sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 36

Przez całe dwa dni próbowałam dodzwonić się do Gabe'a, bezskutecznie. Wreszcie, przyszła do mnie Linda. Opowiedziałam jej o wszystkim co się stało, ale bardziej niż Gabe martwił ją mój stan zdrowia. Była cicha jakby trochę zmęczona, ale potrafiła mnie pocieszyć. Helen cały ranek unikała rozmowy ze mną, podobno przyszła do mnie jak spałam sprawdzić ilość leku w kroplówce. To wszystko było dla mnie dziwne, ale w końcu Gabe to jej rodzina, zawsze będzie po jego stronie. Obiadu nie tknęłam, nie miałam apetytu, za to Brenda jadła za nas obie. Jutro miała mieć przeszczep. Jej syn zgłosił się już na oddział i czekał na dalsze instrukcje. Miała szczęście, ja w zasadzie nie wiedziałam dlaczego Helen mnie tu trzymała, nie było już sensu leżeć w szpitalu, skoro i tak wszystko było już wiadome, a czułam że na liście potrzebujących jestem gdzieś przy końcu. Spojrzałam w stronę okna, jak będę już bardzo zdesperowana to powinnam przez nie wyskoczyć. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Co się ze mną dzieję, powinnam ryczeć w poduszkę a ja snuję dziwne wizje o skakaniu z okna.
- Willa. - Mama weszła do sali z książką w ręku. - Jak się czujesz kochanie?
- Serio muszę odpowiadać na to pytanie? - Siedziałam na łóżku po turecku, bo Helen dała mi w końcu coś bardzo mocnego od bólu, więc mogłam zmienić pozycję leżącą na siedzącą.
- Masz rację, przepraszam.
- Nie musisz. - Uśmiechnęłam się do niej.
- Przyniosłam ci książkę, żebyś się nie nudziła. - Miałam odpowiedzieć jej na to jakąś ciętą ripostą, że czas zajmuje mi myślenie o śmierci, ale darowałam sobie.
- Dzięki mamo. - Położyłam książkę na szafce. - Mamo.
- Słucham kochanie. - Przybliżyła się lekko.
- Czy Gabe się odzywał, albo był u nas?
- Niestety nie skarbie. Przykro mi, że tak to się skończyło.
- Tata pewnie czuję satysfakcję. - Bawiłam się sznureczkami od spodni.
- Skarbie tata zrobił źle, ale bardzo cię kocha i jest tu cały czas mimo, że nie chcesz go widzieć. - Spojrzała w kierunku korytarza.
- Ja też go kocham mamo, ale ludzie których kochamy też potrafią nas zranić, a tata po raz pierwszy w życiu mnie tak oszukał.
- Wszystko się ułoży zobaczysz. Kiedyś na pewno się pogodzicie.
- Mamo nie będzie żądnego kiedyś, za parę tygodni możesz organizować mi pogrzeb. - Nie mogłam już wytrzymać pocieszania mnie. Mama patrzyła na mnie przez chwilę i zaczęła płakać. Zrozumiałam, że nie powinnam tak mówić. - Mamo, przepraszam. Mamo nie płacz. - Przytuliłam ją.
- To ja powinnam pocieszać ciebie.
- Obie powinnyście pogadać o czymś innym niż choroba, w moim domu ten temat był zakazany. - Brenda patrzyła na nas zza gazety. Obie z mamą spojrzałyśmy na nią.
- Ma pani rację. - Powiedziałam. - Powinnyśmy porozmawiać o tym jak spędziłaś dzień, albo czy Linda znowu dokucza tacie.
- Chciałabym skarbie, ale wszyscy są przygnębieni tą całą sytuacją, nie poznałabyś teraz naszego domu. - Nie wiedziałam co mam powiedzieć, Brenda najwidoczniej też bo spuściła wzrok i udawała, że czyta.
- Mamo jedź do domu, razem z tatą i odpocznij.
- Nie kochanie...
- Mamo proszę cię, chociaż na chwilę o mnie zapomnij.
- Willa...
- Mamo, wiesz że jestem uparta. Przyjedziesz do mnie jutro i porozmawiamy o czymś przyjemnym. - Uśmiechnęłam się do niej, a ona pocałowała mnie w czoło i posłusznie opuściła szpital. Widziałam, że chwilę namawiała ojca aby z nią poszedł, na początku się stawiał ale w końcu pokiwał głową i zrobił o co prosiła.
Nie zdążyłam się jeszcze położyć kiedy do sali weszła Helen, gdy zobaczyła że nie śpię chciała się wycofać ale jej nie pozwoliłam.
- Helen stój! - Zatrzymała się i spojrzała na mnie. - Cokolwiek dziwnego dzieje się z Gabem już mnie to nie interesuję. Mam nawet gdzieś to, że nie miał odwagi wyznać mi, że mnie zostawił. Nie chcę z tobą o nim rozmawiać więc nie musisz przede mną uciekać. - Nic nie powiedziała tylko patrzyła na mnie. - Usiądź bo mam ci coś do powiedzenia. - Wzięła głęboki oddech i usiadła na moim łóżku.
- Słucham.
- Chcę się wypisać na własne żądanie. - Widać moja decyzja ją zaskoczyła.
- Willa to nie jest dobry pomysł. Myśl racjonalnie.
- Myślę i wiem, że mi nie pomożesz choćbyś bardzo tego chciała.
- Ale ja chcę ci pomóc, proszę cię daj mi jeszcze jeden dzień, jeśli nic nie wymyślę to będziesz mogła się wypisać. Proszę cię. - Złapała mnie za ręce.
- No dobrze, ale co ci da jeden dzień?
- Zobaczysz. - Wstała i szybkim krokiem zniknęła za drzwiami.

Czytanie książki nie pomogło mi zasnąć. Było już sporo po dziesiątej w nocy, a światło z korytarza rozświetlało salę. Spojrzałam na łóżko Brendy, spała już od godziny. Zazdrościłam jej, jutro miała zyskać nowe życie. Wiadomo, że musiała jeszcze poczekać na potwierdzenie czy szpik się przyjmie, ale to i tak dla niej duża szansa. W pewnej chwili zobaczyłam cień wysokiego mężczyzny w drzwiach.
- Gabe? - Wszedł do środka i usiadł na stołku obok mojego łóżka. Złapał mnie za rękę i nie wiedział co powiedzieć. - Co się z tobą działo? Próbowałam się do ciebie dodzwonić, jeśli chciałeś mnie zostawić to było mi to powiedzieć prosto w twarz.
- Zostawić? Co ty mówisz? - Był zaskoczony.
- A jak inaczej miałam sobie to wytłumaczyć? - Nie wiedziałam już co mam myśleć.
- Masz rację zniknąłem na dwa dni, ale kocham cię i nigdy cię nie zostawię.
- To co się z tobą działo? - Byłam zdezorientowana i jednocześnie szczęśliwa.
- Przepraszam cię, powinienem był odebrać telefon, ale nie wiedziałem co będę musiał ci powiedzieć jeśli mój plan się nie uda. - Spojrzał mi w oczy, nadal trzymając moją dłoń.
- Jaki plan? Gabe powiedz mi wreszcie o co chodzi.
- Opowiem ci wszystko od początku. - Wziął głęboki oddech. - Tego dnia kiedy Helen powiedziała nam, że nikt z twojej rodziny nie może być dawcą, nie potrafiłem spojrzeć ci w twarz, byłem załamany i uciekłem ze szpitala. Poszedłem na plażę i siedziałem na pomoście. Nie mogłem uwierzyć w to, że mogę cię stracić. Jednak w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że jest coś co mogę zrobić, ale nie byłem pewien czy mi się uda, dlatego nie odbierałem telefonów. Chciałem mieć stu procentową pewność.
- O czym ty mówisz. - Tym razem ja sięgnęłam po jego rękę.
- Willa, zrobiłem badania i mogę być dawcą. Czekałem na wyniki.
- Co? - Łzy napłynęły mi do oczu. Zaczęłam ciężko oddychać.
- Oddam ci szpik. - Uśmiechnął się, on też był wzruszony. Zaczęłam się śmiać i płakać jednocześnie.
- Gabe, kocham cię. - Pocałowałam go zanim zdążył coś powiedzieć. - Dziękuję. - Stykaliśmy się czołami, a on wycierał mi łzy z policzków kciukami.
- Musisz mi tylko coś obiecać. - Powiedział.
- Co zechcesz.
- Nikt z twojej rodziny nie dowie się, że to ja byłem dawcą. - Wyprostowałam się i spojrzałam na niego.
- Ale jak to? Dlaczego?
- Bo nie chcę, żeby twój ojciec polubił mnie nagle dlatego, że uratowałem życie jego córce. Oczywiście nie biorę pod uwagę opcji, że szpik się nie przyjmie.
- Gabe ale...
- Proszę cię. Albo dogadam się z twoim ojcem normalnie albo wcale.
- No dobrze, nikomu nie powiem ale jak to zrobimy, żeby nikt cię nie widział. Przecież to będzie dziwne, jeżeli moi rodzice nie zobaczą cię przy mnie na operacji, a poza tym przecież znajdą cię w szpitalu.
- Nikt mnie nie znajdzie, Helen o wszystko zadba. Na salę operacyjną zawiozą mnie wcześniej niż ciebie, a twoim rodzicom powiemy, że miałem sprawę w sądzie.
- Myślisz, że się uda?
- Musi.- Pocałował mnie w czoło. - Kocham cię i wyzdrowiejesz obiecuję ci to. - Uśmiechnęłam się do niego i pokiwałam głową. Jak mogłam myśleć, że mnie zostawił.
Tę noc Gabe, spędził przy mnie, wreszcie miałam nadzieję, że pozbędę się tej choroby. Miałam dostać nowy szpik i to nie od byle kogo, tylko od chłopaka który był całym moim światem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz