środa, 17 lipca 2013

Rozdział 19

Kiedy wróciłam na oddział, zajrzałam jeszcze do naszych najmniejszych pacjentów i skończyłam pracę. Pożegnałam się z dziewczynami i wyszłam ze szpitala. Na parkingu zobaczyłam znajomego, czerwonego nissana.
- Mamo ! - krzyknęłam i przytuliłam się do niej.
- Kochanie ja też się za tobą stęskniłam - zaśmiałam się.
- Mamo miałam dziś taki koszmarny dzień - mocniej ją ścisnęłam.
- Spokojnie skarbie - pogłaskała mnie po głowie. - Opowiesz mi wszystko w samochodzie - puściłam ją i wsiadłam do środka. Opowiedziałam jej wszystko co się dzisiaj stało i to ze szczegółami. Mama kiwała głową, a potem powiedziała parę słów otuchy, po których od razu zrobiło mi się dużo lepiej. Po drodze zajechałyśmy jeszcze na lody, po których już całkiem poprawił mi się humor. Kiedy dojechałyśmy do domu Linda czekała na werandzie.
- Moje słoneczko - uściskała mnie - niedługo wcale nie będę cię widywać.
- Oj bez przesady - poklepałam ją po plecach.
- Za dużo pracujesz, a w twoim stanie... - mama spojrzała na nią karalnie. - Oh nie powinnam była...
- Nie spokojnie - powiedziałam - przecież to nie jest zakazany temat - uśmiechnęła się - dziękuję za troskę.
- Oj chodźcie już na kolację - popędziła nas.
Zjadłyśmy śmiejąc się z taty i obgadując konkurentkę Lindy z sąsiedztwa. Potem opowiedziałam jej co mi się dziś przytrafiło, na co ona wypowiedziała kilka niemiłych słow na temat Ryana i ze złości wbiła nóż w stół.
- Gabe to prawdziwy facet - powiedziała z zadowoleniem, a mama się zaśmiała - wiem, że naszej małej dziewczynce będzie z nim dobrze.
- To, że jestem najmłodsza nie czyni mnie małą - wyjąkałam, przełykając sałatkę.
- Dla nas zawsze będziesz malutka - mama pogładziła mnie po policzku. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
- To pewnie Gabe - powiedziałam i pobiegłam do korytarza. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam w nich mojego chłopaka.
- Nie spóźniłem się ? - zapytał, pokazując śnieżnobiałe zęby.
- Nie jesteś w samą porę - przytulił mnie mocno - chodź jemy kolację - poszliśmy do jadalni.
- Dzień dobry - przywitał się Gabe, a mama i ochmistrzyni odpowiedziały to samo.
- Powiem ci, że jestem z ciebie dumna - Linda uśmiechnęła się do niego.
- O czym ona mówi ? - szepnął do mnie.
- Powiedziałam jej jak pięknie załatwiłeś Ryana.
- To wszystko jasne - mrugnął do mnie.
- Jesteś głodny Gabe?- zapytała mama.
- Nie dziękuję już jadłem w zasadzie chciałem tylko wyciągnąć Wille na spacer - spojrzał na mnie.
- Dobrze to chodźmy - powiedziałam, a on złapał mnie za rękę. Wyszliśmy drzwiami od strony plaży i ruszyliśmy przed siebie.
- I jak Ryan już się ciebie nie czepiał - zapytał, całując mnie w głowę, która teraz lekko mnie bolała, pewnie z powodu białaczki.
- Trochę zaczął robić problemy, ale dziewczyny go zwolniły.
- Naprawdę ? - pokiwałam głową - no nareszcie, ale wiesz jakby gdzieś cię spotkał to od razu dzwoń po mnie.
- Dobrze - uśmiechnęłam się do niego.
- A w związku z tym spacerem - zaczął, a ja na niego spojrzałam - chciałem z tobą porozmawiać - objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Dobrze, a coś się stało ?
- Nie nie - zaprzeczył – po prostu mam dla ciebie propozycję.
- Zamieniam się w słuch.
- Więc mam ciocię w Jamesport i ona dopiero teraz zdecydowała się wziąć ślub - uśmiechnęłam się kiedy o tym wspomniał. - Chciałbym, żebyś pojechała ze mną na to wesele już oficjalnie jako moja dziewczyna - powiedział, zatrzymując się na przeciwko mnie.
- No nie wiem nie wiem - zaśmialiśmy się oboje, a Gabe bawił się kosmykiem moich włosów - pewnie, że z tobą pojadę.
- Tak! - zacisnął pięść, a ja się zaśmiałam.
- Kiedy to będzie ?
- Za tydzień w sobotę - znowu ruszyliśmy przed siebie.
- Będę musiała powiedzieć tacie, że nie będzie mnie na kolacji z burmistrzem - skrzywiłam się, a mój chłopak głośno westchnął.
- To już wiemy, że będzie mały problem.
- Nie - zatrzymałam się przed nim - zobaczysz załatwię to - przytulił mnie mocno.
Późnym wieczorem Gabe odprowadził mnie do domu. Opowiedziałam wszystko siostrom i mamie, na co Eve i Clear powiedziały, że tata w życiu nie dopuści aby zabrakło mnie na kolacji. Sama nie wiedziałam co mam zrobić, tata wracał rano, a ja musiałam wymyślić jak mu powiedzieć, że chłopak którego nienawidził chce zabrać mnie kilkanaście kilometrów stąd. Długo jeszcze leżałam w łóżku i rozmyślałam jak udobruchać mojego staruszka. Byłam nawet tak zdesperowana, że mogłam nawet pomóc mu w firmie. W końcu udało mi się zasnąć, nie śniło mi się nic, ale rano obudziłam się jeszcze gorzej wyczerpana niż wczoraj. Tak bardzo chciałam pojechać na to wesele i w końcu spędzić z Gabem parę dni sam na sam. Poszłam pod prysznic i się ubrałam. Znalazłam sukienkę, którą dostałam od taty, miałam nadzieję, że pomoże mi w negocjacjach. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam samochód ojca. Odwróciłam się w stronę łóżka bo usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i się uśmiechnęłam.
- Cześć kochanie - powiedziałam.
- Cześć skarbie - odpowiedział - zapomniałem ci powiedzieć, że zostaniemy tam na dziesięć dni.
- To wcale nie ułatwiło mi sytuacji wiesz ?
- Wiem, przepraszam - powiedział - gdybym mógł ci pomóc to bym to zrobił, ale moja interwencja jeszcze pogorszy sprawę.
- Masz rację - skrzywiłam się - idę, trzymaj kciuki.
- Trzymam - obiecał - zadzwoń do mnie jak będzie po wszystkim.
- Dobrze - rozłączyłam się. Telefon Gabe'a przyniósł mi trochę pozytywnej energii. Powoli zeszłam po schodach i rozejrzałam się po salonie. Potem udałam się do gabinetu taty, gdzie rozpakowywał swoją teczkę. Zauważył mnie i się uśmiechnął.
- Moja śliczna córeczka przyszła się ze mną przywitać - ma dobry humor, pomyślałam.
- Tak tatku - przyznałam i przytuliłam się do niego.
- Co porabialiście jak mnie nie było - zapytał i mnie puścił.
- A wiesz różne babskie rzeczy - odpowiedziałam.
- Oh biedny Josh - zaśmiał się.
- Nie raczej wychodził z domu do firmy - uśmiechnęłam się. Dobra wstępną gadkę mamy za sobą, pomyślałam. Czas przejść do rzeczy. - Tato mam do ciebie prośbę.
- Słucham kochanie - powiedział, siadając za biurkiem.
- Bo w następnym tygodniu Gabe chce mnie zabrać na wesele do jego cioci i to jest w Jamesport - patrzył na mnie badawczo - zostaniemy tam na dziesięć dni.
- Twój chłopak coraz bardziej mnie denerwuje - powiedział. Poczułam, że schodzimy na zły tor.
- Tato bo to jest w ten sam dzień co kolacja z burmistrzem.
- wykluczone kochanie - wstał zza biurka - burmistrz liczy na naszą całą rodzinę, co mu powiem kiedy ciebie nie będzie. Nawet z Nowego Yorku przyjeżdżałaś na te kolację.
- Powiesz mu, że jestem na weselu z moim chłopakiem - wzruszyłam ramionami - to normalne.
- Nie Willa, to wykluczone - powiedział.
- Będą tam jego rodzice i cała rodzina tato proszę, przecież jak opuszczę jedną kolację to...
- Powiedziałem nie ! - krzyknął na mnie. Byłam zaskoczona bo nigdy nie podniósł na mnie głosu. Przyglądałam mu się przez chwilę, nerwowo zamknął szufladę i spojrzał na mnie. – Poza tym ze względu na twoją chorobę nie powinnaś nigdzie wyjeżdżać.
- Przecież wiem, że nie chodzi ci o białaczkę, a jeśli naprawdę jesteś taki troskliwy to będzie tam moja lekarka Helen – wyjaśniłam.
- Powiedziałem ci już co o tym myślę i nie drążmy już tego tematu.
- Więc – zaczęłam – jest mi przykro, że nie masz do mnie zaufania.
- Nie mam zaufania do młodego Colemana – burknął.
- Ten młody Coleman jak to powiedziałeś to mój chłopak i go kocham – spojrzał na mnie z widocznym obrzydzeniem na twarzy.
- Dziecko, czy ty nie widzisz, że jemu chodzi tylko o twoje pieniądze – oparł się o blat biurka.
- Co ?! – krzyknęłam – teraz to już przesadziłeś. To, że nie jesteś w stanie spełnić jednej ze swoich zachcianek, którą jest jego klub, to nie znaczy, że możesz wygadywać bzdury na jego temat !
- Nie tym tonem Willa – był lekko zdenerwowany – nigdzie nie jedziesz i koniec.
- Wiesz co – powiedziałam – nie zmuszaj mnie do wyboru między tobą, a Gabem, bo chyba domyślasz się, że na dzień dzisiejszy jesteś na bardzo niskiej pozycji. Poza tym nie wiem dlaczego w ogóle pytam cię o zgodę. Mam dwadzieścia lat i zrobię co zechcę – po tych słowach wyszłam z gabinetu i trzasnęłam drzwiami.
- Masz być na kolacji z burmistrzem ! – krzyczał za mną. Byłam zła, a zarazem smutna, nie mogłam zrozumieć dlaczego tata, który był moim najlepszym przyjacielem i opiekunem nagle obraca się przeciwko mnie. Szłam szybkim krokiem przez hol w kierunku wyjścia od strony plaży.
- Kochanie co się stało ? – zapytała mama, która właśnie szła w stronę salonu. Nawet się przy niej nie zatrzymałam.
- Tata się stał – burknęłam i pchnęłam drzwi na zewnątrz. Zbiegłam na dół i usiadłam na schodach, prowadzących na plażę. Ukryłam twarz w dłoniach i ciężko westchnęłam. Miałam już iść dalej, gdy poczułam na ramieniu dotyk dłoni. Odwróciłam się i zobaczyłam mamę, która usiadła koło mnie.
- Willa, skarbie – odgarnęła mi kosmyk włosów za ucho – znowu pokłóciłaś się z tatą – to już nawet nie było pytanie, mama wiedziała jaka jest sytuacja. Poza tym nasze krzyki było słychać pewnie w całym domu.
- Nie pozwolił mi, a myślałam, że jest już lepiej – powiedziałam.
- Kochanie nie martw się.
- Jak mam się nie martwić ? Przecież on nienawidzi chłopaka, którego kocham. Nie rozumiem tego, przecież Clear i Eve nie robił takich problemów.
- Ale ty jesteś jego najmłodszą, małą córeczką – powiedziała mama.
- Mam to gdzieś – oburzyłam się – inni ojcowie cieszą się, że partnerzy ich córek są dla nich dobrzy, a jemu zawsze chodziło tylko o pieniądze.
- Kochanie – próbowała mnie uspokoić i pogładzić po ramieniu.

- Nie – odsunęłam się i wstałam – nie chcę o nim słyszeć i z nim rozmawiać ! – pobiegłam z powrotem do środka. Pomknęłam po schodach do mojego pokoju i rzuciłam się na łóżko.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz