środa, 16 lipca 2014

Rozdział 43

Pobiegłam do korytarza gdzie tata szarpał się z Gabem i krzyczał:
- Nie daruję ci tego! - Gabe był dość silny ale tata wiele razy bił się w młodości. Popchnął mojego narzeczonego na ścianę i podniósł pięść aby go uderzyć. Wbiegłam między nich i odepchnęłam ojca najmocniej jak umiałam.
- Zostaw go! - Tata złapał mnie za ręce i przyciągnął do siebie, tak że pisnęłam i  nie mogłam mu się wyrwać. Gabe odzyskał równowagę.
- Niech pan ją puści. - Powiedział spokojnie.
- Zabieram ją do domu! A ty mi w tym nie przeszkodzisz! - Wrzeszczał mi nad uchem i potrząsnął mną jak szmacianą lalką.
- Pana dom nie jest przystosowany dla osoby po przeszczepie. - Gabe próbował się do mnie zbliżyć ale bardzo powoli aby ojciec niczego nie wymyślił.
- Znawca medycyny się znalazł! Jak śmiesz oświadczać się mojej córce?!
- Ja się zgodziłam rozumiesz! - Wrzasnęłam, ale on nie zwrócił na to uwagi, tylko jeszcze mocniej przycisnął mnie do siebie.
- Puść ją w tej chwili! - Do korytarza wbiegli Steve i Helen.
- Ty mi rozkazujesz?!
- Puść ją albo zadzwonię po policję! - Steve był nieugięty. Ojciec odepchnął mnie w stronę Gabe'a, który od razu schował mnie w swoich ramionach.
- Puściłem ją tylko dlatego, żeby ci przyłożyć. - Tata zamachnął się i uderzył Steve'a, tak mocno że tamten się przewrócił. Helen pisnęła i zakryła usta dłońmi.
- Tato! - Krzyknęłam, ale on zamachnął się ponownie aby kopnąć mężczyznę. Między nimi stanął Gabe i przycisnął mojego ojca do ściany, tata jednak kopnął go kolanem w brzuch i złapał za koszulę, uderzając nim o ścianę. Gabe stracił równowagę i nie mógł się bronić.
- Wreszcie raz na zawsze pokażę ci co to znaczy ze mną zadrzeć. - Ojciec uniósł pięść. Nie wiedziałam co mam robić, przecież jak on uderzy Gabe'a to na pewno zrobi mu krzywdę, oddychałam jakby kończyło mi się powietrze, nie miałam wyjścia to był jedyny ratunek dla Gabe'a. Może będzie na mnie zły ale jego bezpieczeństwo jest ważniejsze.
- To Gabe oddał mi szpik! - Wrzasnęłam zanim zdążył go uderzyć. Przez chwilę się nie ruszał, puścił Gabe'a, który osunął się na podłogę, trzymając się za brzuch.
- Co ty powiedziałaś? - Ojciec odwrócił się w moim kierunku.
- Człowiek którego uderzyłeś uratował mi życie. Zawsze mnie chronił tylko ty nie potrafisz tego zauważyć. Tamtego dnia Gabe nie był w pracy tylko na sali operacyjnej razem ze mną. Nie chciał abym ci mówiła, dlatego możesz teraz przejrzeć na oczy i zobaczyć, że nasze pieniądze go nie interesują!
- Kłamiesz. - Tata był zdezorientowany. Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Helen na pewno zgodzi się pokazać ci dokumenty przeszczepu.
- To prawda. - Powiedziała Helen, która kucała przy Gabe'a. Ojciec tylko pokręcił głową spojrzał na mnie, potem na Gabe'a i uciekł. Podbiegłam do mojego chłopaka.
- Gabe? - Trzymał się za brzuch.
- Myślę, że ma złamane żebra. - Powiedziała Helen.
- Nic mi nie jest. - Pokręcił głową.
- Przepraszam. - Powiedziałam.
- Za co? - Gabe próbował udawać, że nic go nie boli.
- Że powiedziałam mu o przeszczepie.
- Uratowałaś mój noc przed katastrofą .- Zaśmiał się, a ja go pocałowałam.
- Pomogę ci wstać. - Wzięłam go pod ramię.
- Dam radę, auu!
- Uparty jak ojciec. - Powiedziała Helen, a Steve podszedł do nas i przejął ode mnie Gabe'a.
- Przepraszam pana. - Powiedziałam do mojego przyszłego teścia.
- Nie przejmuj się kochanie. - Uśmiechnął się do mnie. - Chyba nie będziemy się przejmować twoim ojcem prawda?
- Chyba tak. - Spuściłam wzrok.
- Wszystko będzie dobrze skarbie. - Helen mnie przytuliła. - A teraz wracajmy do stołu, tyle jedzenia przecież nie może się zmarnować.
Steve posadził Gabe'a na krześle, a Helen usiadła obok. Podeszłam do mojego chłopaka.
- Gabe, na pewno wszystko w porządku? - Spytałam i złapałam jego rękę.
- Do wesela się zagoi. - Posłał mi jeden z tych jego nieziemskich uśmiechów. Cmoknęłam go w policzek.
- Przynieść panu lód? - Zwróciłam się do Steve'a.
- Jakbyś mogła.
Wyjęłam z zamrażarki paczkę warzyw i podałam mu ją.
- To powinno pomóc.
- Dziękuję. - Złapał mnie za przedramię.
- Wiem, że to trudne ale ja i Helen pomożemy wam najlepiej jak umiemy, a twój tata kiedyś się opamięta. - Powiedział, a Helen pokiwała głową. Gabe tylko patrzył na mnie z troską.
- Ja, zaraz wrócę. - Pobiegłam po schodach do swojego pokoju. Wzięłam telefon i wybrałam numer do osoby, której ufałam w moim domu najbardziej. Odebrała po jednym sygnale.
- Rezydencja państwa Whitford, w czym mogę pomóc?
- Linda.
- Moja mała! No wreszcie dzwonisz! Miałam do was wpaść w następnym tygodniu z jedzeniem i pogratulować zaręczyn.
- Linda proszę nie mów nikomu, że dzwonię. - Poprosiłam.
- Dobrze kochanie, coś się stało? Źle się czujesz?
- Źle się czuję jak pomyślę o tacie. - Zbierało mi się na płacz.
- Tata właśnie wrócił do domu, jakiś zły i... Zaraz on był u was. - Domyśliła się.
- Tak. - Powiedziałam i pozwoliłam aby moje emocje się ujawniły. Zaczęłam pociągać nosem.
- Kochanie nie płacz, opowiedz mi wszystko spokojnie nikt nas nie słyszy.
- On pobił Gabe'a i jego tatę. - Wytarłam pierwszą łzę, nie chciałam żeby Gabe zobaczył że płaczę.
- Co takiego?! Ja mu zaraz wygarnę!
- Nie Linda proszę cię. Mogłabyś do mnie przyjechać? Rodzice Gabe'a są na dole, a ja jestem w kompletnej rozsypce i bardzo cię potrzebuję.
- Już jadę maleńka.
Po jej słowach rozłączyłam się i odłożyłam telefon na szafkę nocną. Wzięłam głęboki oddech i wytarłam łzy z policzków.
- Wszystko słyszałem. - Drgnęłam i odwróciłam się. Gabe stał przy drzwiach.
- Gabe, powinieneś siedzieć.
- Tak, przy tobie. - Usiadł koło mnie i złapał za rękę. - Nie będę ci mówił żebyś nie płakała, chodź tego nie lubię. Położył dłoń na moim policzku i pocałował w czoło.
- To dziwne, że nawet ni jestem na niego zła za to co ci zrobił?
- Nie. - Gładził mnie po plecach.
- Jest mi tylko tak bardzo przykro. To mój tata.
- Kiedyś na pewno zrozumie, że zrobił wiele złego.
- Tylko, że ja nie wiem czy dam radę mu kiedyś wybaczyć.
- Damy radę. - Uśmiechnął się do mnie.
- Czy będzie cię bardzo bolało jak cię teraz przytulę? - Zapytałam, a on przyciągnął mnie do siebie.


poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 42

Gabe mnie puścił i stanęłam na podłodze. Oboje patrzyliśmy na mamę, a ona na nas.
- Mamo?
- Ja...
- Wiem, że może trochę się pośpieszyłem ale...
- Nie nie. - Mama miała łzy w oczach. - Ja bardzo się cieszę. - Podeszła do nas i przytuliła mocno. - To szczęście mieć takiego zięcia jak ty. - Poklepała Gabe'a po ramieniu, a ja pomyślałam że to miłe, chociaż jedno z rodziców się cieszy.
- Mamo nie płacz. - Przytuliłam ją.
- Ja tak bardzo się cieszę. - Zaczęłyśmy się śmiać. - Chyba muszę kupić nowe wino.
- Zaraz to zetrę. - Gabe też się śmiał.
- To co zięciu, skoro Willa nie może alkoholu to chociaż ty się ze mną napij. - Gabe się uśmiechnął.
- Z taką fajną teściową zawsze.
- To ja pojadę do sklepu i zaraz wrócę. - Pobiegła w stronę korytarza. - Ja tak bardzo się cieszę! - Krzyknęła, a my się zaśmialiśmy.
- Trzeba to posprzątać. - Gabe wziął ścierkę i zaczął zmywać resztki wina z podłogi, a ja usiadłam na blacie kuchennym.
- To było słodkie jak tak się stresowałeś. - Powiedziałam, a on posłał mi jeden z jego zabójczych uśmiechów.
- Muszę przyznać, denerwowałem się gorzej jak na maturze.
- Jak mogłeś pomyśleć, że się nie zgodzę! - Zamiótł szkło na szufelkę i podszedł do mnie.
- Myślałem... A zresztą nieważne. - Zwrócił się w kierunku zlewu, ale złapałam go za rękę i przyciągnęłam do siebie.
- Powiedz. - Zachęciłam i cmoknęłam go w czubek nosa, co lekko go rozbawiło.
- Myślałem, że możesz zgodzić się dlatego, że będziesz czuła mi się coś winna.
- Co? O czym ty mówisz? - Bawiłam się palcami jego dłoni.
- Że zgodzisz się tylko dlatego, że oddałem ci szpik. - Parsknęłam śmiechem. - Wiem to głupie. - Uśmiechnął się.
- To, że uratowałeś mi życie to jedno, a to że bardzo cię kocham to drugie.
- To fajnie.- Mrugnął do mnie.
- Ale ze ślubem będziemy musieli poczekać, aż skończy się moja kwarantanna.
- Za ten czas zajmę się załatwianiem spraw związanym z weselem.
- Ale wy jesteście piękną parą. - Mama wróciła z nowym winem.
- To ja pójdę się przebrać i zaraz wrócę. - Gabe cmoknął mnie w usta i pobiegł schodami na górę.
- Ty to masz szczęście kochanie.
- Czasami sama nie mogę w nie uwierzyć.
- Mogę cię o coś zapytać póki nie ma Gabe'a?
- Ale ja nie mam przed Gabem tajemnic. - Powiedziałam.
- Nie chciałabym wam popsuć humoru zaraz po zaręczynach, ale jak to powiesz ojcu? - Mama usiadła przy stole.
- To bardzo proste, po prostu mu nie powiem. - Uśmiechnęłam się. - Nie odzywam się do niego i nie zależy mi czy się zgodzi na nasz ślub czy nie.
- Willa, ale on musi wiedzieć.
- To się dowie ale na pewno nie ode mnie ani Gabe'a.
- A czy ja mogę z nim porozmawiać?
- Powiem ci szczerze. - Zaczęłam. - Jest mi to całkowicie obojętne.

Mama siedziała u nas prawie do trzeciej nad ranem. Potem wezwała taksówkę i wróciła do domu, a my położyliśmy się spać. Rano Gabe pojechał do swoich rodziców aby powiedzieć im o zaręczynach i zaprosić ich na obiad. Właśnie robiłam sałatkę kiedy wrócił do domu i pocałował mnie w policzek.
- I co powiedzieli? - Zapytałam.
- Że bardzo się cieszą i nie mogli wyobrazić sobie lepszej dziewczyny dla mnie.
- No patrz to całkiem  podobnie jak mój tata. - Zażartowałam, a Gabe prawie zakrztusił się sokiem ze śmiechu. - O której będą? - Gabe spojrzał na zegarek.
- Za dwadzieścia minut. Umyję ręce i pomogę ci w kuchni.
- Daj spokój przecież i tak zrobiłeś więcej potraw niż ja. - Zaczęliśmy się przepychać i Gabe umazał mnie sosem ziołowym na nosie. - Hej!
- Nie marudź tylko idź się przebrać a ja wszystko dokończę.
- Tak?
- Tak. - Pokazał białe zęby w uśmiechu. Udałam, że idę do pokoju i rzuciłam w niego resztką masy budyniowej, która została z ciasta.
- Ha ha ha. - Odwrócił się do mnie i jego łobuzerski uśmiech pojawił mu się na twarzy.
- Tak chcesz się bawić? - Włożył ręce do kremu czekoladowego i powoli zbliżał się do mnie.
- Nie. - Zaśmiałam się. - Nie zrobisz tego.
- Chodź się do mnie przytulić. - Rozłożył ramiona.
- Nie. - Pokręciłam głową z uśmiechem. - Nie! - Chciałam uciekać ale ujął moją twarz w dłonie i cała ubrudził. Pisnęłam i przyłożyłam mu tym samym kremem w policzek. Zaczęłam uciekać wokoło  stołu, bo Gabe szukał zemsty. Złapał mnie w pasie i brudząc zakręcił dookoła w powietrzu. Śmialiśmy się tak głośno, że nie zauważyliśmy kiedy Steve i Helen weszli do kuchni. Patrzyli na nas zdumieni i lekko zszokowani. Stanęliśmy z Gabem jak wryci.
- Yyy, cześć Helen, cześć tato. - Gabe przemówił i mnie puścił.
- Gabriel czy ty masz sałatę we włosach? - Zapytał Steve, a jego syn szybko wyrzucił resztki warzywa do zlewu. Z trudem powstrzymywaliśmy się ze śmiechu.
- To my pójdziemy się przebrać, a wy tu zaczekajcie. - Ruszyliśmy w kierunku schodów, a kiedy już wchodziliśmy na górę Gabe się odezwał. - Przypomnij mi, żebym następnym razem zamknął drzwi.
- Dobrze. - Powiedziałam przez śmiech.

Helen i Steve poustawiali już potrawy na stole i czekali aż zejdziemy. Weszłam do salonu , a oni mnie uściskali.
- Gratulacje kochana. - Powiedziała Helen i pogładziła mnie po policzku. - O wiele lepiej wyglądasz bez kremu czekoladowego na twarzy. - Prychnęłam śmiechem.
- To co siadamy do jedzenia tak? - Gabe zszedł na dół.
- No przynajmniej możemy jeść. - Powiedział Steve siadając za stołem. - Gabe kazał nam się wykapać dwa razy i przebrać w ubrania prosto z pralki, inaczej by nas nie wpuścił.
- Dodatkowa kąpiel ci nie zaszkodzi tato. - Zażartował Gabe i położył rękę na moim kolanie.
- Jestem tego samego zdania. - Zaśmiała się Helen.
Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Gabe wstał i pocałował mnie w głowę.
- Ja otworzę. - Ruszył w kierunku drzwi.
- Spodziewacie się kogoś? - Zapytała Helen.
- Nie. - Spojrzałam przez okno i zobaczyłam samochód ojca. - O nie. - Przecież mój ojciec zabije Gabe'a, za to że mi się oświadczył. Zerwałam się z krzesła. - Gabe! Nie otwieraj drzwi!


niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 41

Siedziałam przy kuchennym stole i wpatrywałam się w szklankę wody. Przesuwałam palcem po jej oszlifowanej krawędzi, podpierając głowę drugą ręką. Spojrzałam na zegarek, było dopiero wpół do trzeciej, a Gabe kończył dziś pracę o czwartej. Miałam ponownie zająć się szklanką kiedy zadzwonił mój telefon. Rozejrzałam się dookoła i zorientowałam się, że zostawiłam go w sypialni Gabe'a. Moim zdaniem był to zupełnie niepotrzebny pokój, ale Gabe uparł się, że będzie spał oddzielnie żeby nie przenieść na mnie żadnego wirusa, którego mógł się nabawić w pracy. Powoli doszłam do pokoju i spojrzałam na wyświetlacz: MAMA.
- Halo? - Powiedziałam odruchowo i usiadłam na łóżku.
- Willa skarbie, od wczoraj nie mogłam się do ciebie dodzwonić! - Racja po zajściu z ojcem nie miałam ochoty gadać z moją rodziną.
- Wszystko okej mamo. - Powiedziałam smętnie.
- Mam do ciebie przyjechać?
- Nie, Gabe powinien zaraz wrócić. - Zataczałam stopą kółko na dywanie.
- Willa porozmawiaj ze mną.
- Mamo nie mam ochoty o tym rozmawiać, wstałam nawet w dobrym humorze więc nie psujmy tego.
- Co tam się stało?
- Nie odpuścisz co?
- Jestem uparta, masz to po mnie.
- A myślałam, że po tacie. - Obie się zaśmiałyśmy.
- Kochanie proszę.
- Tata nic ci nie powiedział? - Zapytałam.
- Wyklinał tylko Gabe'a, o tobie nic nie wspomniał.
- Przyszedł do nas, zaczął mnie ciągnąć do samochodu więc Gabe go odepchnął tyle.
- Ja z nim porozmawiam. - Zapewniła mama.
- I co mu powiesz?
- Żeby was przeprosił. - Wybuchnęłam śmiechem.
- Mamo! Prędzej świnie zaczną latać.
- Może masz rację. Przepraszam cię kotku po prostu jestem bezradna. - W jej głosie słyszałam smutek.
- Mamo to nie twoja wina. - Nie odzywała się, więc postanowiłam ją pocieszyć w inny sposób. - A może wpadłabyś do nas na kolację?
- Mogłabym?
- No jasne, mogłybyśmy porozmawiać. Gabe ugotuje coś dobrego.
- Dobrze kochanie. - Chyba mi się udało, bo po głosie stwierdziłam, że się uśmiecha. - Przynieść ci coś, może czegoś potrzebujecie?
- Nie mamo, Gabe zrobił porządnie zapasy.
- A on nie będzie miał nic przeciwko?
- Spróbowałby. - Zaśmiałam się. - Mamo on cię uwielbia, poza tym to Gabe.
- Masz rację, dziękuję kochanie.
- Za co?
- Za to, że w końcu wyrwę się z tego domu i od twojego ojca, który ciągle narzeka.
- Możesz wpadać kiedy zechcesz. Tylko najpierw się zapowiedź. - Zaśmiała się. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. - Mamo muszę kończyć, chyba Gabe wrócił. - Spojrzałam na zegarek była za kwadrans trzecia, trochę wcześnie.
- Dobrze skarbie to będę na piątą.
- Nie, nie. Możesz przyjechać na wpół do czwartej?
- Jasne, będę. Pa kochanie.
- Pa. - Rozłączyłam się i zeszłam na dół do korytarza. Rozejrzałam się dookoła, nikogo nie było. Spojrzałam na komodę, teczka Gabe'a stała otwarta. - Gabe?!
- Tutaj! - Jego głos dobiegał z kuchni.
Weszłam od strony salonu, Gabe stał tyłem do mnie i wpatrywał się w okno.
- Wszystko w porządku? - Odwrócił się kiedy mnie usłyszał. Był w swoim garniturze, w którym chodził do pracy. Wyglądał bardzo przystojnie.
- Heh. - Potarł podbródek palcem i uśmiechnął się łobuzersko. Chciałam do niego podejść ale zatrzymał mnie ruchem dłoni. - Stój tam gdzie teraz dobrze?
- Gabe o co chodzi? - Zbierało mi się na śmiech.
- Nie tylko się nie śmiej bo w ogóle nic nie powiem. - Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Co ty...
- Możesz przez chwilę nic nie mówić. - Uciszyłam się, ale głupkowaty uśmiech nie zniknął z mojej twarzy. Gabe wziął głęboki oddech i sięgnął po coś co leżało na parapecie. - Chciałem ci kupić prawdziwe kwiaty, ale nie możesz mieć styczności z roślinami, więc kupiłem czekoladowe róże. - Dał mi je, a ja się zaśmiałam i spojrzałam na niego, lekko się rozluźnił.
- Dziękuję.
- Miałaś nic nie mówić. - Pogroził mi palcem, a ja znowu się zaśmiałam.
- To może nie jest kafejka na plaży ani luksusowa restauracja ale jakoś to przeboleje. - Krążył po kuchni, a ja byłam coraz bardziej zdezorientowana. Przeczesał włosy rękami. - Chciałem cię o to zapytać wczoraj od razu w nowym domu, ale twój tata zepsuł atmosferę. - Podszedł do mnie. - Kocham cię wiesz?
- Wiem. - Nadal chciało mi się śmiać, jednak to minęło kiedy Gabe klęknął przede mną. - Gabe?
- Willo Whitford czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - Mówiąc to wyjął z kieszeni marynarki małe czerwone pudełeczko, a kiedy je otworzył moim oczom ukazał się pierścionek z białego złota. Zamurowało mnie, a czekoladowy bukiet upadł mi na podłogę. Miałam otwartą buzie i nią poruszałam.
- Teraz już możesz się odzywać. - Powiedział Gabe, widząc moją minę. Zaczęłam się śmiać przez łzy.
- Tak, po tysiąc razy tak! - Gabe założył mi pierścionek na palec, a kiedy wstał z podłogi, rzuciłam się na niego, a on podniósł mnie i pocałował. Oplotłam nogami jego biodra i ujęłam jego twarz w dłonie.
- Żeby było jasne, sam wybierałem pierścionek, żadna z sióstr mi nie pomagała. - Zaczęliśmy się śmiać.
- Jest cudowny. - Powiedziałam i przyłożyłam swoje czoło do jego. - Doprowadziłeś mnie do łez!
- Jak to łez szczęścia to możesz płakać codziennie. - Cmoknął mnie w usta i nagle drzwi domu otworzyły się, a w nich stanęła mama. Całkiem o niej zapomniałam, miała wino w ręku i patrzyła na nas trochę zdezorientowana.
- Co tu się stało?
- Właśnie poprosiłem pani córkę o rękę, a ona się zgodziła. - Powiedział Gabe nadal trzymając mnie na rękach. Mina mojej mamy była wtedy nie do opisania, powiem tylko że butelka z winem wypadła jej z ręki i rozbiła się na milion kawałków.


środa, 2 lipca 2014

Rozdział 40

Podjechaliśmy z Gabem pod dom. Dużo się zmienił odkąd byłam tu ostatnim razem. Przed budynkiem posadzone były drzewa, krzewy i kwiaty, a droga wyłożona była kostką. Okna nie były już zniszczone, zastąpiły je nowe w drewnianej oprawie. Widać było, że kamień z którego wykonany był dom został skrupulatnie wyczyszczony.
- No no - powiedziałam, wysiadając z samochodu. - Ekipa remontowa spisała się na medal.
- Poczekaj aż wejdziesz do środka. - Powiedział Gabe, który wyjmował bagaże.
Nie czekając na niego udałam się do środka i otworzyłam drzwi. Kiedy to zrobiłam zaparło mi dech w piersiach, weszłam do jasnego przedpokoju z kremowymi ścianami i ozdobnym kamieniem na jednej z nich. Nie mogłam się ruszyć, spojrzałam w lewo gdzie stała biała komoda na buty i drobne rzeczy, a nad nią wisiało prostokątne lustro. Odwróciłam się i zobaczyłam białą, lśniącą szafę, koło której stał ozdobny fotel.
- A mówiłem, że zaniemówisz? - Gabe wniósł bagaże i zamknął za sobą drzwi.
- Tu jest lepiej niż przypuszczałam.
- Poczekaj, to dopiero przedpokój, idź zobaczyć resztę a ja cię rozpakuję.
Chodziłam po domu i co chwila zachwycałam się nowym pomieszczeniem. Kuchnia, która była w kolorze pastelowej zieleni podbiła moje serce. Białe, połyskowe meble dodawały jej uroku, a stół i krzesła zachęcały do spożycia posiłku. Kątem oka zerknęłam na taras, który był jak wyjęty z bajki. Kiedy obejrzałam już prawie wszystko, weszłam do naszej sypialni. Była cudowna, nie mogłam wyobrazić sobie lepszej. Ściany pomalowane były na kolor kawy z mlekiem, a dywan był w kolorze jasnego brązu. Centrum pokoju oczywiście zajmowało ogromne łóżko, przy którym stały trzy małe pufy. Obok znajdowała się mała komoda na podręczne rzeczy z lampką nocną. Na przeciwko stały fotel, moja toaletka i komoda z wiszącym telewizorem, natomiast w kącie przy drzwiach miała swoje miejsce przepiękna, stojąca lampa. Najbardziej podobało mi się to, że z sypialni wychodziło się na balkon, z którego widać było ocean. Zadowolona przewróciłam się na łóżko. Zamknęłam oczy, nie mogłam uwierzyć że jest tu tak pięknie. Dom nie był aż tak duży jak mój co bardzo mnie cieszyło. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Gabe opierał się o framugę i bacznie mi się przyglądał.
- Zadowolona?
- Szczęśliwa. - Podbiegłam do niego i pocałowałam.
-Nie zdążyłaś zrobić planów, bo trafiłaś do szpitala więc nie byłem pewien czy wszystko ci się spodoba.
- Podoba mi się i to bardzo. - Uśmiechałam się, uwieszona na jego szyi. - Ale przyznaj się.
- Do czego? - Zdziwił się.
- Że siostry ci pomagały, nawet ty nie jesteś taki idealny.
- Rozszyfrowałaś mnie. - Oboje się zaśmialiśmy. - Zależało mi na balkonach i tarasach, żebyś mogła chociaż na chwilę wyjść z domu. Dokupię tylko jakieś parasole żebyś nie siedziała na słońcu
- Gabe? Czy ja dam radę przez rok siedzieć w domu, przestrzegać tych wszystkich wymogów pod względem higieny i ciągłego uważania żeby się nie przeziębić.
- Ty nie dasz rady. - Spojrzałam na niego i spuściłam wzrok. Ujął mój podbródek i podniósł mi głowę tak, że patrzyłam mu w oczy. - Ty nie dasz - powtórzył - ale my damy. - Mimowolnie się uśmiechnęłam. Chciałam coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- To pewnie Linda. - Powiedziałam. - Przyniesie nam tonę jedzenia zobaczysz.
- Pójdę otworzyć.
- Nie ty idź i rozłóż stół na tarasie, bo mam ochotę tam z tobą posiedzieć. - Pocałowałam go w policzek i ruszyłam schodami na dół. Zmęczyłam się tym trochę, ale po przeszczepie będę się męczyć nawet przy jedzeniu. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi. To kogo w nich zobaczyłam odebrało mi mowę.
- Tata? - Spodziewałam się go, ale nie myślałam że przyjedzie do nas od razu.
- A na kogo wyglądam? - Był zdenerwowany aż cały dygotał.
- To chyba nie jest najlepszy moment na wizytę, poza tym nadal z tobą nie rozmawiam. - Chciałam zamknąć drzwi, ale zatrzymał mnie nogą.
- Nie obchodzi mnie czy ze mną rozmawiasz czy nie, jesteś moją córką i masz wrócić do domu!
- Nie, nigdzie z tobą nie wracam.
- On się tobą nie zajmie, zobaczysz złapiesz coś i szpik zostanie odrzucony. Tego chcesz?
- Przecież tobie nie chodzi o szpik tylko o to, że mieszkam z Gabem, poza tym jak zajął byś się mną gdybym mieszkała w domu? Przecież ty całymi dniami siedzisz w pracy, albo w gabinecie.
- Dosyć tego Willa! - Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął.
- Puść mnie! Nigdzie z tobą nie jadę.
- Puszczę cię dopiero jak dojedziemy do domu! - Był silny, ciągnął mnie ale się opierałam, przez o jego palce coraz bardziej wbijały mi się w skórę.
- Tato, puść mnie to boli!
- Bez dyskusji!
- Auu! - W tym momencie pojawił się Gabe, który szybkim ruchem ręki odepchnął ode mnie ojca, a drugą przesunął mnie za siebie.
- Ty masz czelność mnie popychać? - Ojciec wpadł w furię.
- A pan nie wie, że ludzi po przeszczepach nie wolno męczyć ani denerwować? - Gabe mówił to bardzo spokojnie, co wprawiało ojca w jeszcze większy szał.
- Zabrałeś mi córkę Coleman i mi za to zapłacisz. - Poprawił marynarkę wsiad łdo samochodu i odjechał. Gabe odwrócił się do mnie.
- Wszystko w porządku?
- Tak, nie. Nie wiem.
- Willa. - Przyciągnął mnie do siebie i przytulił. - Wszystko będzie dobrze.