Kiedy wróciłam na
oddział, zajrzałam jeszcze do naszych najmniejszych pacjentów i skończyłam
pracę. Pożegnałam się z dziewczynami i wyszłam ze szpitala. Na parkingu
zobaczyłam znajomego, czerwonego nissana.
- Mamo ! - krzyknęłam
i przytuliłam się do niej.
- Kochanie ja też się
za tobą stęskniłam - zaśmiałam się.
- Mamo miałam dziś
taki koszmarny dzień - mocniej ją ścisnęłam.
- Spokojnie skarbie -
pogłaskała mnie po głowie. - Opowiesz mi wszystko w samochodzie - puściłam ją i
wsiadłam do środka. Opowiedziałam jej wszystko co się dzisiaj stało i to ze
szczegółami. Mama kiwała głową, a potem powiedziała parę słów otuchy, po
których od razu zrobiło mi się dużo lepiej. Po drodze zajechałyśmy jeszcze na
lody, po których już całkiem poprawił mi się humor. Kiedy dojechałyśmy do domu
Linda czekała na werandzie.
- Moje słoneczko -
uściskała mnie - niedługo wcale nie będę cię widywać.
- Oj bez przesady -
poklepałam ją po plecach.
- Za dużo pracujesz,
a w twoim stanie... - mama spojrzała na nią karalnie. - Oh nie powinnam była...
- Nie spokojnie -
powiedziałam - przecież to nie jest zakazany temat - uśmiechnęła się - dziękuję
za troskę.
- Oj chodźcie już na
kolację - popędziła nas.
Zjadłyśmy śmiejąc się
z taty i obgadując konkurentkę Lindy z sąsiedztwa. Potem opowiedziałam jej co mi
się dziś przytrafiło, na co ona wypowiedziała kilka niemiłych słow na temat
Ryana i ze złości wbiła nóż w stół.
- Gabe to prawdziwy
facet - powiedziała z zadowoleniem, a mama się zaśmiała - wiem, że naszej małej
dziewczynce będzie z nim dobrze.
- To, że jestem
najmłodsza nie czyni mnie małą - wyjąkałam, przełykając sałatkę.
- Dla nas zawsze
będziesz malutka - mama pogładziła mnie po policzku. Po chwili usłyszałam
pukanie do drzwi.
- To pewnie Gabe -
powiedziałam i pobiegłam do korytarza. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam w nich
mojego chłopaka.
- Nie spóźniłem się ?
- zapytał, pokazując śnieżnobiałe zęby.
- Nie jesteś w samą
porę - przytulił mnie mocno - chodź jemy kolację - poszliśmy do jadalni.
- Dzień dobry -
przywitał się Gabe, a mama i ochmistrzyni odpowiedziały to samo.
- Powiem ci, że
jestem z ciebie dumna - Linda uśmiechnęła się do niego.
- O czym ona mówi ? -
szepnął do mnie.
- Powiedziałam jej
jak pięknie załatwiłeś Ryana.
- To wszystko jasne -
mrugnął do mnie.
- Jesteś głodny
Gabe?- zapytała mama.
- Nie dziękuję już
jadłem w zasadzie chciałem tylko wyciągnąć Wille na spacer - spojrzał na mnie.
- Dobrze to chodźmy -
powiedziałam, a on złapał mnie za rękę. Wyszliśmy drzwiami od strony plaży i
ruszyliśmy przed siebie.
- I jak Ryan już się
ciebie nie czepiał - zapytał, całując mnie w głowę, która teraz lekko mnie
bolała, pewnie z powodu białaczki.
- Trochę zaczął robić
problemy, ale dziewczyny go zwolniły.
- Naprawdę ? -
pokiwałam głową - no nareszcie, ale wiesz jakby gdzieś cię spotkał to od razu
dzwoń po mnie.
- Dobrze -
uśmiechnęłam się do niego.
- A w związku z tym
spacerem - zaczął, a ja na niego spojrzałam - chciałem z tobą porozmawiać -
objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Dobrze, a coś się
stało ?
- Nie nie -
zaprzeczył – po prostu mam dla ciebie propozycję.
- Zamieniam się w
słuch.
- Więc mam ciocię w
Jamesport i ona dopiero teraz zdecydowała się wziąć ślub - uśmiechnęłam się
kiedy o tym wspomniał. - Chciałbym, żebyś pojechała ze mną na to wesele już
oficjalnie jako moja dziewczyna - powiedział, zatrzymując się na przeciwko
mnie.
- No nie wiem nie
wiem - zaśmialiśmy się oboje, a Gabe bawił się kosmykiem moich włosów - pewnie,
że z tobą pojadę.
- Tak! - zacisnął
pięść, a ja się zaśmiałam.
- Kiedy to będzie ?
- Za tydzień w sobotę
- znowu ruszyliśmy przed siebie.
- Będę musiała
powiedzieć tacie, że nie będzie mnie na kolacji z burmistrzem - skrzywiłam się,
a mój chłopak głośno westchnął.
- To już wiemy, że
będzie mały problem.
- Nie - zatrzymałam
się przed nim - zobaczysz załatwię to - przytulił mnie mocno.
Późnym wieczorem Gabe
odprowadził mnie do domu. Opowiedziałam wszystko siostrom i mamie, na co Eve i
Clear powiedziały, że tata w życiu nie dopuści aby zabrakło mnie na kolacji.
Sama nie wiedziałam co mam zrobić, tata wracał rano, a ja musiałam wymyślić jak
mu powiedzieć, że chłopak którego nienawidził chce zabrać mnie kilkanaście
kilometrów stąd. Długo jeszcze leżałam w łóżku i rozmyślałam jak udobruchać
mojego staruszka. Byłam nawet tak zdesperowana, że mogłam nawet pomóc mu w firmie.
W końcu udało mi się zasnąć, nie śniło mi się nic, ale rano obudziłam się
jeszcze gorzej wyczerpana niż wczoraj. Tak bardzo chciałam pojechać na to
wesele i w końcu spędzić z Gabem parę dni sam na sam. Poszłam pod prysznic i
się ubrałam. Znalazłam sukienkę, którą dostałam od taty, miałam nadzieję, że
pomoże mi w negocjacjach. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam samochód ojca.
Odwróciłam się w stronę łóżka bo usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Spojrzałam
na wyświetlacz i się uśmiechnęłam.
- Cześć kochanie -
powiedziałam.
- Cześć skarbie -
odpowiedział - zapomniałem ci powiedzieć, że zostaniemy tam na dziesięć dni.
- To wcale nie
ułatwiło mi sytuacji wiesz ?
- Wiem, przepraszam -
powiedział - gdybym mógł ci pomóc to bym to zrobił, ale moja interwencja jeszcze
pogorszy sprawę.
- Masz rację -
skrzywiłam się - idę, trzymaj kciuki.
- Trzymam - obiecał -
zadzwoń do mnie jak będzie po wszystkim.
- Dobrze -
rozłączyłam się. Telefon Gabe'a przyniósł mi trochę pozytywnej energii. Powoli
zeszłam po schodach i rozejrzałam się po salonie. Potem udałam się do gabinetu
taty, gdzie rozpakowywał swoją teczkę. Zauważył mnie i się uśmiechnął.
- Moja śliczna
córeczka przyszła się ze mną przywitać - ma dobry humor, pomyślałam.
- Tak tatku -
przyznałam i przytuliłam się do niego.
- Co porabialiście
jak mnie nie było - zapytał i mnie puścił.
- A wiesz różne
babskie rzeczy - odpowiedziałam.
- Oh biedny Josh -
zaśmiał się.
- Nie raczej
wychodził z domu do firmy - uśmiechnęłam się. Dobra wstępną gadkę mamy za sobą,
pomyślałam. Czas przejść do rzeczy. - Tato mam do ciebie prośbę.
- Słucham kochanie -
powiedział, siadając za biurkiem.
- Bo w następnym
tygodniu Gabe chce mnie zabrać na wesele do jego cioci i to jest w Jamesport -
patrzył na mnie badawczo - zostaniemy tam na dziesięć dni.
- Twój chłopak coraz
bardziej mnie denerwuje - powiedział. Poczułam, że schodzimy na zły tor.
- Tato bo to jest w
ten sam dzień co kolacja z burmistrzem.
- wykluczone kochanie
- wstał zza biurka - burmistrz liczy na naszą całą rodzinę, co mu powiem kiedy
ciebie nie będzie. Nawet z Nowego Yorku przyjeżdżałaś na te kolację.
- Powiesz mu, że
jestem na weselu z moim chłopakiem - wzruszyłam ramionami - to normalne.
- Nie Willa, to
wykluczone - powiedział.
- Będą tam jego
rodzice i cała rodzina tato proszę, przecież jak opuszczę jedną kolację to...
- Powiedziałem nie !
- krzyknął na mnie. Byłam zaskoczona bo nigdy nie podniósł na mnie głosu.
Przyglądałam mu się przez chwilę, nerwowo zamknął szufladę i spojrzał na mnie.
– Poza tym ze względu na twoją chorobę nie powinnaś nigdzie wyjeżdżać.
- Przecież wiem, że
nie chodzi ci o białaczkę, a jeśli naprawdę jesteś taki troskliwy to będzie tam
moja lekarka Helen – wyjaśniłam.
- Powiedziałem ci już
co o tym myślę i nie drążmy już tego tematu.
- Więc – zaczęłam –
jest mi przykro, że nie masz do mnie zaufania.
- Nie mam zaufania do
młodego Colemana – burknął.
- Ten młody Coleman
jak to powiedziałeś to mój chłopak i go kocham – spojrzał na mnie z widocznym
obrzydzeniem na twarzy.
- Dziecko, czy ty nie
widzisz, że jemu chodzi tylko o twoje pieniądze – oparł się o blat biurka.
- Co ?! – krzyknęłam
– teraz to już przesadziłeś. To, że nie jesteś w stanie spełnić jednej ze
swoich zachcianek, którą jest jego klub, to nie znaczy, że możesz wygadywać
bzdury na jego temat !
- Nie tym tonem Willa
– był lekko zdenerwowany – nigdzie nie jedziesz i koniec.
- Wiesz co –
powiedziałam – nie zmuszaj mnie do wyboru między tobą, a Gabem, bo chyba
domyślasz się, że na dzień dzisiejszy jesteś na bardzo niskiej pozycji. Poza
tym nie wiem dlaczego w ogóle pytam cię o zgodę. Mam dwadzieścia lat i zrobię
co zechcę – po tych słowach wyszłam z gabinetu i trzasnęłam drzwiami.
- Masz być na kolacji
z burmistrzem ! – krzyczał za mną. Byłam zła, a zarazem smutna, nie mogłam
zrozumieć dlaczego tata, który był moim najlepszym przyjacielem i opiekunem
nagle obraca się przeciwko mnie. Szłam szybkim krokiem przez hol w kierunku
wyjścia od strony plaży.
- Kochanie co się
stało ? – zapytała mama, która właśnie szła w stronę salonu. Nawet się przy
niej nie zatrzymałam.
- Tata się stał –
burknęłam i pchnęłam drzwi na zewnątrz. Zbiegłam na dół i usiadłam na schodach,
prowadzących na plażę. Ukryłam twarz w dłoniach i ciężko westchnęłam. Miałam
już iść dalej, gdy poczułam na ramieniu dotyk dłoni. Odwróciłam się i zobaczyłam
mamę, która usiadła koło mnie.
- Willa, skarbie –
odgarnęła mi kosmyk włosów za ucho – znowu pokłóciłaś się z tatą – to już nawet
nie było pytanie, mama wiedziała jaka jest sytuacja. Poza tym nasze krzyki było
słychać pewnie w całym domu.
- Nie pozwolił mi, a
myślałam, że jest już lepiej – powiedziałam.
- Kochanie nie martw
się.
- Jak mam się nie
martwić ? Przecież on nienawidzi chłopaka, którego kocham. Nie rozumiem tego,
przecież Clear i Eve nie robił takich problemów.
- Ale ty jesteś jego
najmłodszą, małą córeczką – powiedziała mama.
- Mam to gdzieś –
oburzyłam się – inni ojcowie cieszą się, że partnerzy ich córek są dla nich
dobrzy, a jemu zawsze chodziło tylko o pieniądze.
- Kochanie –
próbowała mnie uspokoić i pogładzić po ramieniu.
- Nie – odsunęłam się
i wstałam – nie chcę o nim słyszeć i z nim rozmawiać ! – pobiegłam z powrotem
do środka. Pomknęłam po schodach do mojego pokoju i rzuciłam się na łóżko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz