środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 39

Piętnaście dni, te słowa powtarzałam sobie pary razy dziennie. Wytrzymam, muszę, za niecały miesiąc będę już w domu. W nowym domu, z Gabem. A skoro mowa o Gabie , był u mnie codziennie. Stał przy szybie i uśmiechał się do mnie albo po prostu patrzył jak śpię. Raz nawet widziałam go razem z moim ojcem. Obaj mieli wtedy pokerowe twarze, ale żaden się nie poruszył. Gabe robił przerwy tylko wtedy gdy Helen krzyczała na niego żeby się przespał albo coś zjadł. Nawet w kancelarii adwokackiej zostawił tylko Dannego. Szpital stał się jego domem. Któregoś dnia zapytałam Helen, czy nie mogłaby dać mi komórki żebym porozmawiała z Gabem, ale ona powiedziała, że na telefonie jest tyle bakterii i lepiej nie ryzykować. Taki lekarz to skarb, niedługo zabroni mi chodzić do toalety bo tam też są zarazki. W końcu minęło dwadzieścia dni od operacji i odłączono mnie od tych wszystkich maszyn, została tylko kroplówka z witaminami i wcześniejszymi lekami. Helen poszła po moją mamę, żeby do mnie wejść trzeba było wykonać serię zadań jak w jakiejś grze, w której przechodzi się z poziomu do poziomu. Mama musiała się umyć w specjalnych płynach odkażających, najpierw oczywiście zbadano ją czy jest zdrowa, następnie dali jej specjalny jednorazowy strój jaki nosiła Helen i po setnym umyciu rąk wpuszczono ją do środka. Podeszła do mnie i uścisnęła mocno.
- Kochanie, jak dobrze znowu cię przytulić. - Powiedziała. Spojrzałam na szybę gdzie stali tata i Gabe ignorując siebie nawzajem.
- Ciebie też mamo. - Usiadła na stołku, nie puszczając mojej ręki. Powędrowała za moim spojrzeniem.
- Śmiesznie wyglądają prawda?
- Bardzo. - Zaśmiałam się.
- Ale powiedz jak się czujesz?
- Już lepiej, jestem trochę osłabiona ale to nic w porównaniu z tym co było przed operacją. - Uśmiechnęłam się.
- Linda już zaczęła odkażać cały dom. Musimy kupić jeszcze parę rzeczy na twój powrót...
- Mamo. - Przerwałam jej.
- Co się stało?
- Ja nie wrócę do domu.
- Jak to nie wrócisz? - Zaczęła się śmiać. - Przecież już wszystko w porządku i...
- Nie o to chodzi mamo. Gabe kupił dom i chcę z nim zamieszkać.
- Słucham? Ale kochanie po operacji będziesz potrzebowała opieki i sterylnych warunków, a w domu...
- Gabe wie o tym wszystkim i zamieszkałabym z nim już dawno tylko trafiłam tutaj.
- Jesteś tego pewna? - Zapytała.
- Tak.
Mama jeszcze długo nakłaniała mnie abym wróciła do domu, ale ja byłam nieugięta. Namówiłam ją też aby nic nie mówiła ojcu, bo ten mógłby się wściec i zrobić coś Gabowi. Przez cały mój pobyt w szpitalu Gabe nie opuścił mnie na krok, a mój tata nie opuścił Gabe'a. Widziałam jak go obserwował i przewracał oczami kiedy moja mama z nim rozmawiała. Dzień w którym Helen wypisała mnie do domu był jednym z najlepszych dni w moim życiu. Wszystko układało się po mojej myśli, Gabe przyjechał po mnie z moją mamą i całą trójką udaliśmy się do gabinetu Helen, po ostatnie instrukcje.
- Przede wszystkim chciałam was poinformować, że szpik się przyjął. - Powiedziała lekarka. Wszyscy wpadliśmy w euforię, oznaczało to, że jestem zdrowa.
- Muszę wam przypomnieć co i jak. - Mówiła Helen. - Ale chcę też wiedzieć czy nadal się na to piszesz Gabe? Mieszkać z człowiekiem po przeszczepie to trudne zadanie, które prowadzi za sobą wiele wyrzeczeń. - Spojrzałam na mojego chłopaka, nie miałabym żalu gdyby się rozmyślił.
- Tak jak mówiłem, chcę mieszkać z Willą i nic tego nie zmieni. - Złapał mnie za rękę, a ja się uśmiechnęłam.
- Dobrze, pamiętaj że my z tatą możemy przychodzić codziennie, mieszkamy przecież blisko was.
- Ja też i Linda. - Wtrąciła się mama.
- Wyjaśnię wam jak to ma wszystko wyglądać. W domu musi panować szczególny reżim z powodu braku odporności Willi. W mieszkaniu nie mogą znajdować się żadne rośliny ani zwierzęta dlatego Rina i Seth na razie zostaną u nas, Willa musi przyjmować leki o ścisłych porach określonych przez mnie, oraz przestrzegać higieny. - Oboje z Gabem kiwaliśmy głowami. - W ciągu dwunastu miesięcy od przeszczepu powinnaś unikać kontaktu z dziećmi, dużych skupisk ludzkich takich jak kina, sklepy. Nie możesz długo siedzieć na słońcu, bo ludzie po przeszczepie są narażeni na raka skóry.Toaletę ciała należy wykonywać dwa razy dziennie, używając jednorazowych myjek, a zęby myć po każdym posiłku miękką szczoteczką zmienianą raz w tygodniu. Do normalnego życia możesz wrócić dopiero za rok.
- Damy radę  - Gabe się uśmiechnął.
Helen opowiedziała nam wszystko i zapisała na kartce trochę wskazówek. Wyszliśmy z gabinetu, a Gabe zabrał moją torbę z ubraniami i poszedł do samochodu. Ja i mam szłyśmy korytarzem w milczeniu.
- Kochanie. - Spojrzała na mnie, ściskając moją dokumentację. - Jeśli będziesz mnie potrzebowała wystarczy zadzwonić. - Bez zastanowienia ją przytuliłam.
- Dziękuję. - Powiedziałam jej do ucha. - Obie zeszłyśmy na parking gdzie czekał Gabe. - Pojedziesz z nami? - Zapytałam mamę.
- Nie skarbie, dziś nacieszcie się domem sami, a ja zobaczę go jutro. Przecież muszę jeszcze powiedzieć tacie o twojej przeprowadzce. Zabrałaś od nas już wszystkie rzeczy?
- Tak tydzień temu Gabe po nie pojechał.
- Jeźdźcie ostrożnie. - Mama pocałowała mnie w policzek, przytuliła Gabe'a i zniknęłam za rogiem.
- Gotowa zobaczyć nowy dom?
- Jak nigdy dotąd.



wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział 38

- Cały czas będziemy tu czekać kochanie. - Mówiła mama kiedy wieziono mnie na salę operacyjną.
- Wszystko bedzie dobrze. - Tata również był przy mnie. Dojechaliśmy już do drzwi bloku operacyjnego.
- Widzimy się za parę godzin. - Powiedziałam i puściłam rękę mamy.
Helen weszła na blok, a anastezjolog przygotowywała mnie do narkozy.
- Czy Gabe już jest? - Zapytałam.
- Tak, właśnie podali mu narkozę. - Helen podeszla do mnie i uśmiechnęła się.
- Uważajcie na niego.
- Nie martw się jest w dobrych rękach, a ty jak się obudzisz będziesz o wiele zdrowsza. - Lekarka przełożyła mi maseczkę do twarzy i po kilki sekundach nie widziałam już nic oprócz czerni.

Czułam specyficzny zapach, słyszałam jak chodzą jakieś maszyny. Poruszyłam palcami, prawej dłoni. Coś w niej tkwiło, ograniczało mi swobodę zginania palców. Może to bandaż albo wenflon? Moje powieki były ciężkie jak kawałki ołowiu. Na moich ustach też coś było. Oddychałam przez to, czułam jak lekki wiaterek owiewa mi wargi. Czyżby to była maseczka z tlenem? Obok mnie ktoś stał, słyszałam jak długopis styka się z kartką. Bardzo powoli zaczęłam otwierać oczy. Zobaczyłam jasne światło, a po chwili zarysy szafek i maszyny do przetaczania czerwonych krwinek i preparatów płytkowych. Byłam do nich podpięta, leżałam na niewielkiej sali, bez okien z niebieskimi ścianami, na jednej z nich była umieszczona szyba, za którą stali moi rodzice i Linda. Skierowałam moje spojrzenie w górę.  Helen stała koło łóżka i notowała coś w zeszycie. Kiedy nasze oczy się spotkały, nachyliła się nade mną.
- Witamy wśród żywych.  - Była ubrana w specjalny strój, a na twarzy miała maseczke i czepek żeby nie przenieść na mnie żadnych bakterii.  - Zdejmę ci teraz maseczkę.  - Lekko podniosła mi głowę i uwolniła moje usta. Otworzyłam je żeby coś powiedzieć, nie miałam sily poruszyc głową, a co dopiero mówić.  - Spokojnie - powiedziała lekarka. - Za chwilę powinnaś odzyskać siłę. - Spróbowałam jeszcze raz. Wydobył się ze mnie tylko cichy jęk. Jeszcze raz, pomyślałam.
- G... Gabe? - Wydukałam.
- Wszystki z nim w porządku,  obudził się godzinę temu. Boli go trochę kręgosłup ale to normalne po operacji. Jutro juz go wypiszemy. - Kamień spadł mi z serca,  z Gabem wszystko dobrze,  tylko to się dla mnie liczyło. Helen wskazała palcem na szybę. - Linda i twoi rodzice stoją tu odkąd cię przywieźliśmy. - Probowałam się uśmiechnąć, ale zamiast tego na mojej twarzy pojawił się grymas. - Willa czy coś cię boli? - Helen nadal coś notowała.
- Krę... Kręgosłup.  - Wydusiłam.
- A czy jest ci niedobrze ?
- Tak.
- To nic, nie przejmuj się to normalne objawy u biorcy szpiku.  Odpoczywaj, kiedy odzyskasz siły wrócę do ciebie i porozmawiamy.
- Idź do Gabe'a. - Nakazałam prawie niesłyszalnym głosem.
- Nie martw się o niego, to silny chłopak. - Zamknęła zeszyt i zniknęła za przesuwanymi drzwiami na identyfikator.
Przez parę godzin dochodziłam do siebie, próbowałam poruszać palcami i mówić, a nawet nuciłam sobie pod nosem. Pod koniec dnia nawet machałam rodzicom i Lindzie, którzy nie ruszyli się na krok. Czułam się trochę dziwnie za tą szybą, trochę jakbym była jakimś okazem w zoo. Helen przyszła do mnie pod wieczór kiedy moja rodzina pojechała coś zjeść.
- I jak? Lepiej? - Usiadła na metalowym stołku obok łóżka.
- Nie licząc tego, że już dwa razy wymiotowałam to tak. - Uśmiechnęłam się.
- Gabe pytał o ciebie. Powiedziałam, że powoli dochodzisz do siebie.
- A on? Jak on się czuje?
- Jak tylko odzyskał trochę sił, chciałam wstawać i iść do ciebie. Jego tata musiał go przytrzymać na łóżku, żeby leżał. Teraz go pilnuje więc musi wytrzymać do jutra. - Zaśmiałam się.
- Helen, wiem że jestem lekarzem i powinnam coś wiedzieć na ten temat. Ale onkologia to nie moja dziedzina i bardzo mało się o niej uczyłam.
- Spokojnie, możesz pytać o co chcesz. - Helen założyła nogę na nogę.
- Te maszyny ile jeszcze będę do nich podłączona?
- Przez około piętnaście dni, ponieważ przez ten czas nowy szpik pracuje bardzo słabo  i musimy przetaczać ci czerwone krwinki wraz z preparatami płytkowymi. A kroplówka  - wskazała na nią palcem. - Ze względu na brak leukocytów jesteś bardzo podatna na infekcje dlatego przez kroplówkę podajemy ci środki przeciwwirusowe, antybakteryjne i przeciwgrzybiczne.
- Czyli cała apteka. - Helen się zaśmiała. - Kiedy będzie mogła do mnie wejść mama?
- Tak jak mówiłam przez te piętnaście dni na pewno nikogo nie wpuszczę. Jak skończymy przetaczanie wtedy pozwolę twojej mamie tu wejść, ale tylko mamie. Nawet nie myśl, że wpuszczę tu Gabe'a.
- Wiem. - Posmutniałam.
- Ale nie martw się ten czas minie szybciej niż ci cię wydaję.



poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 37

- Boże to jakiś cud. - Moja mama płakała ze szczęścia. - Jak to się stało? - Cała moja rodzina stała przy moim łóżku, a Gabe czekał na korytarzu.
- Mówiłam już, zgłosił się do nas dawca, badanie wykazało zgodność więc jutro możemy przystąpić do przeszczepu. - Wyjaśniła Helen.
- Ale czy ten człowiek musi być anonimowy? - Dopytywał się ojciec. - Chciałbym mu podziękować. - Tak bardzo chciałam mu powiedzieć, że ten człowiek siedzi na korytarzu i patrzy w naszą stronę. Może wtedy tata oddałby mu klub i zobaczył w nim chłopaka, który mnie kocha. Ale nie mogłam tego zrobić, obiecałam Gabowi i dotrzymam słowa.
- Już mówiłam, że ten człowiek odda Willi szpik jedynie wtedy gdy pozostanie anonimowy. - Bzura Gabe oddałby mi szpik nawet jeśli mój ojciec by się o tym dowiedział, ale Helen musiała grać swoją rolę.
- No dobrze zgodzimy się na wszystko. - Powiedziała mama.
- Dobrze, pójdę po potrzebne dokumenty, które Willa musi wypełnić.
- Kochanie dostaniesz szpik, tak się cieszę. - Mama nie posiadała się z radości, ja też.
- Mamo, chcę porozmawiać z Gabem.
- Mamy wyjść?
- Nie, ale nie sądzę żeby tata chciał siedzieć z Gabem w jednym pomieszczeniu.
- Masz rację nie chcę. - Ojciec przybrał kamienny wyraz twarzy i wyszedł, co dało Gabowi znak, że chcę aby do mnie wszedł. Powoli podszedł do mojego łóżka, gdzie siedziała już mama. Uśmiechnęła się do niego, a on odwdzięczył się tym samym.
- Czy to nie dziwne Gabe?
- Co takiego? - Stanął przy mnie i złapał za rękę.
- Ten dawca, nie chce się ujawnić.
- Najważniejsze, że Willa będzie zdrowa. - Pocałował mnie w głowę.
- Masz rację. - Mama uśmiechała się coraz szerzej. - Zostawię was samych. - Brendy już też nie było na sali. Dziś rano miała przeszczep, więc mogliśmy swobodnie porozmawiać. Gabe usiadł na miejscu mojej mamy.
- Boisz się? - Zapytał.
- Trochę, ale nie o siebie tylko o ciebie.
- O mnie? - Zaśmiał się.
- Żeby nic ci się nie stało. - Spuściłam wzrok.
- Willa, ludzie mają o wiele bardziej skomplikowane operacje i żyją. - Ujął mój podbródek, spojrzałam mu w oczy i pocałowałam.
- Wiesz, że nie będziesz mógł mnie dotknąć ani porozmawiać ze mną przynajmniej przez miesiąc. Izolacja w sterylnych warunkach jest konieczna do momentu powrotu prawidłowej odporności pacjenta, co może potrwać około trzy, cztery tygodnie od momentu przeszczepu. - Wyjaśniłam.
- Będę do ciebie machał przez szybę. - Oboje się zaśmialiśmy.
- Wytrzymamy?
- Kto jak nie my. - Przytuliłam się do niego, najmocniej jak umiałam.
- Na pewno nie masz żadnych przeciwwskazań żeby oddać mi szpik? - Zapytałam.
- Skarbie nic mi nie będzie. - Był taki pewny siebie.
- Masz czy nie?
- Ale ty jesteś uparta. - Przewrócił oczami. - Nie mam, wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Na pewno? Bo jeśli jest jakiś problem to... - Nie dokończyłam bo zatkał mi usta pocałunkiem.
- Wszystko będzie dobrze, ty będziesz zdrowa a ja codziennie będę przychodził i patrzył na ciebie zza szyby.
- Chcę to już mieć za sobą Gabe. - Patrzyłam na wenflon w mojej dłoni.
- Wiesz, chyba mam coś co poprawi ci humor. - Złapał mnie za rękę, spojrzałam na niego.
- Co takiego?
- Nasz dom. - Zupełnie zapomniałam. Przez moją chorobę wyleciało mi z głowy, że mam zamieszkać z Gabem w domu moich marzeń.
- Zapomniałam. - Uśmiechnęłam się. - No tak.
- Chcę cię tam zabrać. Ekipa remontowa skończy pracę akurat jak wyjdziesz ze szpitala. Wiem, że nie będziesz mogła wychodzić z domu przez jakiś czas ze względu na odporność i osłabienie, dlatego chcę być przy tobie cały czas.
- Czyli że...
- Prosto ze szpitala zabieram cię do naszego domu, już powiedziałem Lindzie żeby powoli pakowała twoje rzeczy.
- Gabe! - Rzuciłam mu się na szyję. - Tak bardzo się cieszę. - Gładził mnie dłonią po plecach.
- Gabe. - Helen weszła do sali. - Musze z wami porozmawiać. - Oboje spojrzeliśmy na nią, podeszła do nas i usiadła na łóżku obok.
- Coś nie tak? - Zapytał Gabe.
- Nie, wszystko jest w porządku. Chciałam wam tylko opowiedzieć jak to będzie wyglądać.
- Willa już mniej więcej mówiła mi, że po przeszczepie ją odizolujesz od świata.
- To konieczne, żeby przeszczep się przyjął. Poza tym najmniejsze przeziębienie mogłoby ją wtedy zabić. - Gabe spojrzał na mnie wzrokiem pełnym troski. Helen poklepała go po kolanie. - Nie martw się, zadbamy o nią.
- Wiem, musi się udać.
- Jesteśmy na dobrej drodze, myślę, że przeszczep powinien się przyjąć.

Helen jeszcze długo rozmawiała z nami o jutrzejszej operacji. Gabe chciał przy mnie spać, ale kazałam mu iść do domu i się wyspać. Poza tym rodzice mogliby się czegoś domyślić. Oficjalnie Gabe miał być jutro w pracy. Przytuliłam go ostatni raz przez miesięczną przerwą, właściwie nie wiedziałam jak wytrzymam tyle czasu, bez dotyku Gabe'a. Po jego wyjściu położyłam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć.
- Śpisz? - Tata stał obok mojego łóżka. Spojrzałam na niego, zaskoczona. - Będę tu dziś nocował, chcę być przy tobie. - Pokiwałam głową - Możesz się na mnie przez chwilę nie gniewać?
- Chciałabym, ale nie potrafię. - Powiedziałam, patrząc na swoje nogi.
- Nie będziemy mogli rozmawiać po operacji, więc chciałem ci powiedzieć, że bardzo cię kocham córeczko. - Pocałował mnie w czoło i odszedł. Łzy popłynęły mi po policzkach, przez chwilę odzyskałam dawnego tatę, którego tak bardzo potrzebowałam.





sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 36

Przez całe dwa dni próbowałam dodzwonić się do Gabe'a, bezskutecznie. Wreszcie, przyszła do mnie Linda. Opowiedziałam jej o wszystkim co się stało, ale bardziej niż Gabe martwił ją mój stan zdrowia. Była cicha jakby trochę zmęczona, ale potrafiła mnie pocieszyć. Helen cały ranek unikała rozmowy ze mną, podobno przyszła do mnie jak spałam sprawdzić ilość leku w kroplówce. To wszystko było dla mnie dziwne, ale w końcu Gabe to jej rodzina, zawsze będzie po jego stronie. Obiadu nie tknęłam, nie miałam apetytu, za to Brenda jadła za nas obie. Jutro miała mieć przeszczep. Jej syn zgłosił się już na oddział i czekał na dalsze instrukcje. Miała szczęście, ja w zasadzie nie wiedziałam dlaczego Helen mnie tu trzymała, nie było już sensu leżeć w szpitalu, skoro i tak wszystko było już wiadome, a czułam że na liście potrzebujących jestem gdzieś przy końcu. Spojrzałam w stronę okna, jak będę już bardzo zdesperowana to powinnam przez nie wyskoczyć. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Co się ze mną dzieję, powinnam ryczeć w poduszkę a ja snuję dziwne wizje o skakaniu z okna.
- Willa. - Mama weszła do sali z książką w ręku. - Jak się czujesz kochanie?
- Serio muszę odpowiadać na to pytanie? - Siedziałam na łóżku po turecku, bo Helen dała mi w końcu coś bardzo mocnego od bólu, więc mogłam zmienić pozycję leżącą na siedzącą.
- Masz rację, przepraszam.
- Nie musisz. - Uśmiechnęłam się do niej.
- Przyniosłam ci książkę, żebyś się nie nudziła. - Miałam odpowiedzieć jej na to jakąś ciętą ripostą, że czas zajmuje mi myślenie o śmierci, ale darowałam sobie.
- Dzięki mamo. - Położyłam książkę na szafce. - Mamo.
- Słucham kochanie. - Przybliżyła się lekko.
- Czy Gabe się odzywał, albo był u nas?
- Niestety nie skarbie. Przykro mi, że tak to się skończyło.
- Tata pewnie czuję satysfakcję. - Bawiłam się sznureczkami od spodni.
- Skarbie tata zrobił źle, ale bardzo cię kocha i jest tu cały czas mimo, że nie chcesz go widzieć. - Spojrzała w kierunku korytarza.
- Ja też go kocham mamo, ale ludzie których kochamy też potrafią nas zranić, a tata po raz pierwszy w życiu mnie tak oszukał.
- Wszystko się ułoży zobaczysz. Kiedyś na pewno się pogodzicie.
- Mamo nie będzie żądnego kiedyś, za parę tygodni możesz organizować mi pogrzeb. - Nie mogłam już wytrzymać pocieszania mnie. Mama patrzyła na mnie przez chwilę i zaczęła płakać. Zrozumiałam, że nie powinnam tak mówić. - Mamo, przepraszam. Mamo nie płacz. - Przytuliłam ją.
- To ja powinnam pocieszać ciebie.
- Obie powinnyście pogadać o czymś innym niż choroba, w moim domu ten temat był zakazany. - Brenda patrzyła na nas zza gazety. Obie z mamą spojrzałyśmy na nią.
- Ma pani rację. - Powiedziałam. - Powinnyśmy porozmawiać o tym jak spędziłaś dzień, albo czy Linda znowu dokucza tacie.
- Chciałabym skarbie, ale wszyscy są przygnębieni tą całą sytuacją, nie poznałabyś teraz naszego domu. - Nie wiedziałam co mam powiedzieć, Brenda najwidoczniej też bo spuściła wzrok i udawała, że czyta.
- Mamo jedź do domu, razem z tatą i odpocznij.
- Nie kochanie...
- Mamo proszę cię, chociaż na chwilę o mnie zapomnij.
- Willa...
- Mamo, wiesz że jestem uparta. Przyjedziesz do mnie jutro i porozmawiamy o czymś przyjemnym. - Uśmiechnęłam się do niej, a ona pocałowała mnie w czoło i posłusznie opuściła szpital. Widziałam, że chwilę namawiała ojca aby z nią poszedł, na początku się stawiał ale w końcu pokiwał głową i zrobił o co prosiła.
Nie zdążyłam się jeszcze położyć kiedy do sali weszła Helen, gdy zobaczyła że nie śpię chciała się wycofać ale jej nie pozwoliłam.
- Helen stój! - Zatrzymała się i spojrzała na mnie. - Cokolwiek dziwnego dzieje się z Gabem już mnie to nie interesuję. Mam nawet gdzieś to, że nie miał odwagi wyznać mi, że mnie zostawił. Nie chcę z tobą o nim rozmawiać więc nie musisz przede mną uciekać. - Nic nie powiedziała tylko patrzyła na mnie. - Usiądź bo mam ci coś do powiedzenia. - Wzięła głęboki oddech i usiadła na moim łóżku.
- Słucham.
- Chcę się wypisać na własne żądanie. - Widać moja decyzja ją zaskoczyła.
- Willa to nie jest dobry pomysł. Myśl racjonalnie.
- Myślę i wiem, że mi nie pomożesz choćbyś bardzo tego chciała.
- Ale ja chcę ci pomóc, proszę cię daj mi jeszcze jeden dzień, jeśli nic nie wymyślę to będziesz mogła się wypisać. Proszę cię. - Złapała mnie za ręce.
- No dobrze, ale co ci da jeden dzień?
- Zobaczysz. - Wstała i szybkim krokiem zniknęła za drzwiami.

Czytanie książki nie pomogło mi zasnąć. Było już sporo po dziesiątej w nocy, a światło z korytarza rozświetlało salę. Spojrzałam na łóżko Brendy, spała już od godziny. Zazdrościłam jej, jutro miała zyskać nowe życie. Wiadomo, że musiała jeszcze poczekać na potwierdzenie czy szpik się przyjmie, ale to i tak dla niej duża szansa. W pewnej chwili zobaczyłam cień wysokiego mężczyzny w drzwiach.
- Gabe? - Wszedł do środka i usiadł na stołku obok mojego łóżka. Złapał mnie za rękę i nie wiedział co powiedzieć. - Co się z tobą działo? Próbowałam się do ciebie dodzwonić, jeśli chciałeś mnie zostawić to było mi to powiedzieć prosto w twarz.
- Zostawić? Co ty mówisz? - Był zaskoczony.
- A jak inaczej miałam sobie to wytłumaczyć? - Nie wiedziałam już co mam myśleć.
- Masz rację zniknąłem na dwa dni, ale kocham cię i nigdy cię nie zostawię.
- To co się z tobą działo? - Byłam zdezorientowana i jednocześnie szczęśliwa.
- Przepraszam cię, powinienem był odebrać telefon, ale nie wiedziałem co będę musiał ci powiedzieć jeśli mój plan się nie uda. - Spojrzał mi w oczy, nadal trzymając moją dłoń.
- Jaki plan? Gabe powiedz mi wreszcie o co chodzi.
- Opowiem ci wszystko od początku. - Wziął głęboki oddech. - Tego dnia kiedy Helen powiedziała nam, że nikt z twojej rodziny nie może być dawcą, nie potrafiłem spojrzeć ci w twarz, byłem załamany i uciekłem ze szpitala. Poszedłem na plażę i siedziałem na pomoście. Nie mogłem uwierzyć w to, że mogę cię stracić. Jednak w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że jest coś co mogę zrobić, ale nie byłem pewien czy mi się uda, dlatego nie odbierałem telefonów. Chciałem mieć stu procentową pewność.
- O czym ty mówisz. - Tym razem ja sięgnęłam po jego rękę.
- Willa, zrobiłem badania i mogę być dawcą. Czekałem na wyniki.
- Co? - Łzy napłynęły mi do oczu. Zaczęłam ciężko oddychać.
- Oddam ci szpik. - Uśmiechnął się, on też był wzruszony. Zaczęłam się śmiać i płakać jednocześnie.
- Gabe, kocham cię. - Pocałowałam go zanim zdążył coś powiedzieć. - Dziękuję. - Stykaliśmy się czołami, a on wycierał mi łzy z policzków kciukami.
- Musisz mi tylko coś obiecać. - Powiedział.
- Co zechcesz.
- Nikt z twojej rodziny nie dowie się, że to ja byłem dawcą. - Wyprostowałam się i spojrzałam na niego.
- Ale jak to? Dlaczego?
- Bo nie chcę, żeby twój ojciec polubił mnie nagle dlatego, że uratowałem życie jego córce. Oczywiście nie biorę pod uwagę opcji, że szpik się nie przyjmie.
- Gabe ale...
- Proszę cię. Albo dogadam się z twoim ojcem normalnie albo wcale.
- No dobrze, nikomu nie powiem ale jak to zrobimy, żeby nikt cię nie widział. Przecież to będzie dziwne, jeżeli moi rodzice nie zobaczą cię przy mnie na operacji, a poza tym przecież znajdą cię w szpitalu.
- Nikt mnie nie znajdzie, Helen o wszystko zadba. Na salę operacyjną zawiozą mnie wcześniej niż ciebie, a twoim rodzicom powiemy, że miałem sprawę w sądzie.
- Myślisz, że się uda?
- Musi.- Pocałował mnie w czoło. - Kocham cię i wyzdrowiejesz obiecuję ci to. - Uśmiechnęłam się do niego i pokiwałam głową. Jak mogłam myśleć, że mnie zostawił.
Tę noc Gabe, spędził przy mnie, wreszcie miałam nadzieję, że pozbędę się tej choroby. Miałam dostać nowy szpik i to nie od byle kogo, tylko od chłopaka który był całym moim światem.



piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział 35

- Przykro mi, ale możemy wpisać cię na listę i poczekać. - Helen ściskała zeszyt z nerwów.
- Przecież mówiłaś, że nie mogę czekać!
- Ale...
- Nie, nie nie. - Ukryłam twarz w dłoniach. Helen usiadła koło mnie i objęła mnie mocno. Nie płakałam po prostu położyłam głowę na jej ramieniu.
- Wymyślę coś zobaczysz. - Pogładziła mnie po włosach i wyszła z sali. Musiałam to sobie poukładać, skoro nikt z mojej rodziny nie może być dawcą a w moim stanie na liczą się nawet minuty, to nie chce spędzić ostatnich chwil mojego życia w szpitalu. Postanowiłam, że jak tylko Helen nie znajdzie na liście nikogo zgodnego do przeszczepu w najbliższym czasie to wypiszę na własne żądanie. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk zamykanych drzwi. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że ojciec ma zmartwioną minę ale nie chce tego pokazać.
- Mogę? - Wskazał na łóżko, a ja pokiwałam głową. - Już wiesz?
- Tak.
- Przykro mi, naprawdę myślałem że będę mógł być twoim dawcą.
- Dlatego, że może wtedy bym ci wybaczyła prawda? - Spojrzał na mnie i nic nie powiedział. - Nic nie powiesz?
- Nie wiem co mam powiedzieć, jestem tak samo załamany jak ty.
- Ja nie jestem załamana. - Skłamałam. - Gdyby nie Gabe, już dawno przestała bym racjonalnie myśleć.
- Gabe, Gabe ile jeszcze będziesz o nim mówić? Skup się na sobie i na sposobie wyleczenia tej choroby.
- Zawołąj Gabe'a. - Odwróciłam wzrok. - Tylko z nim chce rozmawiać.
- Ale on widocznie nie chce rozmawiać z tobą. - Ojciec wstał.
- Co?
- Kiedy usłyszał, że praktycznie nie ma dla ciebie ratunku zwiał.
- Kłamiesz! - łzy napłynęły mi do oczu.
- Ja kłamię, a widzisz go gdzieś w pobliżu? Kiedy twoja lekarka przedstawiła nam sytuację gówniarz spojrzał na mnie zaskoczony i uciekł ze szpitala, zobaczysz że już tu nie wróci, a ja będę tu cały czas choćby nie wiem co. - Spojrzałam na niego, a łzy płynęły mi po policzkach.
- Więc teraz, skoro jesteś taki dobry, wyjdź z tej sali i już nigdy więcej do niej nie wchodź.
- Willa...
- Wyjdź! Pewnie sprawia ci radość, że Gabe mnie zostawił, ale wiesz co? Inny ojciec widząc swoja córkę w takim stanie nigdy nie powiedziałby jej takich rzeczy!
- Ja cię nie oszukuję...
- Nie tylko oszukiwałeś mnie przez cały czas kiedy byłam z Gabem. Masz stąd wyjść. - Popatrzył na mnie zdziwiony. - Wyjdź! - Spuścił głowę i skierował się do wyjścia, w którym minął się z Brendą. Położyłam się powoli na łóżku i zaczęłam cicho płakać. Kobieta podeszłą do mnie i usiadła na swoim łóżku obok mnie. Pogłaskała mnie po ręce.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
- Nic nie będzie dobrze. - Pokręciłam głową. - Nie ma dla mnie ratunku, mam ojca który jest kompletnym kretynem, a mój chłopak prawdopodobnie mnie zostawił.
- Widziałam go ja wychodził ze szpitala, nawet się nie zatrzymał żeby odpowiedzieć mi czy wszystko w porządku, ale myślałam że po prostu nie słyszał. Może zadzwoń do niego?
- A mogłaby pani podać mi telefon?
- Oczywiście. - Sięgnęła po komórkę i dała mi ją do ręki. Wybrałam numer Gabe'a i czekałam. Po chwili włączyła się poczta głosowa.
- Nie odbiera. - Znowu zaczęłam płakać.
- A może...
- Nie, proszę czy może pani nic do mnie nie mówić przez chwilę?
- Jasne.
Odwróciłam się na drugi bok, a łzy leciały mi po policzkach. Czyli to prawda Gabe mnie zostawił, czy może być gorzej, a no tak zapomniałam może być, mogę być martwa przed końcem miesiąca a nawet tygodnia. Była dopiero dwunasta, a ja zdążyłam dowiedzieć się dwóch najgorszych rzeczy w moim życiu.



czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 34

Otworzyłam oczy, w sali zapaliło się światło, a drzwi się otworzyły. Helen i dwie pielęgniarki prowadziły do łóżka obok mnie starszą kobietę. Udałam, że śpię ale patrzyłam na nie zza przymkniętych oczu. Kobieta wyglądała na chorą ale pogodną, co mnie trochę zdziwiło. Usiadła na łóżku i uśmiechnęła się do Helen.
- Coraz wygodniej tu u was. - Powiedziała radośnie.
- Niech się pani nie przyzwyczaja, niedługo już nigdy pani tu nie wróci. - Odpowiedziała Helen, wypełniając kartę pacjentki.
- Myśli pani, że się uda?
- Oczywiście, mamy stu procentową zgodność.
- Mój syn jutro przyjedzie mnie odwiedzić. - Znowu się uśmiehcnęła.
- Bardzo dobrze.  - Lekarka poklepała ją po ramieniu. - Będziemy gotowi na przeszczep za kilka dni.
- Myślałam, że będziemy mogli to zrobić jak najszybciej. - Kobieta poprawiała końce koszuli nocnej.
- Nie ma potrzeby się denerwować. - Uspokajała ją Helen. - Pani stan jest stabilny, a mamy tu taki przypadek który nie może czekać.
- Och, rozumiem.
- A teraz niech pani odpoczywa, zobaczymy się rano. - Lekarka schowała długopis do kieszeni i wraz z pielęgniarkami opuściła salę.
Przypadek, który nie może czekać. To o mnie mówiła Helen, to ja jestem krok od śmierci. Co innego jak ja tak myślę, a co innego jak usłyszy się to od drugiej osoby. Zamknęłam oczy i znowu próbowałam zasnąć z nadzieją, że choć na chwilę zapomnę o tym co się dzieję.

Zacisnęłam palce na czyjejś dłoni. Wiedziałam na czyjej, otworzyłam oczy. Siedział przy mnie, udawał że wszystko jest w porządku, za co go podziwiałam. Patrzył na mnie tak jakbyśmy byli na wakacjach a nie na oddziale gdzie trzydzieści procent pacjentów umiera.
- Przespałaś śniadanie śpiochu. - Powiedział, gładząc mnie po ręce.
- Tak? - Spojrzałam na łóżko obok, nikogo tam nie było. Czyżby mi się to przyśniło? - Gabe.
- Coś cię boli? - Lekko drgnął.
- Nie, to znaczy nie o to chodzi. Czy była tutaj starsza kobieta?
- Tak, wyszła z synem na korytarz. Nie chciała cię obudzić. Coś się stało?
- Nie poprostu myślałam, że już po tych lekach mam urojenia.- Próbowałam się podnieść, ale to tak strasznie bolało, że od razu opadłam na poduszkę. Gabe szybko się podniósł i lekko złapał mnie w talii.
- Pomogę ci.
- Nie ja...
- Od tego tu jestem, nie udawaj że dasz sobie radę. - Uśmiechnął się do mnie i delikatnie podniósł abym usiadła. - Lepiej? - Pokiwałam głową. - Przynieść ci śniadanie?
- Nie, nie jestem głodna. - Głowa bolała mnie tak jakbym nie spała cztery doby.
- Musisz coś zjeść. - Znowu usiadł i położył rękę na moim kolanie. Uśmiechnęłam się do niego, byłam wdzięczna że tu jest, inny chłopak już dawno by mnie zostawił. Odwzajemnił uśmiech i zapytał. - To co kanapka z masłem orzechowym z baru na dole?
- Nie, nie chcę jeść ale jakbyś przyniósł mi sok pomarańczowy to byłoby super. Może pozbyłabym się tego metalicznego posmaku w gardle.
- Już lecę. - Pocałował mnie w głowę i wstał, udając się do drzwi.
- Gabe?
- Słucham. - Odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Czy wiadomo już kto może być moim dawcom?
- Nie, już pytałem. Helen powiedziała że wyniki będą przed południem więc musisz jeszcze chwilę poczekać.
-Mhm. - Pokiwałam głową.
- Hej, nie martw się wszystko się uda. - Mrugnął do mnie i zniknął za drzwiami. W tym samym momencie do sali wróciła starsza kobieta, którą wczoraj przyjęli.
- Dzień dobry. - Przywitałam się.
- Witaj, Willa? Tak?
- Tak.
- Ja nazywam się Brenda Price. - Podała mi rękę, którą ledwo co ścisnęłam bo cała siła już dawno mnie opuściła. - Mam nadzieję, że przez kilka tych dni nie zajdę ci za skórę, bo uwierz mi jestem straszną gadułą.
- Nie, nic nie szkodzi. - Uśmiechnęłam się. Skąd w tej kobiecie było tyle optymizmu. - Czy mogę o coś spytać?
- Oczywiście kochanie, o co chcesz. - Była taka miła.
- Czy pani też choruje?
- Od pół roku, ale syn jest moim dawcą i już niedługo wszystko się skończy. A ty? Długo chorujesz?
- Trochę, kilka lat, ale jeszcze tak źle nigdy nie było.
- Nie martw się, na pewno rodzina ci pomoże, skoro wszyscy się przebadali to musi znaleźć się dawca. U mnie właśnie tak było. - Uśmiechnęła się. - Nie powinnam cię męczyć, wyglądasz na zmęczoną.
- Nie, bardzo chętnie porozmawiam z kimś kto ma podobnie jak ja. - Trochę się rozchmurzyłam.
- Na twoim miejscu rozmawiałabym tylko z tym przystojnym brunetem, który nie opuszcza cię na krok. - Zaśmiała się. - Mąż?
- Nie. - Tym razem ja się zaśmiałam. - Mój chłopak.
- Bardzo przyjemny, rozmawiałam z nim dziś rano i wczoraj w nocy, jak mnie przyjęli. Siedział przy tobie całą noc, w pewnym momencie pojechał tylko się umyć do domu, wtedy chyba przyszedł twój tata i siedział tu przez chwilę.
- Ach tak mój tata. - Przygryzłam wargi.
- Nie dogadujesz się z tatą? - Zapytała troskliwie.
- Kiedyś rozumieliśmy się bez słów, ale wydarzyło się coś co nas poróżniło.
- Nie lubi twojego chłopaka prawda?
- Nie cierpi.
- Jakby moja córka miała kogoś takiego tańczyłabym ze szczęścia. - Obie się uśmiechnęłyśmy i w tej samej chwili wrócił Gabe.
- Zapas soku. - Postawił cztery butelki na mojej szafce.
- Jesteś kochany. - Powiedziałam, a on obdarzył mnie najpiękniejszym uśmiechem na świecie. - Gabe, co tam się dzieję? - Na korytarzu, moja rodzina rozmawiała z Helen. Ojciec wymachiwał rękami, a mama stała jakby zobaczyła ducha.
- Poczekaj sprawdzę. - Wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Widziałam ich przez szybę, Helen uspokajała mamę która się rozpłakała. Gabe stał przez chwilę i wpatrywał się w macochę, która coś mu wyjaśniała, po czym z załamaną miną przegarnął włosy dłonią, pokręcił głową z niedowierzaniem i szybkim krokiem odszedł w głąb korytarza. Helen spojrzała w moim kierunku i weszła do sali.
- Helen co się stało Gabowi? Mój ojciec znowu zrobił awanturę?
- Nie Willa, muszę ci o czymś powiedzieć. - Miała minę jakbym już umarła, wiedziałam co chce powiedzieć i nie dochodziło to do mnie.
- Nie, nie nie. - Kręciłam głową. - Powiedz, że to nie to o czym myślę. - Miałam łzy w oczach.
- Przykro mi, ale nikt z twojej rodziny nie może być dawcą.





środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 33

Poczułam szpitalny zapach, nie miałam siły otworzyć oczu. Ktoś trzymał mnie za rękę, tylko kto? Chciałam coś powiedzieć ale nie mogłam, spróbowałam poruszyć dłonią ale moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Czy ja nie żyję? Muszę się odezwać!
- Gabe?- Zapytałam ledwo słyszalnym głosem. - Gabe?
- Nie kochanie to mama. - Pogłaskała mnie po głowie. Powoli otworzyłam oczy. Leżałam na szpitalnym łóżku, przypięta do kroplówki. Nie miałam na nic siły, próbowałam się podnieść ale bezskutecznie. Czyżby było aż tak źle? - Nie wstawaj. - Nakazała mama. - Jesteś osłabiona.
- Mamo gdzie jest Gabe? - Rozejrzałam się dookoła. - Jest na korytarzu?
- Nie, ja jeszcze nic nie mówiłam że tu jesteś...
- Mamo dzwoń o niego.
- Kochanie ale tata tu jest i ja nie wiem...
- Mamo tata się nie liczy, ma się do niego nawet nie odzywać. - Podniosłam się lekko. - Auu! - Złapałam się za brzuch.
- Kochanie, mówiłam żebyś nie wstawała.
- Mamo proszę cię, widzę że jest ze mną źle. - Pokręciła głową. - mamo nie zaprzeczaj, przecież jestem lekarzem. - Na mojej twarzy pojawił się blady uśmiech. - Proszę cię zadzwoń do Gabe'a, on musi wiedzieć że tu jestem.
- No dobrze. - Wzięła mój telefon i wyszła na korytarz. Przez szybę widziałam jak rozmawia, po jej policzkach poleciało parę łez. Czyli jest gorzej niż myślałam, nie mówią mi wszystkiego. Musiałam porozmawiać z Helen, ale nie miałam siły wstać z łóżka. Kiedy walczyłam ze sobą aby choć usiąść na łóżku do sali wróciła mama.
- Leż Willa, proszę cię. - Na jej twarzy zauważyłam kilka zmarszczek. - Gabe zaraz tu będzie.
- Mamo ja muszę porozmawiać z Helen.
- Nie skarbie...
- Mamo, jestem lekarzem wiem co się dzieje potrzebuję tylko potwierdzenia i jeśli nie zwołasz tu Helen w tej chwili to przysięgam ci, że się do niej doczołgam. - Spojrzała na mnie ze strachem w oczach ale pokiwała głową i poszła po lekarkę. Wszystko mnie bolało, lek w kroplówce nie działał już na złagodzenie bólu. Byłam wyczerpana i czułam się okropnie. Podniosłam głowę bo usłyszałam, że ktoś wchodzi do środka.
- Jak się czujesz? - Zapytał ojciec.
- Nic się między nami nie zmieniło. - Powiedziałam nie patrząc na niego.
- Willa. - Chciał złapać mnie za rękę, w której miałam wenflon ale ją cofnęłam. - Porozmawiajmy.
- Nie chcę. - Łzy zaczęły mi lecieć po policzkach.
- Chciałaś mnie widzieć. - Helen stanęła przy moim łóżku.
- Wyjdź. - Powiedziałam do taty. - Chcę porozmawiać z Helen w cztery oczy. - Pokiwał głową i wyszedł, stając za szybą i wpatrując się w nas. - Chcę wiedzieć.
- Willa...
- Chcę wiedzieć teraz, wszystko. Byłam na to gotowa.
- To już ostatnie stadium.  - Kobieta spuściła wzrok, a ja przygryzłam dolną wargę. - Ale będziemy walczyć. Jest szansa, jeszcze dzisiaj podam ci chemię, a jeśli wyrazisz zgodę przeprowadzę badania w twojej rodzinie potrzebne do przeszczepu szpiku.
- Przeszczep? Czyli jest szansa?
- Mamy mało czasu ale tak, jest szansa.
- Zgadzam się. - Powiedziałam. - Rób co trzeba. - Helen uśmiechnęła się do mnie i wyszła porozmawiać z moją rodziną, która zgromadziła się na korytarzu. Ojciec wysłuchał lekarki i ponownie wszedł do sali.
- Na pewno w naszej rodzinie znajdzie się dawca.
- Może. - Znowu na niego nie patrzyłam.
- Proszę cię porozmawiaj ze mną.
- Dobrze. - Podniosłam na niego wzrok. - Czy gdybym teraz, może w ostatnich chwilach mojego życia poprosiła cię abyś oddał klub mojemu chłopakowi zgodziłbyś się? - Milczał. - Ja wiem, że nie. - Powiedziałam przez łzy. W tym samym momencie do sali wbiegł Gabe, nie patrząc na mojego ojca, szybkim krokiem znalazł się przy mnie. Usiadł na łóżku i mocno przytulił do siebie. Wtedy już kompletnie się rozkleiłam, byłam samolubna, nie chciałam go stracić, nie teraz kiedy znowu zaczęło się nam układać.
- Już spokojnie, jestem tu. - Głaskał mnie po włosach, a ja zalewałam mu ramię łzami. Ojciec przez chwilę patrzył na nas po czym opuścił salę. - Będzie dobrze. - Ujął moją zapłakaną twarz w dłonie.
- Nie Gabe, to ostatnie stadium ja nawet nie wiem czy przeżyję do przeszczepu.
- Przeżyjesz i nic ci nie będzie, jasne? - Pocałował mnie w czoło i znowu przyciągnął do siebie.

Parę minut później Gabe siedział na stołku przy moim łóżku i nie zamierzał mnie opuścić nawet na minutę. Byłam osłabiona i obolała, poza tym Helen zaczęła podawać mi chemię co jeszcze gorzej wpłynęło na moje samopoczucie. Drzemałam, trzymając rękę Gabe'a, który od czasu do czasu głaskał mnie po włosach. Przez sen usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi.
- Właśnie zakończyły się badania jej rodziny. - Głos Helen był cichy, oboje myśleli że śpię.
- I co? - Zapytał Gabe.
- Jutro będą wyniki, ale myślę że skoro ma tak liczną rodzinę to znajdziemy dawcę.
- Będzie dobrze. Musi być. - Powiedział Gabe i przyłożył sobie moją dłoń do ust aby ją pocałować.


Kochani jeśli tu jesteście to bardzo proszę o wasze komentarze, ponieważ są one dla mnie dowodem na to czy blog wam się podoba czy nie :) czekam na wsze opinie i pozdrawiam :)