niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 17

- Willa to nie było tak... - Ryan próbował się usprawiedliwiać, ale szybko mu przerwałam.
- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, a przy okazji bardzo się ciesze, że wreszcie opuściłeś nasz apartament w hotelu - po tych słowach zwróciłam się do dziewczyn - przepraszam was, ale to właśnie Ryan Green, o którym wam opowiadałam - odwróciłam się do niego - nie łódź się, że były to dobre rzeczy.-
 próbował otworzyć usta i coś powiedzieć, ale Riva zabrała głos.
-Dobrze, musimy się wszyscy uspokoić - spojrzała na siostrę, a potem na mnie - Willa, Ryan to dobry lekarz prawie tak dobry jak ty - wzniosłam ramiona go góry, dając jej znak że jest mi to całkowicie obojętne - myślę, żę bardzo przydałby nam się tutaj, ale jeśli tylko masz coś przeciwko temu albo ma to źle wpływać na twoją pracę będę zmuszona mu odmówić i odesłać z powrotem do Nowego Yorku. - spojrzałam na nią z wdzięcznością, ale nie mogłam jej tego zrobić. Potrzebowała Ryana do pomocy, poza tym byłam jej to winna za tyle wolnego i zrozumienia z powodu choroby.
- Riva dziękuję ci, bardzo doceniam to co obie dla mnie robicie ale mimo wszystko on może zostać. Nie będę udawała, że mi to nie przeszkadza, ale wiem że tak będzie lepiej dla was i dla pacjentów, a przecież ich zdrowie i wygoda są najważniejsze - Riva uśmiechnęła się i odetchnęła z ulgą, a ja zarzuciłam fartuch i wyszłam na korytarz. Musiałam odetchnąć, tego było za wiele Gabe, klub, tata i moja choroba, a teraz jeszcze mój były. Uznałam, że jeśli zajmę się pracą będę mogła chociaż na chwilę o tym wszystkim zapomnieć. Poszłam na dyżur, a potem do poradni gdzie zmieniłam Dayę, która była już tak wyczerpana, że prawie zasnęła na biurku. przyjęłam paru pacjentów szczególnie dzieci. Nie było już nikogo więcej, więc zdjęłam fartuch, zamknęłam gabinet i zjechałam windą na dół. Musiałam wracać taksówką bo Gabe męczył się z remontem po tym przeklętym pożarze. Pchnęłam drzwi szpitala i wyszłam na świeże powietrze. Nigdy nie przeszkadzał mi szpitalny zapach jednak kochałam zapach bryzy w Hamptons. Zamknęłam oczy i zaciągnęłam się ukochanym powietrzem gdy nagle usłyszałam głos osoby, której nie chciałam nawet widzieć.
- Willa poczekaj! - to był Ryan wybiegł ze szpitala i podążał w moją stronę - porozmawiajmy. - odwróciłam się nerwowo i szybko.
- O czym ty niby chcesz ze mną rozmawiać ? - byłam wściekła, a zarazem dotarło do mnie jak bardzo mnie zranił - nie mam ci nic do powiedzenia.
- A ja tobie mam - złapał mnie za ramię - przepraszam.
- Mam gdzieś twoje przepraszam! - wykrzyczałam - puszczaj mnie! - szarpałam się ale on był silniejszy, zaczęłam go tłuc pięściami w tors - puszczaj mnie słyszysz. Mam cię dość i nie chcę z tobą o niczym rozmawiać. Odczep się ode mnie! - nagle ktoś złapał Ryana za ramię i popchnął na ziemię. Chłopak puścił mnie i się przewrócił. Spojrzałam na niego, a potem na mojego wybawcę - Josh? - byłam zszokowana, mąż mojej siostry, którego nie cierpiałam właśnie w czymś mi pomógł.
- Wszystko w porządku? - zapytał zatroskany.
- Nie to znaczy tak - byłam lekko zszokowana.
- Co to miało być? Tylko z nią rozmawiałem - Ryan otrzepywał się z piasku.
- A nie słyszałeś, że ona nie chce z tobą rozmawiać? - Josh był okropnie zły - masz się do niej nie zbliżać jasne? - lekarz spojrzał na mnie i poszedł do swojego samochodu, a potem odjechał. - chodź zabieram cię do domu - zwrócił się do mnie mój szwagier. - wsiadłam do jego samochodu i zapięłam pas. Odpalił silnik i ruszył w kierunku domu.
- Josh? - zaczęłam, a on na mnie spojrzał - dziękuję ci - był zaskoczony, ale szybko się uśmiechnął.
- Nie masz mi za co dziękować - znowu się uśmiechnął.
- Jak się tu w ogóle znalazłeś?
- Eve kazała mi po ciebie przyjechać. Nie chciała żebyś wracała taksówką.
- Przepraszam - powiedziałam, a on spojrzał na mnie zdezorientowany - nie dałam ci szansy odkąd oświadczyłeś się mojej siostrze, cały czas byłam wobec ciebie opryskliwa, ale to się zmieni zobaczysz - gdy skończyłam zaczął się śmiać.
- Ty nie masz mnie za co przepraszać - powiedział, skręcając na nasz parking - to ja często zadzierałem nosa, ale też postaram się zmienić - oboje uśmiechnęliśmy się do siebie i poszliśmy do domu.

Następnego dnia znowu wstałam do pracy. Ubrałam się i zjadłam solidne śniadanie bez, którego Linda nie wypuściłaby mnie z domu. Wyszłam i przed drzwiami zobaczyłam mojego kochanego Gabe'a. Nie obchodziło mnie, że tata widzi nas z okna salonu, przytuliłam się do niego mocno nic nie mówiąc.
- Coś się stało? - zapytał głaszcząc mnie po głowie.
- Nie po prostu strasznie się za tobą stęskniłam - powiedziałam ani milimetr się nie ruszając.
Trwaliśmy jeszcze chwilę w takiej pozie, a potem Gabe podwiózł mnie do pracy. Wysiadłam z samochodu i skrzyżowałam spojrzenia z Ryanem, który właśnie wysiadał ze swojego lamborgini.
- Gabe - odwróciłam się do mojego chłopaka - muszę ci coś szybko powiedzieć - wyszedł z samochodu i podszedł do mnie. Opowiedziałam mu wszystko co się wczoraj stało, a on tylko zerkał na Ryana, który ni spuszczał z nas wzroku.
- Chcesz, żebym się do niego przeszedł ? - zapytał, bawiąc się kosmykiem moich włosów.
- Nie, chciałam tylko żebyś wiedział.
- Jesteś pewna? Przecież jestem od niego o pięć lat starszy - uśmiechnął się zawadiacko. Pocałowałam go w policzek i poszłam do pracy. Czułam na sobie wzrok Ryana, nie mogłam już tego wytrzymać i odkręciłam się do niego.
- Czego?! - wywrzeszczałam.
- Nic po prostu dziwi mnie, że tak szybko znalazłaś sobie nowego chłopaka.
- To nie twoja sprawa - powiedziałam przez zęby.
- A czy on już wie, że jesteś na wykończeniu czy może nie powiedziałaś mu jeszcze bo dobrze wiesz, że nikt przy zdrowych zmysłach z tobą nie zostanie - miałam mu coś powiedzieć, gdy nagle na jego ramieniu zobaczyłam rękę. Odkręcił się, a Gabe wycelował pięścią prosto w jego nos. Ryan upadł prawie pod moje nogi, a mój chłopak spojrzał na mnie, poprawiając koszulę.
- Kurcze jak ja gościa nienawidzę - powiedział.









czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział 16

Jak na moje oko to zaczynało się robić dziwne. Najpierw kontrola sanepidu a teraz ten pożar, który prawie usmażył rękę mojemu chłopakowi. Tata już chyba dał sobie spokój z tym klubem, ale widocznie teraz ktoś inny zajął jego miejsce. Zastanawiałam się tylko kto jest aż tak zdesperowany żeby podpalać miejsce, które chce kupić. To nie miało dla mnie najmniejszego sensu. No cóż ale tym zajmę się później, właśnie dochodziłam do szpitala na comiesięczną kontrolę i oczywiście do pracy, w której nie było mnie już jakiś czas. Najwyższa pora wziąć się do roboty jak to mówi Linda. Byłam trochę niewyspana, chyba wczoraj za długo siedziałam u Colemanów. Pomasowałam sobie trochę obojczyk i weszłam do szpitala. Oczywiście najpierw załatwię wszystko z Helen i będę mogła spokojnie zacząć swój dyżur. Zapukałam do drzwi gabinetu mojej lekarki i weszłam do środka.
- Cześć Helen mam nadzieję, że dzisiaj darujesz mi trochę tych igieł bo czuję się......- w tym momencie zawiesiłam głos.
- No jak się czujesz ? - Gabe miał minę dziecka, które wysępiło cukierka.
- Świetnie - odparłam piskliwym głosem - a ty co tu robisz?
- Dotrzymuje ci towarzystwa przy tym twoim kuciu - powiedział i ukazał swój śnieżnobiały uśmiech.
- Ale po co ? - byłam lekko zirytowana - przecież ja ci nawet nie mówiłam, że tu będę i w ogóle to nie są widoki dla takiego zwykłego człowieka. To wbijanie igieł i te próbki krwi nawet dla mnie są obrzydliwe, a ty po prostu.... - Gabe powoli wstał z fotela podszedł do mnie i położył swój palec wskazujący na moich ustach.
- Której części z ,, przejdziemy to razem" nie zrozumiałaś ?
Miał rację, moim problemem jest to że nie dopuszczam do siebie ludzi, a kiedy już to zrobię staram się ich znowu odizolować.
- No dobrze - zdjęłam jego palec z ust i złapałam go za rękę - i tak nie dałabym rady cię stąd wyrzucić, to w końcu gabinet twojej macochy, a poza tym jesteś za duży - kiedy skończyłam Gabe nachylił się do mnie i pocałował, trzymając za podbródek. W tym samym momencie do gabinetu weszła Helen:
- O ! No to widzę, że się dogadaliście - uśmiechnęła się, a Gabe nadal trzymał ręce na mojej talii, nie był ani trochę speszony, za to ja bardzo. - no dobrze Willa siadaj - lekarka wskazała na duży biały fotel, na którym zawsze pobierano mi krew.
- No to zaczynamy - jęknęłam, a Gabe złapał mnie za rękę.

Badania rzeczywiście nie były takie okropne, gdy mój dwu metrowy chłopak cały czas trzymał mnie za rękę. Czułam się przy nim bezpiecznie nie tylko ze względu na jego wzrost, ale za to że zawsze mogłam na niego liczyć. Wysiadłam z windy i skierowałam się do gabinetu Dayi i Rivy.
- Willa - Daya rozchyliła ręce i mocno mnie uścisnęła - jak miło znowu mieć cię w zespole.
- Tak, ja też się cieszę - powiedziałam i odwzajemniłam jej uścisk.
Przebrałam się szybko i obeszłam wszystkich pacjentów. To było coś co kochałam, twarze ludzi którzy dzięki mnie mogą zdrowi wrócić do domów. Wróciłam do pokoju lekarzy i usiadłam za biurkiem. Przeglądałam  dokumentację z dni, w których mnie nie było. Ominęło mnie tyle ciekawych przypadków, nie mogłam sobie tego wydarować.
- Widzę, że się zaczytałaś - Riva, weszła do gabinetu, w swoim śnieżnobiałym fartuchu.
- Tak, widzę że sporo mnie ominęło - miałam kwaśną minę. Riva usiadła obok mnie i zaczęła:
- Potrzebuję twojej opinii w pewnej sprawie.
- Jasne pytaj - odłożyłam papiery na bok.
- Myślę, że trzech lekarzy na tak duży oddział dermatologiczny to trochę za mało, dlatego rozmawiałam już z jednym młodym lekarzem tej specjalizacji, który powiedział że chętnie się u nas zatrudni. Odpowiedź mam mu dać dzisiaj do osiemnastej.
- Uważam, że to dobry pomysł - powiedziałam - a poza tym przyda nam się jakiś facet do przenoszenia ciężkich pacjentów - obie zachichotałyśmy.
- To super, Daya uważa tak samo więc wszystkie jesteśmy zgodne - poklepała mnie po ramieniu i poszła na dalsze przyjmowanie pacjentów.
Po czternastej, mogła już zakończyć pracę. Zdjęłam fartuch, przebrałam buty i zbiegłam schodami w kierunku szpitalnego wyjścia. Zastanawiałam się jaki będzie ten nasz nowy pracownik. Chyba miło będzie mu się pracowało z trzema kobietami, a może właśnie będzie czuł się trochę nieswojo. Ale nawet gdyby chciał pogadać o sporcie to siostry, które uwielbiają każdą jego dyscyplinę na pewno dotrzymają mu towarzystwa. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk klaksonu, na który aż podskoczyłam. Gabe siedział zadowolony w swoim samochodzie i przyglądał mi się z uśmiechem. Podbiegłam do niego i wskoczyłam do środka.
- Czy pani zamawiała taksówkę?
- Tak, ale widzi pan ja nie mam czym zapłacić - zażartowałam.
- Och zastanówmy się może być całus - ach ten jego łobuzerski uśmiech.
- No nie wiem czy mój chłopak by się na to zgodził.
- Ja mu nic nie powiem - zachichotałam, ujęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam.
- Dziś mamy promocję - oboje zaczęliśmy się śmiać. - A gdzie my jedziemy? - zapytałam kiedy Gabe jechał trasą do mojego domu.
- Jak to gdzie do ciebie.
- A ty skąd wiesz, że mojego taty nie ma w domu? - skrzyżowałam ręce.
- Wiem, bo podjechałam pod jego firmę i sprawdziłem godziny w których pracuję - uśmiechnął się, a ja poczochrałam mu włosy.
Kiedy dojechaliśmy do domu, mama akurat otwierała drzwi, najwidoczniej wracała z pracy.
- Cześć mamo - pomachałam do niej, a Gabe zrobił to samo.
- Cześć kochanie, miło was widzieć. Fajnie się składa bo na obiedzie będziemy tylko we trójkę.
- A co z resztą - zapytałam kiedy Gabe przytrzymywał nam drzwi.
- No wiesz skarbie Clear umówiła się z Dannym na basen, a Eve z Joshem pojechali do jego rodziców na obiad - wyjaśniła - Linda była bardzo zawiedziona, że namęczyła się tylko dla dwóch osób, więc zadzwoniłam do Gabe'a i zaprosiłam go żeby nam potowarzyszył - w tamtej chwili spojrzałam na Gabe'a.
- Ale z ciebie cwany lis - stwierdziłam - rano nawet nie pisnąłeś słówkiem.
- To była taka nasza niespodzianka dla ciebie - powiedziała mama i mrugnęła do mojego chłopaka.
- O! Widzę, że zawieracie sojusze, chyba muszę się przejść do twojego taty kochanie i porozmawiać z nim na kilka tematów - zażartowałam.
Obiad Lindy jak zwykle był przepyszny. Cieszyłam się bardzo, że mama tak polubiła Gabe'a. Spędziliśmy we trójkę naprawdę miły wieczór i byłam pewna, że będzie takich więcej. Następnego dnia Gabe podrzucił mnie do pracy, a sam pojechał remontować to nieszczęsną ścianę w klubie. Jego ręka już dochodziła do siebie, ale musiał zrezygnować z noszenia mnie na barana. No cóż nadrobimy to później. Wjechałam windą na trzecie piętro naszego odzdziału. Weszłam do gabinetu, aby się przebrać jednak Riva i Daya nie dały mi spokoju.
- Słuchaj zaraz przyjdzie nasz nowy pracownik - powiedziała Daya - mam nadzieję, że się polubicie.
- Tak ja też stwierdziłam - stałam tyłem do drzwi, gdy nagle ktoś je otworzył.
- Oto i on - zaszczebiotała Riva i wskazała palcem na miejsce za mną. Odwróciłam się powoli i myślałam, że to jakiś koszmar:
- Ryan? - zapiszczałam.
- Willa, ty tu pracujesz? - nadal był idiotą.
- To wy się znacie? - dziewczyny były zszokowane.
- Tak - odpowiedziałam - to ten palant, który rzucił mnie z powodu choroby.



                                                                           Ryan Green



wtorek, 11 czerwca 2013

Rozdział 15

- No i czego ty się bałaś? - dociekiwała Clear - przecież na pierwszy rzut oka widać, że on zrobi dla ciebie wszystko!
- Wiem - zaczęłam, poprawiając się na krześle - tylko jest mi tak jakoś głupio i mam takie dziwne wrażenie, że Gabe zacznie mnie traktować inaczej.
- Co ty wymyślasz? - wrzeszczała moja siostra - na prawdę bój się Boga dziewczyno - rozłożyła ręce.
- Masz rację Gabe mnie kocha a ja kocham jego i wszystko będzie dobrze - uśmiechnęłam się, a Clear wreszcie się uspokoiła.
- I takie myślenie mi się podoba - mrugnęła do mnie.
- Dziewczyny śniadanie!!! - krzyczała Linda. Szybko zbiegłyśmy na dół bo wszyscy w naszym domu wiedzieliśmy, że kiedy Linda się zdenerwuje nie przebiera w słowach, a o cierpliwości nie ma co mówić.

Śniadanie jak zawsze było pyszne, ale ja nie miałam czasu się nim delektować. Nie mogłam się doczekać aby powiedzieć tacie, że Gabe to najwspanialszy facet na świecie. Eve podwiozła mnie pod firmę ojca i pojechała na co tygodniowe zakupy. Kto jak kto ale ona na prawdę była zakupoholiczką. Weszłam po schodach na górę, sekretarka taty jak zwykle piłowała paznokcie za biurkiem. Robiła tak zawsze gdy nie miała nic do roboty, kiecy mnie zobaczyła momentalnie wstała.
- Dzień dobry pani Whitford.
- Tata u siebie ? - zapytałam.
- Tak, ale za parę minut ma spotkanie.
- W porządku to zajmie tylko chwilę - uśmiechnęłam się i weszłam do środka - hej tatku!
Tata stał tyłem do drzwi i patrzył przez okno na ocean, kiedy mnie usłyszał szybko się odwrócił.
- O jaka miła niespodzianka! - uścisnął mnie - tym razem wziąłem śniadanie, więc chyba jesteś tu nie z polecenia Lindy?
- Nie nie - zaśmiałam się muszę ci coś powiedzieć.
- Oczywiście kochanie siadaj - wskazał na czerwoną kanapę, stojącą pod oknem. Ułożyłam aię wygodnie, a tata usiadł obok mnie.
- Więc - na chwilę się zacięłam - powiedziałam Gabowi o chorobie - tata był zaskoczony, ale nie widziałam na jego twarzy zdenerwowania, które towarzyszyło mu kiedy oznajmiłam że Ryan wie o białaczce.
- Mam nadzieję, że masz dla mnie dobre informacje bo jeśli nie rozprawię się z nim osobiście - na jego czole pojawiła się zmarszczka.
- Spokojnie tato - uspokoiłam go - Gabe powiedziała, że zrobi wszystko abym wyzdrowiała i będzie przy mnie cały czas - wiedziałam, że tata nie przepada za moim chłopakiem, ale to co usłyszał wywołało na jego twarzy uśmiech.
- Cieszę się kochanie, ale mam nadzieję że nie przyszłaś mnie prosić abym zrezygnował z klubu? - cały tata wszędzie szuka drugiego dna.
- Nie tato to będzie tylko i wyłącznie twoja decyzja - pocałowałam go w policzek i wyszłam z gabinetu.
Kiedy wyszłam z budynku, na dworze przywitały mnie promienie letniego słońca. Riva i Daya znowu dały mi dzień wolny więc od razu pomyślałam o Gebie. Nie miałam z nim kontaktu od wczoraj, siedzieliśmy tak długo na tej przyczepie, że może jeszcze odsypia te wczorajsze wrażenia. Wybrałam numer i przyłożyłam telefon do ucha. Po trzech sygnałach odebrała Tatia:
- Hej Willa dobrze, że dwonisz.
- Co ? A gdzie jest Gabe, coś się stało?
- To nie jest rozmowa na telefon - urwała.
- Jak nie na telefon mów co się stało! - głos mi drżał.
- No dobra ktoś podpalił klub...
- Co? Boże jak co z Gabem? - ręka mi się trzęsła.
- Spokojnie Willa nic się nie stało Gabe wrócił się po kluczyki do samochodu i powstrzymał ogień, ale poparzył sobie rękę - wyjaśniła.
- Już tam jadę - powiedziałam i zadzwoniłam po taksówkę. Po chwili byłam już pod domem Gabe'a. Dobijałam się do drzwi pięściami, gdy stanęła w nich Helen. Nic do niej nie powiedziałam tylko wbiegłam do domu. Rozejrzałam się po korytarzu:
- Gabe?
- Tutaj jestem - jego głos dobiegał z salonu. Wparowałam tam najszybciej jak mogłam i rzuciłam mu się na szyję.
- Aaauu - jęknął, ale zachował poważną minę.
- Ojejku przepraszam zapomniałam - spojrzałam na jego przedramię zawinięte w opatrunek. - byłeś u lekarza?
- Tak, wszystko w porządku nie martw się - zdrową rękę przyciągnął mnie do siebie i posadził na kolanach.
-  Klub jest bardzo zniszczony? - zapytałam, wciąż trzęsły mi się ręce.
- Nie tylko trochę podłoga i ściana blisko wejścia - uśmiechnął się - dam radę to naprawić.
- Tak się o ciebie martwiłam - pogładziłam go po policzku. Pocałował mnie w czoło, kiedy do pokoju weszła Helen:
- Może zostaniesz na obiedzie Willa? - Gabe spojrzał na mnie błagalnie, uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam w czubek nosa.
- Zostanę.





sobota, 1 czerwca 2013

Mała przerwa

Witajcie kochani ! Jak sami zauważyliście długo nie dodałam nowego rozdziału, ale nie martwcie się nadal będę prowadziła bloga tylko mam małe problemy z połączeniem z internetem jak tylko znowu będzie wszystko działało dodam następne rozdziały. Mam nadzieję że uzbroicie się w cierpliwość :) Pozdrawiam :)