środa, 17 lipca 2013

Rozdział 20

Leżałam ze wzrokiem wbitym w sufit i myślałam, o mojej kłótni z tatą. Spojrzałam na telefon, leżący na szafce nocnej. Nie mogłam przecież zadzwonić do Gabe’a. Co miałam mu niby powiedzieć, cześć skarbie mój ojciec cię nienawidzi, a co u ciebie. To było idiotyczne, skoro tata chciał wojny ze mną to będzie ją miał. Podniosłam się raptownie i złapałam za brzuch. Syknęłam z bólu, w moim stanie bóle brzucha były normalne, ale jeszcze nigdy tak silne. Muszę chyba poprosić Helen o mocniejsze leki, pomyślałam. Nie miałam teraz na to czasu, poza tym to pewnie ze zdenerwowania.
 W czwartek miałam już plan, jak wykiwać mojego staruszka. W piątek od rana miał wizytę w hotelu w Nowym Yorku i wracał dopiero wieczorem. Musiał więc wyjechać najpóźniej o siódmej rano. My z Gabem planowaliśmy wyjechać w sobotę, ale wtedy tata na pewno nie wypuścił by mnie z domu, postanowiliśmy więc zmienić nasze plany i pojechać wcześniej. Swoim planem podzieliłam się tylko z Lindą, z którą teraz kroiłam owoce.
- Wiesz, że twój tata się wścieknie – powiedziała, robiąc sałatkę owocową.
- Wiem i co z tego pojedzie za mną ? – Zapytałam, a ona wzruszyła ramionami – a nawet gdyby to i tak mnie nie znajdzie.
- Ja oczywiście cię nie wydam, ale nie uważasz, że twój tata jeszcze bardziej znienawidzi Gabe’a.
- Już bardziej się nie da – powiedziałam, wbijając nóż w twardą skórę arbuza.
- Ale on nie jest głupi – machnęła łyżką – myślisz, że nic nie podejrzewa?
- Nic a nic – uśmiechnęłam się pod nosem – od czasu kłótni jestem dla niego miła jak aniołek, nawet przeprosiłam go za to co wtedy powiedziałam.
- Nie wiedziałam, że z ciebie taka intrygantka – Linda zaczęła się śmiać.
- Nie pozwolę mu dłużej sobą manipulować. Jeśli chce żeby było jak dawniej musi tylko zaakceptować Gabe’a – usiadłam na blat kuchenny i włożyłam sobie kostkę arbuza do buzi.
- Jest mi tylko przykro, że nie spróbujesz tych wszystkich przysmaków, które przyszykuję na kolację z burmistrzem.
- Nie martw się, na pewno i tak wszystkiego nie zjedzą – uśmiechnęłam się.
- Ale i tak mi się nie wywiniesz – pomachała mi łyżką przed twarzą – naszykowałam już dla was dwie siatki prowiantu na podróż i na podwieczorki.
- Że co ? – otworzyłam usta ze zdumienia.
- Nie pozwolę, aby cię tam głodzili – obiecała.
- Linda, kocham cię ale czasami bardzo mnie irytujesz.
- Twoja irytacja nie ma tu nic to rzeczy – pokręciła głową – zabierzesz to, a jeśli tego nie zjesz wyciągnę konsekwencję.
- Linda to wesele, będzie tam tyle jedzenia, że pęknę – wyjęczałam.
- Przezorny zawsze ubezpieczony.
- Dobra i tak połowę twojego prowiantu oddamy biednym autostopowiczom – zaśmiałam się.
- Ani mi się waż, jak wrócisz do domu to zapytam cię o smak każdej potrawy, którą ci zapakowałam. Czy to jasne ? – pokiwałam głową, byłam lekko przerażona taką masą jedzenia, ale spróbuję wepchać coś w Gabe’a. Zeskoczyłam z blatu i poszłam na huśtawkę na tyłach domu. Usiadła i nie zdążyłam się rozbujać, kiedy ktoś zakrył mi oczy i pocałował w policzek.
- Gabe co ty tu robisz ? – usiadł koło mnie – mój tata jest w domu.
- Nie obchodzi mnie to – wzruszył ramionami – stęskniłem się za tobą – w zasadzie to miał do tego pełne prawo, bo nie widzieliśmy się od mojej kłótni z tatą. Taka była część mojego planu.
- Ja za tobą też – przytuliłam się do niego.
- Nie macie w domu broni ? – Odsunęłam się od niego i spojrzałam ze zdziwieniem. – Pytam gdyby twój tata mnie zobaczył – zaczęliśmy się śmiać.
- Umiesz mnie rozśmieszyć nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji – powiedziałam.
- Od tego jestem – uśmiechnął się do mnie i pocałował w głowę.
- Chciałabym normalnie zaprosić cię do środka.
- W porządku rozumiem – usiadłam naprzeciwko niego po turecku.
- Nie w porządku – złapałam go za rękę – nie zasłużyłeś na takie traktowanie – spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Akceptacja twojego ojca to nie jest najważniejsza rzecz w moim życiu i ty lepiej też przestań już o tym  myśleć, skup się na czymś innym na przykład na zdrowiu – odwzajemniłam uśmiech i pocałowałam go w policzek.
- Może trochę odbiegnę od tematu, ale mogę cię coś spytać ? – Pokiwał głową – dlaczego wolisz być barmanem niż prawnikiem ? – Chyba zaskoczyłam go tym pytaniem, bo na początku nie wiedział co odpowiedzieć.
- Obiecałem ci, że nie będę miał przed tobą tajemnic – westchnął. – Odkąd tylko pamiętam chciałem być prawnikiem – zaczął. – Moja mama też tego chciała i powiedziała, że zrobi wszystko aby mi w tym pomóc. Kiedy już skończyłem studia podjąłem pracę w pewnej kancelarii, która została zlikwidowana rok temu. Jako młody prawnik dostawałem dużo bardzo błahych spraw. Jednak któregoś dnia przyszła do mnie młoda kobieta. Powiedziała, że jej mąż został oskarżony o morderstwo sąsiadki. Byłem strasznie zafascynowany tą sprawą i sprawdziłem wszystkie dowody. Wiedziałem, że mój klient jest niewinny i za wszelką cenę chciałem go wybronić. Byłem tak pewny siebie, że zapomniałem o paru ważnych sprawach w kwestii obrony. Prokurator był tak dobrze przygotowany, że zmieszał nas z błotem. Mój klient dostał dożywocie, pamiętam wzrok jego żony kiedy go zabierali. Przez moją nieuwagę niewinny człowiek poszedł do więzienia, a rok później usłyszałem, że popełnił samobójstwo we własnej celi. Wtedy postanowiłem, że już nigdy nie wejdę na salę sądową, przynajmniej nie jako prawnik.
- To nie była twoja wina – położyłam mu dłoń na policzku.
- Nie musisz mnie pocieszać, jakoś z tym żyję – próbował się uśmiechnąć, ale wiedziałam że jest mu trudno.
- Nie mówię prawdę – przybliżyłam się do niego – jedyny sposób abyś mógł normalnie funkcjonować to powrót do pracy.
- Nie Willa… - zaczął ale położyłam mu palec na ustach.
- Cicho – nakazałam. – Proszę.
- No nie wiem, to nie takie łatwe.
- Wiem, że czujesz się winny, ale jeśli znowu zanurzysz się w wir pracy to z czasem poczucie winy zniknie – uśmiechnęłam się do niego. – Dla mnie – pomrugałam oczami, a on się zaśmiał.
- Zobaczę co da się zrobić, ale niczego nie obiecuję – przytuliłam się do niego.
- Kocham cię – powiedziałam, całując go w policzek, a on mocniej przyciągnął mnie do siebie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz