Leżałam ze wzrokiem
wbitym w sufit i myślałam, o mojej kłótni z tatą. Spojrzałam na telefon, leżący
na szafce nocnej. Nie mogłam przecież zadzwonić do Gabe’a. Co miałam mu niby
powiedzieć, cześć skarbie mój ojciec cię nienawidzi, a co u ciebie. To było
idiotyczne, skoro tata chciał wojny ze mną to będzie ją miał. Podniosłam się
raptownie i złapałam za brzuch. Syknęłam z bólu, w moim stanie bóle brzucha
były normalne, ale jeszcze nigdy tak silne. Muszę chyba poprosić Helen o
mocniejsze leki, pomyślałam. Nie miałam teraz na to czasu, poza tym to pewnie
ze zdenerwowania.
W czwartek miałam już plan, jak wykiwać mojego
staruszka. W piątek od rana miał wizytę w hotelu w Nowym Yorku i wracał dopiero
wieczorem. Musiał więc wyjechać najpóźniej o siódmej rano. My z Gabem
planowaliśmy wyjechać w sobotę, ale wtedy tata na pewno nie wypuścił by mnie z
domu, postanowiliśmy więc zmienić nasze plany i pojechać wcześniej. Swoim
planem podzieliłam się tylko z Lindą, z którą teraz kroiłam owoce.
- Wiesz, że twój tata
się wścieknie – powiedziała, robiąc sałatkę owocową.
- Wiem i co z tego
pojedzie za mną ? – Zapytałam, a ona wzruszyła ramionami – a nawet gdyby to i
tak mnie nie znajdzie.
- Ja oczywiście cię
nie wydam, ale nie uważasz, że twój tata jeszcze bardziej znienawidzi Gabe’a.
- Już bardziej się
nie da – powiedziałam, wbijając nóż w twardą skórę arbuza.
- Ale on nie jest
głupi – machnęła łyżką – myślisz, że nic nie podejrzewa?
- Nic a nic –
uśmiechnęłam się pod nosem – od czasu kłótni jestem dla niego miła jak aniołek,
nawet przeprosiłam go za to co wtedy powiedziałam.
- Nie wiedziałam, że
z ciebie taka intrygantka – Linda zaczęła się śmiać.
- Nie pozwolę mu
dłużej sobą manipulować. Jeśli chce żeby było jak dawniej musi tylko
zaakceptować Gabe’a – usiadłam na blat kuchenny i włożyłam sobie kostkę arbuza
do buzi.
- Jest mi tylko
przykro, że nie spróbujesz tych wszystkich przysmaków, które przyszykuję na
kolację z burmistrzem.
- Nie martw się, na
pewno i tak wszystkiego nie zjedzą – uśmiechnęłam się.
- Ale i tak mi się
nie wywiniesz – pomachała mi łyżką przed twarzą – naszykowałam już dla was dwie
siatki prowiantu na podróż i na podwieczorki.
- Że co ? –
otworzyłam usta ze zdumienia.
- Nie pozwolę, aby
cię tam głodzili – obiecała.
- Linda, kocham cię
ale czasami bardzo mnie irytujesz.
- Twoja irytacja nie
ma tu nic to rzeczy – pokręciła głową – zabierzesz to, a jeśli tego nie zjesz
wyciągnę konsekwencję.
- Linda to wesele,
będzie tam tyle jedzenia, że pęknę – wyjęczałam.
- Przezorny zawsze
ubezpieczony.
- Dobra i tak połowę
twojego prowiantu oddamy biednym autostopowiczom – zaśmiałam się.
- Ani mi się waż, jak
wrócisz do domu to zapytam cię o smak każdej potrawy, którą ci zapakowałam. Czy
to jasne ? – pokiwałam głową, byłam lekko przerażona taką masą jedzenia, ale
spróbuję wepchać coś w Gabe’a. Zeskoczyłam z blatu i poszłam na huśtawkę na
tyłach domu. Usiadła i nie zdążyłam się rozbujać, kiedy ktoś zakrył mi oczy i
pocałował w policzek.
- Gabe co ty tu
robisz ? – usiadł koło mnie – mój tata jest w domu.
- Nie obchodzi mnie
to – wzruszył ramionami – stęskniłem się za tobą – w zasadzie to miał do tego
pełne prawo, bo nie widzieliśmy się od mojej kłótni z tatą. Taka była część
mojego planu.
- Ja za tobą też –
przytuliłam się do niego.
- Nie macie w domu
broni ? – Odsunęłam się od niego i spojrzałam ze zdziwieniem. – Pytam gdyby
twój tata mnie zobaczył – zaczęliśmy się śmiać.
- Umiesz mnie
rozśmieszyć nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji – powiedziałam.
- Od tego jestem –
uśmiechnął się do mnie i pocałował w głowę.
- Chciałabym
normalnie zaprosić cię do środka.
- W porządku rozumiem
– usiadłam naprzeciwko niego po turecku.
- Nie w porządku –
złapałam go za rękę – nie zasłużyłeś na takie traktowanie – spojrzał na mnie i
uśmiechnął się.
- Akceptacja twojego
ojca to nie jest najważniejsza rzecz w moim życiu i ty lepiej też przestań już
o tym myśleć, skup się na czymś innym na
przykład na zdrowiu – odwzajemniłam uśmiech i pocałowałam go w policzek.
- Może trochę
odbiegnę od tematu, ale mogę cię coś spytać ? – Pokiwał głową – dlaczego wolisz
być barmanem niż prawnikiem ? – Chyba zaskoczyłam go tym pytaniem, bo na
początku nie wiedział co odpowiedzieć.
- Obiecałem ci, że
nie będę miał przed tobą tajemnic – westchnął. – Odkąd tylko pamiętam chciałem
być prawnikiem – zaczął. – Moja mama też tego chciała i powiedziała, że zrobi
wszystko aby mi w tym pomóc. Kiedy już skończyłem studia podjąłem pracę w
pewnej kancelarii, która została zlikwidowana rok temu. Jako młody prawnik
dostawałem dużo bardzo błahych spraw. Jednak któregoś dnia przyszła do mnie
młoda kobieta. Powiedziała, że jej mąż został oskarżony o morderstwo sąsiadki.
Byłem strasznie zafascynowany tą sprawą i sprawdziłem wszystkie dowody.
Wiedziałem, że mój klient jest niewinny i za wszelką cenę chciałem go wybronić.
Byłem tak pewny siebie, że zapomniałem o paru ważnych sprawach w kwestii
obrony. Prokurator był tak dobrze przygotowany, że zmieszał nas z błotem. Mój
klient dostał dożywocie, pamiętam wzrok jego żony kiedy go zabierali. Przez
moją nieuwagę niewinny człowiek poszedł do więzienia, a rok później usłyszałem,
że popełnił samobójstwo we własnej celi. Wtedy postanowiłem, że już nigdy nie
wejdę na salę sądową, przynajmniej nie jako prawnik.
- To nie była twoja
wina – położyłam mu dłoń na policzku.
- Nie musisz mnie
pocieszać, jakoś z tym żyję – próbował się uśmiechnąć, ale wiedziałam że jest
mu trudno.
- Nie mówię prawdę –
przybliżyłam się do niego – jedyny sposób abyś mógł normalnie funkcjonować to
powrót do pracy.
- Nie Willa… - zaczął
ale położyłam mu palec na ustach.
- Cicho – nakazałam. –
Proszę.
- No nie wiem, to nie
takie łatwe.
- Wiem, że czujesz
się winny, ale jeśli znowu zanurzysz się w wir pracy to z czasem poczucie winy
zniknie – uśmiechnęłam się do niego. – Dla mnie – pomrugałam oczami, a on się
zaśmiał.
- Zobaczę co da się
zrobić, ale niczego nie obiecuję – przytuliłam się do niego.
- Kocham cię –
powiedziałam, całując go w policzek, a on mocniej przyciągnął mnie do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz