Witajcie kochani! Mam nadzieję, że wytrzymaliście dłuższy brak rozdziałów, dlatego w ramach przeprosin dodałam rozdziały od 18 do 21 :). Jak tylko mam dostęp do internetu to dodaję rozdziały. Trzymajcie kciuki, aby naprawił mi się internet. Życzę wam miłego czytania :).
Wasza Gold.Raven.
Będę tu pisać moje opowiadania. Mam nadzieję, że przypadnie wam ono do gustu. Komentujcie i dawajcie pomysły na fabułę :) Miłego czytania :)
środa, 17 lipca 2013
Rozdział 21
Mieliśmy z Gabem
wczoraj szczęście, że tata akurat nie miał ochoty posiedzieć na huśtawce.
Myślę, że mój chłopak wziął sobie do serca moje słowa i mnie posłucha. Było mi
go żal, w moim zawodzie też ponosiłam odpowiedzialność, więc rozumiałam co
czuł. Kiedy wczoraj wróciłam do domu, sprawdziłam czy wszystko spakowałam i
znalazłam jeszcze mój stary aparat, z którym nie rozstawałam się od czasów
liceum. Pomyślałam, że może się przydać na weselu. Zanim poszłam spać
nastawiłam sobie budzik na siódmą rano, który teraz budził mnie schowany pod
poduszką, tak na wszelki wypadek. Na początku nie chciało mi się wstać, ale
kiedy uświadomiłam sobie, że zaraz mam zobaczyć Gabe’a i wyjechać z nim daleko
od tych wszystkich problemów wyskoczyłam z łóżka jak oparzona. Wzięłam ciepły
prysznic, ubrałam się w krótkie spodenki i obcisły biały t-shirt i wyszłam z
pokoju. Chciałam już zejść na dół kiedy usłyszałam głos taty. Sparaliżowało
mnie od stóp do głowy, przecież miał wyjechać o szóstej trzydzieści, a
tymczasem rozmawiał sobie przez telefon w swoim pokoju. Jego głos był coraz
bliżej, nie wiedziałam co mam robić, więc szybko pobiegłam do swojego pokoju i
wskoczyłam w ubraniach pod kołdrę. Zakryłam się cała i trochę rozczochrałam
sobie ręką włosy, żeby wyglądać wiarygodnie. Po chwili do sypialni wszedł tata.
- Kochanie śpisz ?
- Tak – powiedziałam
w miarę zaspanym głosem.
- Słyszałem jakiś hałas
– rozejrzał się po pokoju.
- To pewnie Linda
chodzi po korytarzu – wymyśliłam.
- Pewnie tak. No nic
śpij sobie jeszcze – powiedział – do zobaczenia wieczorem.
- Tak – wychyliłam
się lekko spod kołdry i zobaczyłam jak wychodzi na korytarz. Odczekałam kilka
sekund i podbiegłam do okna, wsiadał do samochodu, a za chwilę opuścił podjazd
i zniknął mi z oczu. – Tak ! – krzyknęłam, miałam szczęście, że walizki nadal
były schowane pod łóżkiem. Znowu rozczesałam włosy i pobiegłam na dół.
- Willa już się
bałam, że cię zobaczy – powiedziała Linda, kiedy weszłam do kuchni.
- Nie, ale mało
brakowało. Kiedy mama i siostry się obudzą powiesz im, że musiałam tak zrobić.
- Zrozumieją kochanie
– uśmiechnęła się do mnie.
Kiedy jadłam
śniadanie, Linda pomogła mi znieść walizkę i podała mi prowiant. Wyszłyśmy
przed dom, gdzie czekał już Gabe. Uściskałam Lindę na pożegnanie.
- Kocham cię i
dziękuję za wszystko – powiedziałam, wtulając się w jej ramię.
- Też cię kocham
skarbie – odpowiedziała, głaszcząc mnie po głowie – uważaj na nią – poprosiła
Gabe’a.
- Oczywiście –
powiedział i wziął ode mnie torby.
- A gdzie samochód ?-
zapytałam.
- Zaparkowałem,
trochę wcześniej aby nikogo nie obudzić – wyjaśnił.
- Dobry pomysł –
pochwaliłam go – wiesz, że tata prawie mnie przyłapał.
- Wyobrażam sobie jak
tego uniknęłaś – zaśmiał się.
- To długa historia.
Po chwili dotarliśmy
na miejsce, a Gabe wyciągnął kluczyki z kieszeni i otworzył samochód. Nie
mogłam uwierzyć własnym oczom, przede mną stał nowiutki, czarny Cabriolet Audi
RS 5 z zasuwanym dachem.
- Co to jest ? – zapytałam
zaskoczona.
- Mój nowy samochód –
uśmiechnął się mój chłopak i wsadził moją walizkę do bagażnika. – Przecież, nie
będę jeździł starociem taty do końca życia.
- Ale przecież…
- Nie martw się
babcia się dołożyła – zaśmiał się, nagle złapał mnie w talii i wsadził do
samochodu jak małe dziecko. Usiadł za kierownicą i odpalił silnik. Zapięłam
pasy i rozejrzałam się dookoła.
- A gdzie są twoje
siostry? Przecież miały jechać z nami.
- Powiedźmy, że
pozbyłem się ich i jadą z tatą – zaśmiał się, a razem z nim. Założył ciemne
okulary i ruszył przed siebie. Poczułam wiatr we włosach i też włożyłam
okulary, słońce mimo tak wczesnej godziny królowało na niebie.
- Przynajmniej już
nie będziesz mi robił obciachu jak będziesz mnie odbierał z pracy – zaśmiałam
się, a on poczochrał mi włosy.
- Zastanawiam się
dlaczego twój tata nie da ci samochodu, przecież macie firmę samochodową, a ty
musisz jeździć taksówką – spojrzałam na niego i wzruszyłam ramionami – ale
przynajmniej mogę po ciebie przyjeżdżać – uśmiechnęłam się do niego.
- Po tym jak się
dowie, że pojechałam z tobą na to wesele, już nigdy nic mi nie da – oboje się
zaśmialiśmy.
- Albo mnie zabije –
powiedział Gabe, zmieniając pas.
- Istnieje taka
możliwość – uśmiechnęliśmy się do siebie. – Twoje siostry zgodziły się jechać z
twoim tatą, tak po prostu ?
- Nie, musiałem
podpisać z nimi cyrograf – zażartował – poza tym chyba tylko Rachel pojechała z
tatą.
- A Tatia i Susie ?
- Pojadą z mężem
Susie – powiedział.
- Co ? To Sussana ma
męża – zdziwiłam się – nic nie mówiliście.
- Bo Scott trochę
pracował w Nowym Yorku, a dopiero teraz przeniósł się do Hamptons na stałe i
otworzył gabinet dentystyczny.
- No to Susie ma męża
dentystę – powiedziałam – całkiem nieźle sobie wybrała – zaśmiałam się.
- Scott jest całkiem
w porządku – stwierdził.
- Od kiedy są po
ślubie.
- Od roku, chyba
nawet nie całego. Więc jak mi przerwałaś pojadą z mężem Susie i narzeczonym
Tatii.
- To Tatia też ma
narzeczonego – poprawiłam się na siedzeniu – czego mi jeszcze nie powiedziałeś
?
- Że ja też mam żonę
i trójkę dzieci – spojrzałam na niego, robiąc duże oczy. – Żartowałem – zaśmiał
się.
- To nie fair – lekko
go popchnęłam.
- Haha – poprawił
okulary i wyprzedził samochód jadący przed nami.
- Lubię z tobą
jeździć – stwierdziłam, a on się uśmiechnął – czuję się wtedy tak bezpiecznie.
- Ciesz się, że nie
jeździłaś z moim tatą. Jeździ jak w formule jeden – uśmiechnęłam się.
- W tych okularach
wyglądasz jak gwiazda filmowa – powiedziałam, a on na mnie spojrzał i odsłonił
białe zęby. Wyciągnęłam aparat i zaczęłam robić mu zdjęcia.
- Co ty robisz ? –
zapytał przez śmiech.
- Uwieczniam cię –
zażartowałam, robiąc kolejne ujęcia.
Jechaliśmy już ze
dwie godziny. Włosy falowały mi na wietrze, a słońce ogrzewało twarz.
Podziwiałam widoki, które mijaliśmy. Czasami przejeżdżaliśmy obok turystów,
idących na plażę. Na autostradzie panował duży ruch, bo wszyscy jechali gdzieś
wypocząć, albo po prostu do pracy. Dochodziło dopiero wpół do jedenastej.
Słuchałam muzyki z samochodowego radia i uśmiechałam się sama do siebie. Po
jakimś czasie zjechaliśmy z autostrady i wjechaliśmy w jakieś małe miasteczko.
Usłyszałam z radia utwór Jamesa Blunta „you’re beautiful”. Bardzo lubiłam tą
piosenkę, Gabe widocznie też bo zaczął lekko poruszać głową i śpiewać. Ogarnął
mnie atak śmiechu, kiedy śpiewał refren, głupio się do mnie szczerząc.
Poczochrałam mu włosy i sięgnęłam do tyłu po przekąski od Lindy. Wsadziłam mu
jedną małą babeczkę do buzi.
- Wreszcie, myślałam
że już ogłuchnę - zażartowałam.
- Dobre te babeczki –
powiedział z pełną buzią.
- Linda zawsze robi
dobre jedzenie – powiedziałam i sama zjadłam jedną. Po chwili Gabe zjechał na
pobocze i odebrał telefon.
- Halo – powiedział –
cześć tato. Tak jedziemy, co to o której wyjechaliście ?
Rozmawiał jeszcze
trochę, śmiał się i żartował. Gdy tak na niego patrzyłam, wiedziałam że mam
szczęście. Odłożył słuchawkę i zaczął się śmiać.
- Mój tata,Helen i
Rachel są już na miejscu.
- Co ? Tak szybko –
zdziwiłam się.
- Wyjechali o piątej
rano - znowu się zaśmiał – tylko po to aby uniknąć korków.
- Przecież my
jedziemy już dobre dwie i pół godziny i żadnego nie widzieliśmy.
- No właśnie – cały czas
się śmiał, a potem pocałował mnie w głowę i odpalił silnik.
Rozdział 20
Leżałam ze wzrokiem
wbitym w sufit i myślałam, o mojej kłótni z tatą. Spojrzałam na telefon, leżący
na szafce nocnej. Nie mogłam przecież zadzwonić do Gabe’a. Co miałam mu niby
powiedzieć, cześć skarbie mój ojciec cię nienawidzi, a co u ciebie. To było
idiotyczne, skoro tata chciał wojny ze mną to będzie ją miał. Podniosłam się
raptownie i złapałam za brzuch. Syknęłam z bólu, w moim stanie bóle brzucha
były normalne, ale jeszcze nigdy tak silne. Muszę chyba poprosić Helen o
mocniejsze leki, pomyślałam. Nie miałam teraz na to czasu, poza tym to pewnie
ze zdenerwowania.
W czwartek miałam już plan, jak wykiwać mojego
staruszka. W piątek od rana miał wizytę w hotelu w Nowym Yorku i wracał dopiero
wieczorem. Musiał więc wyjechać najpóźniej o siódmej rano. My z Gabem
planowaliśmy wyjechać w sobotę, ale wtedy tata na pewno nie wypuścił by mnie z
domu, postanowiliśmy więc zmienić nasze plany i pojechać wcześniej. Swoim
planem podzieliłam się tylko z Lindą, z którą teraz kroiłam owoce.
- Wiesz, że twój tata
się wścieknie – powiedziała, robiąc sałatkę owocową.
- Wiem i co z tego
pojedzie za mną ? – Zapytałam, a ona wzruszyła ramionami – a nawet gdyby to i
tak mnie nie znajdzie.
- Ja oczywiście cię
nie wydam, ale nie uważasz, że twój tata jeszcze bardziej znienawidzi Gabe’a.
- Już bardziej się
nie da – powiedziałam, wbijając nóż w twardą skórę arbuza.
- Ale on nie jest
głupi – machnęła łyżką – myślisz, że nic nie podejrzewa?
- Nic a nic –
uśmiechnęłam się pod nosem – od czasu kłótni jestem dla niego miła jak aniołek,
nawet przeprosiłam go za to co wtedy powiedziałam.
- Nie wiedziałam, że
z ciebie taka intrygantka – Linda zaczęła się śmiać.
- Nie pozwolę mu
dłużej sobą manipulować. Jeśli chce żeby było jak dawniej musi tylko
zaakceptować Gabe’a – usiadłam na blat kuchenny i włożyłam sobie kostkę arbuza
do buzi.
- Jest mi tylko
przykro, że nie spróbujesz tych wszystkich przysmaków, które przyszykuję na
kolację z burmistrzem.
- Nie martw się, na
pewno i tak wszystkiego nie zjedzą – uśmiechnęłam się.
- Ale i tak mi się
nie wywiniesz – pomachała mi łyżką przed twarzą – naszykowałam już dla was dwie
siatki prowiantu na podróż i na podwieczorki.
- Że co ? –
otworzyłam usta ze zdumienia.
- Nie pozwolę, aby
cię tam głodzili – obiecała.
- Linda, kocham cię
ale czasami bardzo mnie irytujesz.
- Twoja irytacja nie
ma tu nic to rzeczy – pokręciła głową – zabierzesz to, a jeśli tego nie zjesz
wyciągnę konsekwencję.
- Linda to wesele,
będzie tam tyle jedzenia, że pęknę – wyjęczałam.
- Przezorny zawsze
ubezpieczony.
- Dobra i tak połowę
twojego prowiantu oddamy biednym autostopowiczom – zaśmiałam się.
- Ani mi się waż, jak
wrócisz do domu to zapytam cię o smak każdej potrawy, którą ci zapakowałam. Czy
to jasne ? – pokiwałam głową, byłam lekko przerażona taką masą jedzenia, ale
spróbuję wepchać coś w Gabe’a. Zeskoczyłam z blatu i poszłam na huśtawkę na
tyłach domu. Usiadła i nie zdążyłam się rozbujać, kiedy ktoś zakrył mi oczy i
pocałował w policzek.
- Gabe co ty tu
robisz ? – usiadł koło mnie – mój tata jest w domu.
- Nie obchodzi mnie
to – wzruszył ramionami – stęskniłem się za tobą – w zasadzie to miał do tego
pełne prawo, bo nie widzieliśmy się od mojej kłótni z tatą. Taka była część
mojego planu.
- Ja za tobą też –
przytuliłam się do niego.
- Nie macie w domu
broni ? – Odsunęłam się od niego i spojrzałam ze zdziwieniem. – Pytam gdyby
twój tata mnie zobaczył – zaczęliśmy się śmiać.
- Umiesz mnie
rozśmieszyć nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji – powiedziałam.
- Od tego jestem –
uśmiechnął się do mnie i pocałował w głowę.
- Chciałabym
normalnie zaprosić cię do środka.
- W porządku rozumiem
– usiadłam naprzeciwko niego po turecku.
- Nie w porządku –
złapałam go za rękę – nie zasłużyłeś na takie traktowanie – spojrzał na mnie i
uśmiechnął się.
- Akceptacja twojego
ojca to nie jest najważniejsza rzecz w moim życiu i ty lepiej też przestań już
o tym myśleć, skup się na czymś innym na
przykład na zdrowiu – odwzajemniłam uśmiech i pocałowałam go w policzek.
- Może trochę
odbiegnę od tematu, ale mogę cię coś spytać ? – Pokiwał głową – dlaczego wolisz
być barmanem niż prawnikiem ? – Chyba zaskoczyłam go tym pytaniem, bo na
początku nie wiedział co odpowiedzieć.
- Obiecałem ci, że
nie będę miał przed tobą tajemnic – westchnął. – Odkąd tylko pamiętam chciałem
być prawnikiem – zaczął. – Moja mama też tego chciała i powiedziała, że zrobi
wszystko aby mi w tym pomóc. Kiedy już skończyłem studia podjąłem pracę w
pewnej kancelarii, która została zlikwidowana rok temu. Jako młody prawnik
dostawałem dużo bardzo błahych spraw. Jednak któregoś dnia przyszła do mnie
młoda kobieta. Powiedziała, że jej mąż został oskarżony o morderstwo sąsiadki.
Byłem strasznie zafascynowany tą sprawą i sprawdziłem wszystkie dowody.
Wiedziałem, że mój klient jest niewinny i za wszelką cenę chciałem go wybronić.
Byłem tak pewny siebie, że zapomniałem o paru ważnych sprawach w kwestii
obrony. Prokurator był tak dobrze przygotowany, że zmieszał nas z błotem. Mój
klient dostał dożywocie, pamiętam wzrok jego żony kiedy go zabierali. Przez
moją nieuwagę niewinny człowiek poszedł do więzienia, a rok później usłyszałem,
że popełnił samobójstwo we własnej celi. Wtedy postanowiłem, że już nigdy nie
wejdę na salę sądową, przynajmniej nie jako prawnik.
- To nie była twoja
wina – położyłam mu dłoń na policzku.
- Nie musisz mnie
pocieszać, jakoś z tym żyję – próbował się uśmiechnąć, ale wiedziałam że jest
mu trudno.
- Nie mówię prawdę –
przybliżyłam się do niego – jedyny sposób abyś mógł normalnie funkcjonować to
powrót do pracy.
- Nie Willa… - zaczął
ale położyłam mu palec na ustach.
- Cicho – nakazałam. –
Proszę.
- No nie wiem, to nie
takie łatwe.
- Wiem, że czujesz
się winny, ale jeśli znowu zanurzysz się w wir pracy to z czasem poczucie winy
zniknie – uśmiechnęłam się do niego. – Dla mnie – pomrugałam oczami, a on się
zaśmiał.
- Zobaczę co da się
zrobić, ale niczego nie obiecuję – przytuliłam się do niego.
- Kocham cię –
powiedziałam, całując go w policzek, a on mocniej przyciągnął mnie do siebie.
Rozdział 19
Kiedy wróciłam na
oddział, zajrzałam jeszcze do naszych najmniejszych pacjentów i skończyłam
pracę. Pożegnałam się z dziewczynami i wyszłam ze szpitala. Na parkingu
zobaczyłam znajomego, czerwonego nissana.
- Mamo ! - krzyknęłam
i przytuliłam się do niej.
- Kochanie ja też się
za tobą stęskniłam - zaśmiałam się.
- Mamo miałam dziś
taki koszmarny dzień - mocniej ją ścisnęłam.
- Spokojnie skarbie -
pogłaskała mnie po głowie. - Opowiesz mi wszystko w samochodzie - puściłam ją i
wsiadłam do środka. Opowiedziałam jej wszystko co się dzisiaj stało i to ze
szczegółami. Mama kiwała głową, a potem powiedziała parę słów otuchy, po
których od razu zrobiło mi się dużo lepiej. Po drodze zajechałyśmy jeszcze na
lody, po których już całkiem poprawił mi się humor. Kiedy dojechałyśmy do domu
Linda czekała na werandzie.
- Moje słoneczko -
uściskała mnie - niedługo wcale nie będę cię widywać.
- Oj bez przesady -
poklepałam ją po plecach.
- Za dużo pracujesz,
a w twoim stanie... - mama spojrzała na nią karalnie. - Oh nie powinnam była...
- Nie spokojnie -
powiedziałam - przecież to nie jest zakazany temat - uśmiechnęła się - dziękuję
za troskę.
- Oj chodźcie już na
kolację - popędziła nas.
Zjadłyśmy śmiejąc się
z taty i obgadując konkurentkę Lindy z sąsiedztwa. Potem opowiedziałam jej co mi
się dziś przytrafiło, na co ona wypowiedziała kilka niemiłych słow na temat
Ryana i ze złości wbiła nóż w stół.
- Gabe to prawdziwy
facet - powiedziała z zadowoleniem, a mama się zaśmiała - wiem, że naszej małej
dziewczynce będzie z nim dobrze.
- To, że jestem
najmłodsza nie czyni mnie małą - wyjąkałam, przełykając sałatkę.
- Dla nas zawsze
będziesz malutka - mama pogładziła mnie po policzku. Po chwili usłyszałam
pukanie do drzwi.
- To pewnie Gabe -
powiedziałam i pobiegłam do korytarza. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam w nich
mojego chłopaka.
- Nie spóźniłem się ?
- zapytał, pokazując śnieżnobiałe zęby.
- Nie jesteś w samą
porę - przytulił mnie mocno - chodź jemy kolację - poszliśmy do jadalni.
- Dzień dobry -
przywitał się Gabe, a mama i ochmistrzyni odpowiedziały to samo.
- Powiem ci, że
jestem z ciebie dumna - Linda uśmiechnęła się do niego.
- O czym ona mówi ? -
szepnął do mnie.
- Powiedziałam jej
jak pięknie załatwiłeś Ryana.
- To wszystko jasne -
mrugnął do mnie.
- Jesteś głodny
Gabe?- zapytała mama.
- Nie dziękuję już
jadłem w zasadzie chciałem tylko wyciągnąć Wille na spacer - spojrzał na mnie.
- Dobrze to chodźmy -
powiedziałam, a on złapał mnie za rękę. Wyszliśmy drzwiami od strony plaży i
ruszyliśmy przed siebie.
- I jak Ryan już się
ciebie nie czepiał - zapytał, całując mnie w głowę, która teraz lekko mnie
bolała, pewnie z powodu białaczki.
- Trochę zaczął robić
problemy, ale dziewczyny go zwolniły.
- Naprawdę ? -
pokiwałam głową - no nareszcie, ale wiesz jakby gdzieś cię spotkał to od razu
dzwoń po mnie.
- Dobrze -
uśmiechnęłam się do niego.
- A w związku z tym
spacerem - zaczął, a ja na niego spojrzałam - chciałem z tobą porozmawiać -
objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Dobrze, a coś się
stało ?
- Nie nie -
zaprzeczył – po prostu mam dla ciebie propozycję.
- Zamieniam się w
słuch.
- Więc mam ciocię w
Jamesport i ona dopiero teraz zdecydowała się wziąć ślub - uśmiechnęłam się
kiedy o tym wspomniał. - Chciałbym, żebyś pojechała ze mną na to wesele już
oficjalnie jako moja dziewczyna - powiedział, zatrzymując się na przeciwko
mnie.
- No nie wiem nie
wiem - zaśmialiśmy się oboje, a Gabe bawił się kosmykiem moich włosów - pewnie,
że z tobą pojadę.
- Tak! - zacisnął
pięść, a ja się zaśmiałam.
- Kiedy to będzie ?
- Za tydzień w sobotę
- znowu ruszyliśmy przed siebie.
- Będę musiała
powiedzieć tacie, że nie będzie mnie na kolacji z burmistrzem - skrzywiłam się,
a mój chłopak głośno westchnął.
- To już wiemy, że
będzie mały problem.
- Nie - zatrzymałam
się przed nim - zobaczysz załatwię to - przytulił mnie mocno.
Późnym wieczorem Gabe
odprowadził mnie do domu. Opowiedziałam wszystko siostrom i mamie, na co Eve i
Clear powiedziały, że tata w życiu nie dopuści aby zabrakło mnie na kolacji.
Sama nie wiedziałam co mam zrobić, tata wracał rano, a ja musiałam wymyślić jak
mu powiedzieć, że chłopak którego nienawidził chce zabrać mnie kilkanaście
kilometrów stąd. Długo jeszcze leżałam w łóżku i rozmyślałam jak udobruchać
mojego staruszka. Byłam nawet tak zdesperowana, że mogłam nawet pomóc mu w firmie.
W końcu udało mi się zasnąć, nie śniło mi się nic, ale rano obudziłam się
jeszcze gorzej wyczerpana niż wczoraj. Tak bardzo chciałam pojechać na to
wesele i w końcu spędzić z Gabem parę dni sam na sam. Poszłam pod prysznic i
się ubrałam. Znalazłam sukienkę, którą dostałam od taty, miałam nadzieję, że
pomoże mi w negocjacjach. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam samochód ojca.
Odwróciłam się w stronę łóżka bo usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Spojrzałam
na wyświetlacz i się uśmiechnęłam.
- Cześć kochanie -
powiedziałam.
- Cześć skarbie -
odpowiedział - zapomniałem ci powiedzieć, że zostaniemy tam na dziesięć dni.
- To wcale nie
ułatwiło mi sytuacji wiesz ?
- Wiem, przepraszam -
powiedział - gdybym mógł ci pomóc to bym to zrobił, ale moja interwencja jeszcze
pogorszy sprawę.
- Masz rację -
skrzywiłam się - idę, trzymaj kciuki.
- Trzymam - obiecał -
zadzwoń do mnie jak będzie po wszystkim.
- Dobrze -
rozłączyłam się. Telefon Gabe'a przyniósł mi trochę pozytywnej energii. Powoli
zeszłam po schodach i rozejrzałam się po salonie. Potem udałam się do gabinetu
taty, gdzie rozpakowywał swoją teczkę. Zauważył mnie i się uśmiechnął.
- Moja śliczna
córeczka przyszła się ze mną przywitać - ma dobry humor, pomyślałam.
- Tak tatku -
przyznałam i przytuliłam się do niego.
- Co porabialiście
jak mnie nie było - zapytał i mnie puścił.
- A wiesz różne
babskie rzeczy - odpowiedziałam.
- Oh biedny Josh -
zaśmiał się.
- Nie raczej
wychodził z domu do firmy - uśmiechnęłam się. Dobra wstępną gadkę mamy za sobą,
pomyślałam. Czas przejść do rzeczy. - Tato mam do ciebie prośbę.
- Słucham kochanie -
powiedział, siadając za biurkiem.
- Bo w następnym
tygodniu Gabe chce mnie zabrać na wesele do jego cioci i to jest w Jamesport -
patrzył na mnie badawczo - zostaniemy tam na dziesięć dni.
- Twój chłopak coraz
bardziej mnie denerwuje - powiedział. Poczułam, że schodzimy na zły tor.
- Tato bo to jest w
ten sam dzień co kolacja z burmistrzem.
- wykluczone kochanie
- wstał zza biurka - burmistrz liczy na naszą całą rodzinę, co mu powiem kiedy
ciebie nie będzie. Nawet z Nowego Yorku przyjeżdżałaś na te kolację.
- Powiesz mu, że
jestem na weselu z moim chłopakiem - wzruszyłam ramionami - to normalne.
- Nie Willa, to
wykluczone - powiedział.
- Będą tam jego
rodzice i cała rodzina tato proszę, przecież jak opuszczę jedną kolację to...
- Powiedziałem nie !
- krzyknął na mnie. Byłam zaskoczona bo nigdy nie podniósł na mnie głosu.
Przyglądałam mu się przez chwilę, nerwowo zamknął szufladę i spojrzał na mnie.
– Poza tym ze względu na twoją chorobę nie powinnaś nigdzie wyjeżdżać.
- Przecież wiem, że
nie chodzi ci o białaczkę, a jeśli naprawdę jesteś taki troskliwy to będzie tam
moja lekarka Helen – wyjaśniłam.
- Powiedziałem ci już
co o tym myślę i nie drążmy już tego tematu.
- Więc – zaczęłam –
jest mi przykro, że nie masz do mnie zaufania.
- Nie mam zaufania do
młodego Colemana – burknął.
- Ten młody Coleman
jak to powiedziałeś to mój chłopak i go kocham – spojrzał na mnie z widocznym
obrzydzeniem na twarzy.
- Dziecko, czy ty nie
widzisz, że jemu chodzi tylko o twoje pieniądze – oparł się o blat biurka.
- Co ?! – krzyknęłam
– teraz to już przesadziłeś. To, że nie jesteś w stanie spełnić jednej ze
swoich zachcianek, którą jest jego klub, to nie znaczy, że możesz wygadywać
bzdury na jego temat !
- Nie tym tonem Willa
– był lekko zdenerwowany – nigdzie nie jedziesz i koniec.
- Wiesz co –
powiedziałam – nie zmuszaj mnie do wyboru między tobą, a Gabem, bo chyba
domyślasz się, że na dzień dzisiejszy jesteś na bardzo niskiej pozycji. Poza
tym nie wiem dlaczego w ogóle pytam cię o zgodę. Mam dwadzieścia lat i zrobię
co zechcę – po tych słowach wyszłam z gabinetu i trzasnęłam drzwiami.
- Masz być na kolacji
z burmistrzem ! – krzyczał za mną. Byłam zła, a zarazem smutna, nie mogłam
zrozumieć dlaczego tata, który był moim najlepszym przyjacielem i opiekunem
nagle obraca się przeciwko mnie. Szłam szybkim krokiem przez hol w kierunku
wyjścia od strony plaży.
- Kochanie co się
stało ? – zapytała mama, która właśnie szła w stronę salonu. Nawet się przy
niej nie zatrzymałam.
- Tata się stał –
burknęłam i pchnęłam drzwi na zewnątrz. Zbiegłam na dół i usiadłam na schodach,
prowadzących na plażę. Ukryłam twarz w dłoniach i ciężko westchnęłam. Miałam
już iść dalej, gdy poczułam na ramieniu dotyk dłoni. Odwróciłam się i zobaczyłam
mamę, która usiadła koło mnie.
- Willa, skarbie –
odgarnęła mi kosmyk włosów za ucho – znowu pokłóciłaś się z tatą – to już nawet
nie było pytanie, mama wiedziała jaka jest sytuacja. Poza tym nasze krzyki było
słychać pewnie w całym domu.
- Nie pozwolił mi, a
myślałam, że jest już lepiej – powiedziałam.
- Kochanie nie martw
się.
- Jak mam się nie
martwić ? Przecież on nienawidzi chłopaka, którego kocham. Nie rozumiem tego,
przecież Clear i Eve nie robił takich problemów.
- Ale ty jesteś jego
najmłodszą, małą córeczką – powiedziała mama.
- Mam to gdzieś –
oburzyłam się – inni ojcowie cieszą się, że partnerzy ich córek są dla nich
dobrzy, a jemu zawsze chodziło tylko o pieniądze.
- Kochanie –
próbowała mnie uspokoić i pogładzić po ramieniu.
- Nie – odsunęłam się
i wstałam – nie chcę o nim słyszeć i z nim rozmawiać ! – pobiegłam z powrotem
do środka. Pomknęłam po schodach do mojego pokoju i rzuciłam się na łóżko.
Rozdział 18
Nie wiedziałam czy
mam się śmiać czy płakać. Spojrzałam na mojego chłopaka potem na Ryana, któremu
z nosa leciała struga krwi. Zrobiłam duże oczy i zwróciłam się do mojego
wybawcy:
- Gabe ty go uderzyłeś
- powiedziałam trochę zdenerwowanym głosem.
- Za to co ci
powiedział powinienem był go o wiele gorzej potraktować - zacisnął zęby i do
mnie podszedł - wszystko w porządku, bo jakoś zbladłaś.
- Tak wszystko gra -
przyłożyłam sobie rękę do czoła – po prostu nie mogę uwierzyć, że kogoś
uderzyłeś - powiedziałam z odrobiną zaskoczenia w głosie.
- Myślisz, że nie
umiem się bić ? - Zirytował się.
- Nie - zaśmiałam się
- nie wyglądasz na osobę, która mogłaby kogoś skrzywdzić - skrzyżowałam ręce na
piersiach.
- Skrzywdzę każdego
kto cię obrazi - powiedział i podszedł do mnie. Już miałam go przytulić, kiedy
Ryan podniósł się z ziemi i zamachnął się na niego.
- Gabe uważaj ! -
Krzyknęłam, a on szybko się odwrócił i zrobił unik przed pięścią lekarza.
Złapał go za ramię i znowu rzucił na podłogę.
- Czy to sobie ze
mnie żartujesz ? - zapytał Gabe.
- Zobaczysz jeszcze
cię załatwię - odburknął Ryan.
- Człowieku jestem od
ciebie wyższy i starszy więc lepiej zostań gdzie siedzisz i ładnie przeproś
moją dziewczynę.
- Zaraz zadzwonię na
policję ! - Deklarował mój były. Gabe tylko wzruszył ramionami.
- Willa chyba nie
wspominała, że jestem prawnikiem prawda? No tak, więc jako prawnik znam
wszystkich policjantów w tym mieście, a ty chyba żadnego - uśmiechnął się
złośliwie - więc co z tymi przeprosinami ? - Ryan wciąż siedział na podłodze i
starał się zatamować krwotok, który nie przestawał brudzić mu koszuli.
- Dobrze - zaczął -
przepraszam kochanie, że tak za mną tęsknisz i że beze mnie jesteś... - nie
dokończył bo Gabe wymierzył mu kolejny cios w twarz.
- Kochaniem to możesz
sobie nazywać mamusie - powiedział przez zęby - chodźmy stąd - złapał mnie za
rękę i ruszyliśmy w kierunku mojego oddziału.
- A co z nim ? -
zapytałam, kiedy szliśmy po schodach na górę.
- To szpital, na
pewno ktoś go znajdzie i miejmy nadzieję zaszyje usta - zażartował. Gdy
dotarliśmy na miejsce, puściłam rękę Gabe'a, złapałam jego twarz w dłonie i
czule pocałowałam.
- Dziękuję za ratunek
- powiedziałam, kiedy nasze usta dzieliło kilka centymetrów.
- Powinnaś mi tak
częściej dziękować - uśmiechnął się.
- Powinieneś mnie
częściej ratować.
- Dasz sobie radę ? -
zapytał, zakładając mi kosmyk włosów za ucho.
- Oczywiście -
zaśmiałam się.
- Mam nadzieję -
pocałował mnie w czubek nosa i ruszył do wyjścia.
- Gabe ! - Zawołałam,
a on się odwrócił - mama powiedziała, że po mnie przyjedzie - pokiwał głową -
ale możesz wpaść do nas wieczorem bo tata wyjechał do hotelu w Londynie -
powiedziałam, uśmiechając się. Mój chłopak się zaśmiał.
- Dobrze, będę o
siódmej, bo muszę jeszcze pozałatwiać parę spraw - obiecał i ruszył do drzwi.
- Jeszcze jedno – krzyknęłam,
zaczął się śmiać - kocham cię –wycedziłam, a on podszedł do mnie i pocałował w
czoło.
- Ja ciebie też -
uśmiechnął się i zniknął za drzwiami. Ruszyłam do pokoju lekarzy, weszłam do
środka gdzie czekały Daya i Riva.
- No no - zaczęła
młodsza z nich - to twoje pierwsze spóźnienie odkąd tu pracujesz - zrobiłam
duże oczy. Przez to całe zamieszanie zapomniałam nawet spojrzeć na zegarek.
- Strasznie was
przepraszam - powiedziałam - powiedzmy, że miałam małe problemy techniczne.
- Spokojnie -
powiedziała Riva - nie tylko ty zapomniałaś co to jest zegarek, Ryana też
jeszcze nie ma - lekko zesztywniałam.
- Tylko, że tym
problemem był Ryan - powiedziałam. Czułam się trochę jak w podstawówce kiedy to
pobiłam się z Jane Holt i obie trafiłyśmy do dyrektora.
- Co znowu zrobił ? -
zaśmiały się.
- Zaczął mówić
niemiłe rzeczy na mój temat, Gabe to usłyszał i lekko go skrzywdził - nie
wiedziałam jak mam im to powiedzieć.
- Jak bardzo go
skrzywdził ? - Daya wstała zza biurka.
- Wydaje mi się, że
złamał mu nos i teraz Ryan leży gdzieś na dole - zrobiłam głupią minę.
- Co ?! - Krzyknęły.
- Dlaczego się tak
dziwicie - rozłożyłam ręce. Opowiedziałam im całą historię i zacytowałam słowa
Ryana.
- Wiesz co - Riva
podeszła do mnie i złapała za ramiona - niech sobie tam leży, zasłużył na to -
powiedziała, uśmiechnęłam się i ubrałam kitel. Wyszłam na korytarz, gdzie
zobaczyłam starszą pacjentkę, która szła w kierunku sali.
- Pomogę pani -
podeszłam do niej i złapałam za ramię.
- Oh dziękuję dziecko
- powiedziała - jesteś moją ulubioną lekarką.
- Przecież tylko ja
prowadzę pani leczenie - zaśmiałam się.
- Nie szkodzi -
machnęła ręką - jeszcze nie spotkałam takiego lekarza.
- W takim razie
dziękuję - znowu się zaśmiałam.
- Willa ! - Ryan
zbliżał się do mnie szybkim krokiem - musimy pogadać.
- Przepraszam panią -
powiedziałam.
- Spokojnie trafię
sama - Ryan był coraz bliżej.
- Myślisz, że możesz
udawać odważną, kiedy jest obok ten twój barman - wysyczał.
- O - zaczęłam - co
ci się stało w nos? - wskazałam na opatrunek na jego twarzy.
- Jakaś ty zabawna -
powiedział - zobaczysz jeszcze do mnie wrócisz i będziesz żałować, że w ogóle
odeszłaś.
- Żałuję tylko tego,
że cię poznałam - w tamtym momencie podeszły do nas dziewczyny.
- Daya, Riva jej
chłopak się na mnie rzucił i ...
- Jesteś zwolniony
Ryan - powiedziała Daya.
- Jak to ?- nie mógł
uwierzyć.
- Jesteś głuchy -
wycedziła Riva - pakuj się i nigdy tu nie wracaj.
- Jeszcze tego pożałujecie
- pogroził nam palcem i ruszył w kierunku drzwi.
- Może nie
powinnyście go zwalniać, jakoś bym wytrzymała - wyjaśniłam.
- To było konieczne -
Riva pogładziła mnie po policzku - od razu powinnyśmy to zrobić - uśmiechnęłam
się do niej i wróciłam do pracy. Kiedy skończyłam obchód i wróciłam do pokoju
lekarzy, usłyszałam telefon. Podniosłam słuchawkę, męski i zdenerwowany głos
wyjaśnił mi, że pilnie potrzebują dermatologa na oddziale ratunkowym.
Powiedziałam, że zaraz będę i pobiegłam w stronę windy. Zjechałam na sam dół i
weszłam do wielkiej białej sali gdzie roiło się od ratowników i lekarzy.
Słyszałam jak dziś szaleją karetki, ale nie wiedziałam, że jest tak źle. Na
łóżkach leżeli zakrwawieni ludzie, niektórzy byli przytomni, a inni podpięci do
respiratorów.
- Doktor Whitford,
dobrze że pani jest - podszedł do mnie jeden z lekarzy, wydawało mi się, że
jest on ordynatorem oddziału.
- Co się stało panie
doktorze ? - zapytałam.
- Karambol na moście,
długa historia - machnął ręką i wskazał na łóżko pod oknem, gdzie leżała jakaś
rudowłosa dziewczyna z rozbitym czołem. - Ma złamaną rękę i lekki wstrząs mózgu
- pokiwałam głową - chcieliśmy ją przewieźć na badania, ale ratownicy zauważyli
jakieś zmiany skórne na lewej ręce.
- Dobrze obejrzę ją -
podeszłam do rudowłosej - Cześć - powiedziałam i założyłam rękawiczki - mogę
cię obejrzeć? - zapytałam, a ona pokiwała głową. Dotknęłam jej ręki i dokładnie
się przyjrzałam. Zobaczyłam na skórze sinofioletowe, połyskujące grudki -
wszystko będzie dobrze, dzięki - uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam do
ordynatora.
- I co ? - zapytał
poprawiając okulary.
- To liszaj płaski -
stwierdziłam, patrząc w kierunku dziewczyny - mogą go wywoływać zaburzenia
układu autoimmunologicznego, przyjmowanie niektórych leków lub po prostu stres.
- Widzę, że ktoś był
dobrym uczniem - uśmiechnął się mężczyzna. - Co proponujesz?
- Myślę, że trzeba
jej podać trochę kortykosterydów, a na świąd leki przeciwhistaminowe. Nie
powinno się pogarszać, ale gdyby to trzeba zmienić kortykosterydy na
metotreksat.
- Bardzo ładnie, będę
o pani pamiętał pani doktor - uśmiechnęłam się do niego i poszłam na górę. To był bardzo dziwny dzień.
Subskrybuj:
Posty (Atom)