to siostra mojego taty, ale różnią się od siebie zupełnie. Zamiast z moim tatą, to z nią rodzice mieli problemy. Można się tego domyślić, po tym że wychodzi za mąż w wieku pięćdziesięciu lat.
- Rozrywkowa kobieta – zaśmiałam się.
- O nawet nie wiesz jak bardzo, ale nie martw się zdążysz się przekonać - mrugnął do mnie. Nagle skręcił gwałtownie w jakąś uliczkę, aż zarzuciło mnie na drzwi samochodu.
- Matko, Gabe co ty robisz ? - poprawiłam się w fotelu.
- Niespodzianka - uśmiechnął się. Zatrzymał się przed jakimś małym budynkiem z czerwonej cegły.
- Co to jest ? - podniosłam się z miejsca i oparłam o szybę.
- Zaczekaj tu - wysiadł z samochodu i pobiegł w kierunku budynku, po chwili zniknął za drzwiami. Skrzyżowałam ręce na piersiach i zastanawiałam się jaki kolejny żart wymyśli mój chłopak. Za parę minut wyszedł z papierową torebką w ręce.
- Co tam masz ? - zapytałam się, przekręcając się na fotelu. Gabe wyjął z torby ciastka francuskie i drożdżówki, a ja zaczęłam się śmiać.
- Kiedy jeździliśmy do cioci jak byłem mały, tata zawsze się tu zatrzymywał - powiedział i wsadził mi jedno z ciastek do buzi.
- Pycha - wytarłam usta dłonią, złapałam drożdżówkę i poczęstowałam nią Gabe'a aż ubrudziłam mu nos. - Haha.
- To dla ciebie takie śmieszne - powiedział i wziął trochę masy na palec.
- Ho, nawet się nie waż - rozkazałam, ale on już przejechał mi po policzku i nosie. - Tak, więc teraz się do mnie przytul - rozchyliłam ręce.
- Wolałbym nie - odsunął się lekko, a ja go złapałam, a nasze twarze się zderzyły. Teraz oboje byliśmy w lukrze. Zaczęliśmy się śmiać i szukać chusteczek.
- Która już godzina ? - zapytałam wycierając Gabowi twarz.
- Dochodzi szesnasta - teraz on zabrał się do wycierania mojej.
- Mój tata wraca o szesnastej dwadzieścia - powiedziałam.
- To pewnie do ciebie zadzwoni - stwierdził. - I jak się domyślałam to nie będzie miły telefon.
- Nie - złapałam go za rękę - nic nie popsuje mi humoru.
- Ale mi tak, powiem szczerze, że ta kontrola twojego ojca lekko mnie irytuje - zmarszczył brwi.
- Możemy zapomnieć o tym co się dzieje w Hamptons i po prostu nie gadać o moim ojcu - ukryłam twarz w dłoniach.
- Przepraszam - powiedział i pocałował mnie w głowę - obiecuję już nie wspomnę o twoim tatulku - położył sobie dłoń na serce, a ja się uśmiechnęłam.
Jechaliśmy jeszcze czterdzieści minut, aż dotarliśmy do Jamesport. Rozglądałam się dookoła i podziwiałam piękno i urok tego małego miasteczka. W pewnej chwili usłyszałam dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz.
- To tata - powiedziałam do Gabe'a, a on pokiwał głową. Odebrałam telefon i od razu w uchu usłyszałam krzyk.
- Gdzie ty jesteś ?! I gdzie są twoje walizki, mama, Linda i siostry nie mają pojęcia gdzie pojechałaś !
- Możesz się nie wydzierać bo zaraz ogłuchnę.
- Jak ty się wogóle do mnie odzywasz ! Gdzie jesteś ?
- W drodze na wesele - powiedziałam spokojnym głosem.
- Masz wracać do domu - rozkazał.
- Chyba oszalałeś, myślisz że powiesz mi co mam robić, a ja całe życie nie będę się odzywać i spełniać twoje rozkazy.
- Niech ja tylko dorwę tego twojego chłopaczka - powiedział przez zęby.
- I w tym momencie kończymy naszą rozmowę - powiedziałam. - Miłej zabawy na jutrzejszej kolacji tatusiu. - Wcisnęłam czerwoną słuchawkę i rzuciłam telefon do torebki.
- Po twojej minie widzę, że nie poszło najlepiej - Gabe zdjął okulary.
- Mam to gdzieś, daleko jeszcze do twojej cioci ?
- Jeszcze troszeczkę, mieszka przy samej plaży - skręcił w lewo.
- Rozśmiesz mnie czymś - zwróciłam się do niego. W tym samym momencie Gabe podgłośnił radio i zaczął śpiewać razem z Keshą piosenkę your love is my drug. Naprawdę zaczęłam się śmiać, a on jechał dalej. Nie obchodziło mnie, że ludzie się na niego dziwnie patrzą, śmiałam się tak, że rozbolał mnie brzuch. Po chwili Gabe zatrzymał samochód przed ogromnym domem z pięknym ogródkiem. Budynek znajdował się na małej górce, co dawało mu jeszcze więcej uroku. Był piękny jak domem z bajek lub filmów familijnych.
- To tu ? - pokiwał głową – ten dom jest cudowny, a przecież mówiłeś że twoja ciocia nie jest zbyt bogata.
- Bo nie jest – zaśmiał się – ale ma bardzo bogatego narzeczonego. - Wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwiczki.
- Mówiłeś, że mieszka przy plaży, a ja tu widzę tylko ulicę i trawę – rozejrzałam się dookoła.
- Zejście do oceanu jest z drugiej strony domu – wyjaśnił.
- To podobnie jak u mnie – uśmiechnęłam się i wysiadłam z samochodu. - Moje nogi – schyliłam się do kolan – za dużo siedzenia.
- Nie martw się jutro na weselu nie pozwolę ci siedzieć – zaśmiał się, wyjmując bagaże.
- Wiesz, że uwielbiam z tobą tańczyć – podeszłam do niego i położyłam mu głowę na ramieniu.
- Chodź – objął mnie wolnym ramieniem – poznasz resztę mojej zwariowanej rodzinki.
- Może nie będzie tak źle – objęłam go jedną ręką. Nie zdążyliśmy jeszcze zapukać ani zadzwonić dzwonkiem, a drzwi otworzyła nam dobrze mi znana babcia Gabe'a.
- Moje kochane dzieciaczki – uścisnęła mnie, a potem swojego wnuczka. - Jak tam minęła wam podróż samochodem ode mnie ? - Klasnęła w ręce.
- Było super babciu – Gabe postawił torby w przedpokoju.
- Widzisz Willa musiałam mu kupić samochód z otwieranym dachem bo do innego by się nie zmieścił. - Zaczęłam się śmiać, a mój chłopak się skrzywił.
- Babciu znowu zaczynasz – zaśmiał się, a potem złapał mnie za rękę – chodź kochanie poznasz moją ciocię – pociągnął mnie za sobą przez duży hol, a potem w prawo przez ogromny salon i do kuchni. Przy stole siedział wysoki, lekko siwy mężczyzna, a naprzeciw niego kobieta z białymi włosami, przynajmniej tak mi się wydawało, że to biały kolor. Kiedy białowłosa nas zobaczyła podniosła się z krzesła i podeszłą bliżej.
- Gabriel kochanie jak dawno cię nie widziałam – przytuliła mojego chłopaka, a on to odwzajemnił
- Ja też się stęskniłem ciociu, ale proszę nie używaj mojego całego imienia to lekko kompromitujące.
- Masz piękne imię kochanie i będę tak do ciebie mówiła – skrzyżowała ręce na piersiach.
Nieważne – powiedział – ciociu to jest Willa, moja dziewczyna o której ci opowiadałem. - Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem i się uśmiechnęła.
- Witaj kochanie, naprawdę jesteś taka śliczna jak pisał Gabe. - Podała mi rękę, a ja wyciągnęłam swoją – a to jest mój narzeczony Oliver. - wskazała na mężczyznę, który podniósł się i podszedł do nas na dźwięk swojego imienia. Podaj mi rękę i się uśmiechnął.
- Mów mi Oliver – powiedział. Pokiwałam głową i odwzajemniłam uśmiech. Po chwili dołączyła do nas babcia Gabe'a. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy rozmawiać o moim zawodzie i ile się znamy z Gabem, oraz jak się poznaliśmy. Potem ciocia Gabe'a opowiedziała nam romantyczną historię związaną z jej zaręczynami, na co babcia dogryzała jej że lepiej późno niż wcale. Potem dołączyli do nas Rachel, tata Gabe'a i Helen, którzy wrócili ze spaceru po miasteczku. Przywitałam się z nimi, a Rachel powiedziała, że wreszcie będzie miała normalne towarzystwo.
Wieczorem pani Sophie zaprowadziła mnie i Gabe'a do pokoju na górze, gdzie mieliśmy spać. Otworzyliśmy drzwi do sypialni. Weszłam do środka i rozejrzałam się dookoła, po czym usiadłam na wielkim łożu małżeńskim.
- To łóżko jest dla ciebie Willa, a tamto dla Gabe'a – wskazała na jednoosobowe łóżko, które było oddzielone od mojego małą szafką nocną. - Wybaczcie gdyby to ode mnie zależało to spalibyście w jednym łóżku, ale twój tata Gabe ma na tym punkcie lekką obsesję. - Pokazała mi jeszcze gdzie jest łazienka i poszła do swojego pokoju, życząc nam miłych snów. Nie zastanawiając się długo poszłam wziąć prysznic i przebrałam się w piżamę. Była taka zmęczona, a jutro nie miałam spać w ogóle więc trzeba było się porządnie wyspać. Gabe poszedł w moje ślady i z lekko mokrymi włosami padł na łóżko.
- Masz anielską cierpliwość skarbie – zwrócił się do mnie, gasząc światło.
- Dlaczego ? - przekręciłam się w jego stronę.
- Moja rodzina bywa lekko męcząca.
- Ja ich uwielbiam – stwierdziłam.
- W takim razie dobrze, że cię spotkałem – zaśmialiśmy się. - Dobranoc kochanie.
- Dobranoc – wbiłam wzrok w sufit i chwilę myślałam co tata zrobi ze mną jak wrócę do domu. A może by tak nie wracać, zamieszkać z Gabem u jego cioci i hodować koty. Chciało mi się śmiać z własnego żartu. Spojrzałam na Gabe'a, nie wiedziałam czy śpi, ale poczułam, że chcę być jak najbliżej niego.
- Gabe śpisz ? - zapytałam niepewnie.
- Nie – odkręcił się do mnie – coś się stało ? - zapytał z troską.
- Myślisz, że twój tata obrazi się na nas jeśli położysz się koło mnie na pięć minut.
- Hahaha, myślę że mogę nawet na dziesięć – powiedział i po chwili był już koło mnie. Przytuliłam się do jego klatki piersiowej, a on objął mnie ramieniem i pocałował w głowę. Nie poczułam nawet kiedy zasnęłam.



Sophie Coleman


Oliver Thorne

Dom cioci Gabe'a




Zejście do plaży i widok z tarasu

:*


środa, 17 lipca 2013

Ode mnie :}

Witajcie kochani! Mam nadzieję, że wytrzymaliście dłuższy brak rozdziałów, dlatego w ramach przeprosin dodałam rozdziały od 18 do 21 :). Jak tylko mam dostęp do internetu to dodaję rozdziały. Trzymajcie kciuki, aby naprawił mi się internet. Życzę wam miłego czytania :).

                                                                                                                      Wasza Gold.Raven.


Rozdział 21

Mieliśmy z Gabem wczoraj szczęście, że tata akurat nie miał ochoty posiedzieć na huśtawce. Myślę, że mój chłopak wziął sobie do serca moje słowa i mnie posłucha. Było mi go żal, w moim zawodzie też ponosiłam odpowiedzialność, więc rozumiałam co czuł. Kiedy wczoraj wróciłam do domu, sprawdziłam czy wszystko spakowałam i znalazłam jeszcze mój stary aparat, z którym nie rozstawałam się od czasów liceum. Pomyślałam, że może się przydać na weselu. Zanim poszłam spać nastawiłam sobie budzik na siódmą rano, który teraz budził mnie schowany pod poduszką, tak na wszelki wypadek. Na początku nie chciało mi się wstać, ale kiedy uświadomiłam sobie, że zaraz mam zobaczyć Gabe’a i wyjechać z nim daleko od tych wszystkich problemów wyskoczyłam z łóżka jak oparzona. Wzięłam ciepły prysznic, ubrałam się w krótkie spodenki i obcisły biały t-shirt i wyszłam z pokoju. Chciałam już zejść na dół kiedy usłyszałam głos taty. Sparaliżowało mnie od stóp do głowy, przecież miał wyjechać o szóstej trzydzieści, a tymczasem rozmawiał sobie przez telefon w swoim pokoju. Jego głos był coraz bliżej, nie wiedziałam co mam robić, więc szybko pobiegłam do swojego pokoju i wskoczyłam w ubraniach pod kołdrę. Zakryłam się cała i trochę rozczochrałam sobie ręką włosy, żeby wyglądać wiarygodnie. Po chwili do sypialni wszedł tata.
- Kochanie śpisz ?
- Tak – powiedziałam w miarę zaspanym głosem.
- Słyszałem jakiś hałas – rozejrzał się po pokoju.
- To pewnie Linda chodzi po korytarzu – wymyśliłam.
- Pewnie tak. No nic śpij sobie jeszcze – powiedział – do zobaczenia wieczorem.
- Tak – wychyliłam się lekko spod kołdry i zobaczyłam jak wychodzi na korytarz. Odczekałam kilka sekund i podbiegłam do okna, wsiadał do samochodu, a za chwilę opuścił podjazd i zniknął mi z oczu. – Tak ! – krzyknęłam, miałam szczęście, że walizki nadal były schowane pod łóżkiem. Znowu rozczesałam włosy i pobiegłam na dół.
- Willa już się bałam, że cię zobaczy – powiedziała Linda, kiedy weszłam do kuchni.
- Nie, ale mało brakowało. Kiedy mama i siostry się obudzą powiesz im, że musiałam tak zrobić.
- Zrozumieją kochanie – uśmiechnęła się do mnie.
Kiedy jadłam śniadanie, Linda pomogła mi znieść walizkę i podała mi prowiant. Wyszłyśmy przed dom, gdzie czekał już Gabe. Uściskałam Lindę na pożegnanie.
- Kocham cię i dziękuję za wszystko – powiedziałam, wtulając się w jej ramię.
- Też cię kocham skarbie – odpowiedziała, głaszcząc mnie po głowie – uważaj na nią – poprosiła Gabe’a.
- Oczywiście – powiedział i wziął ode mnie torby.
- A gdzie samochód ?- zapytałam.
- Zaparkowałem, trochę wcześniej aby nikogo nie obudzić – wyjaśnił.
- Dobry pomysł – pochwaliłam go – wiesz, że tata prawie mnie przyłapał.
- Wyobrażam sobie jak tego uniknęłaś – zaśmiał się.
- To długa historia.
Po chwili dotarliśmy na miejsce, a Gabe wyciągnął kluczyki z kieszeni i otworzył samochód. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, przede mną stał nowiutki, czarny Cabriolet Audi RS 5 z zasuwanym dachem.
- Co to jest ? – zapytałam zaskoczona.
- Mój nowy samochód – uśmiechnął się mój chłopak i wsadził moją walizkę do bagażnika. – Przecież, nie będę jeździł starociem taty do końca życia.
- Ale przecież…
- Nie martw się babcia się dołożyła – zaśmiał się, nagle złapał mnie w talii i wsadził do samochodu jak małe dziecko. Usiadł za kierownicą i odpalił silnik. Zapięłam pasy i rozejrzałam się dookoła.
- A gdzie są twoje siostry? Przecież miały jechać z nami.
- Powiedźmy, że pozbyłem się ich i jadą z tatą – zaśmiał się, a razem z nim. Założył ciemne okulary i ruszył przed siebie. Poczułam wiatr we włosach i też włożyłam okulary, słońce mimo tak wczesnej godziny królowało na niebie.
- Przynajmniej już nie będziesz mi robił obciachu jak będziesz mnie odbierał z pracy – zaśmiałam się, a on poczochrał mi włosy.
- Zastanawiam się dlaczego twój tata nie da ci samochodu, przecież macie firmę samochodową, a ty musisz jeździć taksówką – spojrzałam na niego i wzruszyłam ramionami – ale przynajmniej mogę po ciebie przyjeżdżać – uśmiechnęłam się do niego.
- Po tym jak się dowie, że pojechałam z tobą na to wesele, już nigdy nic mi nie da – oboje się zaśmialiśmy.
- Albo mnie zabije – powiedział Gabe, zmieniając pas.
- Istnieje taka możliwość – uśmiechnęliśmy się do siebie. – Twoje siostry zgodziły się jechać z twoim tatą, tak po prostu ?
- Nie, musiałem podpisać z nimi cyrograf – zażartował – poza tym chyba tylko Rachel pojechała z tatą.
- A Tatia i Susie ?
- Pojadą z mężem Susie – powiedział.
- Co ? To Sussana ma męża – zdziwiłam się – nic nie mówiliście.
- Bo Scott trochę pracował w Nowym Yorku, a dopiero teraz przeniósł się do Hamptons na stałe i otworzył gabinet dentystyczny.
- No to Susie ma męża dentystę – powiedziałam – całkiem nieźle sobie wybrała – zaśmiałam się.
- Scott jest całkiem w porządku – stwierdził.
- Od kiedy są po ślubie.
- Od roku, chyba nawet nie całego. Więc jak mi przerwałaś pojadą z mężem Susie i narzeczonym Tatii.
- To Tatia też ma narzeczonego – poprawiłam się na siedzeniu – czego mi jeszcze nie powiedziałeś ?
- Że ja też mam żonę i trójkę dzieci – spojrzałam na niego, robiąc duże oczy. – Żartowałem – zaśmiał się.
- To nie fair – lekko go popchnęłam.
- Haha – poprawił okulary i wyprzedził samochód jadący przed nami.
- Lubię z tobą jeździć – stwierdziłam, a on się uśmiechnął – czuję się wtedy tak bezpiecznie.
- Ciesz się, że nie jeździłaś z moim tatą. Jeździ jak w formule jeden – uśmiechnęłam się.
- W tych okularach wyglądasz jak gwiazda filmowa – powiedziałam, a on na mnie spojrzał i odsłonił białe zęby. Wyciągnęłam aparat i zaczęłam robić mu zdjęcia.
- Co ty robisz ? – zapytał przez śmiech.
- Uwieczniam cię – zażartowałam, robiąc kolejne ujęcia.
Jechaliśmy już ze dwie godziny. Włosy falowały mi na wietrze, a słońce ogrzewało twarz. Podziwiałam widoki, które mijaliśmy. Czasami przejeżdżaliśmy obok turystów, idących na plażę. Na autostradzie panował duży ruch, bo wszyscy jechali gdzieś wypocząć, albo po prostu do pracy. Dochodziło dopiero wpół do jedenastej. Słuchałam muzyki z samochodowego radia i uśmiechałam się sama do siebie. Po jakimś czasie zjechaliśmy z autostrady i wjechaliśmy w jakieś małe miasteczko. Usłyszałam z radia utwór Jamesa Blunta „you’re beautiful”. Bardzo lubiłam tą piosenkę, Gabe widocznie też bo zaczął lekko poruszać głową i śpiewać. Ogarnął mnie atak śmiechu, kiedy śpiewał refren, głupio się do mnie szczerząc. Poczochrałam mu włosy i sięgnęłam do tyłu po przekąski od Lindy. Wsadziłam mu jedną małą babeczkę do buzi.
- Wreszcie, myślałam że już ogłuchnę - zażartowałam.
- Dobre te babeczki – powiedział z pełną buzią.
- Linda zawsze robi dobre jedzenie – powiedziałam i sama zjadłam jedną. Po chwili Gabe zjechał na pobocze i odebrał telefon.
- Halo – powiedział – cześć tato. Tak jedziemy, co to o której wyjechaliście ?
Rozmawiał jeszcze trochę, śmiał się i żartował. Gdy tak na niego patrzyłam, wiedziałam że mam szczęście. Odłożył słuchawkę i zaczął się śmiać.
- Mój tata,Helen i Rachel są już na miejscu.
- Co ? Tak szybko – zdziwiłam się.
- Wyjechali o piątej rano - znowu się zaśmiał – tylko po to aby uniknąć korków.
- Przecież my jedziemy już dobre dwie i pół godziny i żadnego nie widzieliśmy.
- No właśnie – cały czas się śmiał, a potem pocałował mnie w głowę i odpalił silnik.





Rozdział 20

Leżałam ze wzrokiem wbitym w sufit i myślałam, o mojej kłótni z tatą. Spojrzałam na telefon, leżący na szafce nocnej. Nie mogłam przecież zadzwonić do Gabe’a. Co miałam mu niby powiedzieć, cześć skarbie mój ojciec cię nienawidzi, a co u ciebie. To było idiotyczne, skoro tata chciał wojny ze mną to będzie ją miał. Podniosłam się raptownie i złapałam za brzuch. Syknęłam z bólu, w moim stanie bóle brzucha były normalne, ale jeszcze nigdy tak silne. Muszę chyba poprosić Helen o mocniejsze leki, pomyślałam. Nie miałam teraz na to czasu, poza tym to pewnie ze zdenerwowania.
 W czwartek miałam już plan, jak wykiwać mojego staruszka. W piątek od rana miał wizytę w hotelu w Nowym Yorku i wracał dopiero wieczorem. Musiał więc wyjechać najpóźniej o siódmej rano. My z Gabem planowaliśmy wyjechać w sobotę, ale wtedy tata na pewno nie wypuścił by mnie z domu, postanowiliśmy więc zmienić nasze plany i pojechać wcześniej. Swoim planem podzieliłam się tylko z Lindą, z którą teraz kroiłam owoce.
- Wiesz, że twój tata się wścieknie – powiedziała, robiąc sałatkę owocową.
- Wiem i co z tego pojedzie za mną ? – Zapytałam, a ona wzruszyła ramionami – a nawet gdyby to i tak mnie nie znajdzie.
- Ja oczywiście cię nie wydam, ale nie uważasz, że twój tata jeszcze bardziej znienawidzi Gabe’a.
- Już bardziej się nie da – powiedziałam, wbijając nóż w twardą skórę arbuza.
- Ale on nie jest głupi – machnęła łyżką – myślisz, że nic nie podejrzewa?
- Nic a nic – uśmiechnęłam się pod nosem – od czasu kłótni jestem dla niego miła jak aniołek, nawet przeprosiłam go za to co wtedy powiedziałam.
- Nie wiedziałam, że z ciebie taka intrygantka – Linda zaczęła się śmiać.
- Nie pozwolę mu dłużej sobą manipulować. Jeśli chce żeby było jak dawniej musi tylko zaakceptować Gabe’a – usiadłam na blat kuchenny i włożyłam sobie kostkę arbuza do buzi.
- Jest mi tylko przykro, że nie spróbujesz tych wszystkich przysmaków, które przyszykuję na kolację z burmistrzem.
- Nie martw się, na pewno i tak wszystkiego nie zjedzą – uśmiechnęłam się.
- Ale i tak mi się nie wywiniesz – pomachała mi łyżką przed twarzą – naszykowałam już dla was dwie siatki prowiantu na podróż i na podwieczorki.
- Że co ? – otworzyłam usta ze zdumienia.
- Nie pozwolę, aby cię tam głodzili – obiecała.
- Linda, kocham cię ale czasami bardzo mnie irytujesz.
- Twoja irytacja nie ma tu nic to rzeczy – pokręciła głową – zabierzesz to, a jeśli tego nie zjesz wyciągnę konsekwencję.
- Linda to wesele, będzie tam tyle jedzenia, że pęknę – wyjęczałam.
- Przezorny zawsze ubezpieczony.
- Dobra i tak połowę twojego prowiantu oddamy biednym autostopowiczom – zaśmiałam się.
- Ani mi się waż, jak wrócisz do domu to zapytam cię o smak każdej potrawy, którą ci zapakowałam. Czy to jasne ? – pokiwałam głową, byłam lekko przerażona taką masą jedzenia, ale spróbuję wepchać coś w Gabe’a. Zeskoczyłam z blatu i poszłam na huśtawkę na tyłach domu. Usiadła i nie zdążyłam się rozbujać, kiedy ktoś zakrył mi oczy i pocałował w policzek.
- Gabe co ty tu robisz ? – usiadł koło mnie – mój tata jest w domu.
- Nie obchodzi mnie to – wzruszył ramionami – stęskniłem się za tobą – w zasadzie to miał do tego pełne prawo, bo nie widzieliśmy się od mojej kłótni z tatą. Taka była część mojego planu.
- Ja za tobą też – przytuliłam się do niego.
- Nie macie w domu broni ? – Odsunęłam się od niego i spojrzałam ze zdziwieniem. – Pytam gdyby twój tata mnie zobaczył – zaczęliśmy się śmiać.
- Umiesz mnie rozśmieszyć nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji – powiedziałam.
- Od tego jestem – uśmiechnął się do mnie i pocałował w głowę.
- Chciałabym normalnie zaprosić cię do środka.
- W porządku rozumiem – usiadłam naprzeciwko niego po turecku.
- Nie w porządku – złapałam go za rękę – nie zasłużyłeś na takie traktowanie – spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Akceptacja twojego ojca to nie jest najważniejsza rzecz w moim życiu i ty lepiej też przestań już o tym  myśleć, skup się na czymś innym na przykład na zdrowiu – odwzajemniłam uśmiech i pocałowałam go w policzek.
- Może trochę odbiegnę od tematu, ale mogę cię coś spytać ? – Pokiwał głową – dlaczego wolisz być barmanem niż prawnikiem ? – Chyba zaskoczyłam go tym pytaniem, bo na początku nie wiedział co odpowiedzieć.
- Obiecałem ci, że nie będę miał przed tobą tajemnic – westchnął. – Odkąd tylko pamiętam chciałem być prawnikiem – zaczął. – Moja mama też tego chciała i powiedziała, że zrobi wszystko aby mi w tym pomóc. Kiedy już skończyłem studia podjąłem pracę w pewnej kancelarii, która została zlikwidowana rok temu. Jako młody prawnik dostawałem dużo bardzo błahych spraw. Jednak któregoś dnia przyszła do mnie młoda kobieta. Powiedziała, że jej mąż został oskarżony o morderstwo sąsiadki. Byłem strasznie zafascynowany tą sprawą i sprawdziłem wszystkie dowody. Wiedziałem, że mój klient jest niewinny i za wszelką cenę chciałem go wybronić. Byłem tak pewny siebie, że zapomniałem o paru ważnych sprawach w kwestii obrony. Prokurator był tak dobrze przygotowany, że zmieszał nas z błotem. Mój klient dostał dożywocie, pamiętam wzrok jego żony kiedy go zabierali. Przez moją nieuwagę niewinny człowiek poszedł do więzienia, a rok później usłyszałem, że popełnił samobójstwo we własnej celi. Wtedy postanowiłem, że już nigdy nie wejdę na salę sądową, przynajmniej nie jako prawnik.
- To nie była twoja wina – położyłam mu dłoń na policzku.
- Nie musisz mnie pocieszać, jakoś z tym żyję – próbował się uśmiechnąć, ale wiedziałam że jest mu trudno.
- Nie mówię prawdę – przybliżyłam się do niego – jedyny sposób abyś mógł normalnie funkcjonować to powrót do pracy.
- Nie Willa… - zaczął ale położyłam mu palec na ustach.
- Cicho – nakazałam. – Proszę.
- No nie wiem, to nie takie łatwe.
- Wiem, że czujesz się winny, ale jeśli znowu zanurzysz się w wir pracy to z czasem poczucie winy zniknie – uśmiechnęłam się do niego. – Dla mnie – pomrugałam oczami, a on się zaśmiał.
- Zobaczę co da się zrobić, ale niczego nie obiecuję – przytuliłam się do niego.
- Kocham cię – powiedziałam, całując go w policzek, a on mocniej przyciągnął mnie do siebie.