sobota, 24 maja 2014

Rozdizał 31

Było już późno a ja szukałam klucza do drzwi. Trzęsły mi się ręce, to pewnie przez ten ból łowy który nie opuszczał mnie już od tygodni. Starałam się ukryć przed Gabem, że mi się pogarsza i tak miał już wiele problemów na głowie. Wczoraj oddał klucze do klubu mojemu ojcu, który nawet nie przeprosił go za to co zrobił. Jedyną pocieszającą rzeczą było to, że zburzenie klubu ustalono na późną jesień, więc Gabowi zostało jeszcze parę miesięcy aby pożegnać się z dziełem jego życia. Nie mogłam powiedzieć, że Colemanom powodziło się źle. Gabe jako prawnik zarabiał tyle, że stać ich było na zaczęcie remontu w kuchni, a Helen i Stevie pozostali na swoich posadach.
 Popchnęłam drzwi i cicho weszłam do środka, w domu było ciemno, ale kiedy zdejmowałam bluzę usłyszałam za sobą głos mamy.
- Późno wróciłaś, martwiłam się. - Powiedziała otulona w polarowy koc.
- Jestem dorosła, nie musisz się martwić. - Spojrzała na mnie z troską i zagarnęła mi kosmyk włosów za ucho.
- Nie wszyscy w tym domu są twoimi wrogami. - Uśmiechnęła się.
- Tak, ale też nie wszyscy mnie wspierają. - Odburknęłam.
- Co masz na myśli?
- To, że ty nigdy nie widzisz winy ojca!
- Kochanie, to co zrobił było złe ale...
- Właśnie! Zawsze jest jakieś ale. Ale tata cię kocha, ale tata się stara, ale jego trzeba zrozumieć. Mam tego dość! I jeśli czekałaś na mnie tylko po to, żeby mnie przekonać do wybaczenia mu, to równie dobrze mogłaś położyć się spać!
- Willa...
- Nie mamo, tym razem nie będzie żadnego ale. Ojciec stracił u mnie cały szacunek jaki miał. - Po tych słowach skierowałam się na górę i pobiegłam do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i przegarnęłam włosy ręką. Skierowałam się do łazienki kiedy usłyszałam dźwięk telefonu. Zerknęłam na wyświetlacz i bez zastanowienia wcisnęłam zieloną słuchawkę
- Już doszłaś? - Zapytał Gabe.
- Mhm. - Byłam zbyt zdenerwowana by cokolwiek powiedzieć.
- Czemu nie chciałaś, żebym cię odprowadził?
- Musiałam przemyśleć parę spraw.
- Zapomnij o klubie i o ojcu. Zacznij się cieszyć z tego co mamy. - Jego baryton działał na moje uszy jak miód.
- Gabe.
- Tak?
- Czy ja zdołam mu kiedykolwiek spojrzeć w oczy?
- To będzie trudne, ale kiedyś na pewno odzyskasz kontakt z ojcem.
- A gdyby to się stało, nie miałbyś nic przeciwko?
- Jak dla mnie nawet teraz mogłabyś się z nim pogodzić. - Zaśmiałam się.
- Właśnie zrobiłam mamie awanturę, bo chciała abym mu wybaczyła. Myślisz, że będzie się na mnie gniewać?
- To twoja mama, ona na nikogo się nie gniewa. - Po tonie jego głosu poczułam, że się uśmiecha.
- Dziękuję. - Powiedziałam.
- Za co? - Zdziwił się.
- Za to, że zawsze przy mnie jesteś.
- Nie ma mnie przy tobie teraz, ale jak się zbiorę to będę za piętnaście minut. - Zaczęłam się śmiać. - Weź tabletki i do łóżka.
- Dobranoc.
- Śpij dobrze. - Powiedział i rozłączył się.
Odłożyłam telefon na szafkę nocną, wzięłam prysznic i przykryłam się kołdrą. Gabe ma rację, pomyślałam. Muszę się cieszyć z tego co mamy, a sprawa z ojcem kiedyś ucichnie.

Poczułam, że ktoś gładzi mnie po głowie. Po spaniu zawsze byłam trochę roztargniona, więc jeszcze nie otwierałam oczu. Jednak nie mogłam wytrzymać by nie powiedzieć.
- Linda idź pogłaskać Eve po głowie ja chce spać.
- Eve chyba nie byłaby zachwycona gdybym rano głaskał ją po głowie. - Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, a Gabe zaczął się śmiać. Kucał przy moim łóżku i gładził mnie po włosach.
- Co ty tu robisz? Mieliśmy się spotkać po obiedzie, a jest. - Spojrzałam na zegarek. - Ósma trzydzieści.
- Wiem, ale mam dla ciebie niespodziankę i nie mogłem się doczekać. - Uśmiechał się do mnie.
- No ale skoro już tutaj jesteś to mógłbyś się ze mną przywitać, a nie podkradać się po cichu. - Zażartowałam, a on przybliżył się aby mnie pocałować.
- Teraz lepiej?
- Myślę, że tak. - Oboje się zaśmialiśmy, a do pokoju weszła Linda.
- O, widzę że już ją obudziłeś. - Uśmiechnęła się. - Chodź Gabe poczęstuję cię szarlotką,  Willa się ogarnie.
Puścił moją rękę i razem z Lindą zniknęli za drzwiami.

Schodząc na dół dopinałam guziki koszuli. Z kuchni dochodził śmiech Lindy i rozbawiony głoś Gabe'a. Weszłam do nich i zawiesiłam się mu na szyi.
- No kochanie. -Powiedziała Linda. - Zrobiłam ci tosty.
- Ale ja nie jestem głodna.
- Co ma znaczyć, że nie jesteś głodna? - Oburzyła się kobieta. - Siadaj i jedź! Bez śniadania nigdzie nie pójdziesz!
- Ona po prostu chce, żebym ją nakarmił.- Gabe uśmiechnął się łobuzerko i jednym ruchem posadził sobie mnie na kolanach. - Zaczęłam się śmiać a on umazał mi nos ketchupem z tostów.
- Jak dzieci. - Linda westchnęła i zaczęła myć naczynia.
- Dobrze, że ojciec wyszedł do pracy bo dostał byś po głowie. - Zażartowałam, przełykając śniadanie.
- Ty już lepiej kończ to śniadanie.
Po paru minutach siedziałam już w samochodzie mojego chłopaka. Gabe szukał czegoś w bagażniku a ja go pośpieszałam.
- Możemy już jechać? - Jęczałam.
- Już - usiadł za kierownicą, w ręku trzymał krawat.
- Po co ci krawat?
- Nie mi, tylko tobie.
- Mi? - Zdziwiona pokazałam na siebie palcem.
- Mhm. - Pokiwał głową. - Muszę ci nim zasłonić oczy, żebyś nie widziała gdzie jedziemy.
- Co?- Zaczęłam się śmiać. - Czy ta niespodzianka jest na prawdę taka ważna, że muszę jechać z krawatem na oczach?
- Już byśmy jechali gdybyś się nie sprzeciwaiała.
- No dobrze, ale jedź szybko nie lubię ciemności. - Zawiązał mi krawat wokół głowy i odpalił silnik.
Jechaliśmy powoli, stąd wiedziałam że jedziemy albo wzdłuż plaży albo przez górną ulicę.
-Daleko jeszcze? - Jęknęłam.
- Jeszcze kilka minut.
- Gabe...
- Zabieraj ręce od krawata! - Zganił mnie i lekko trzepnął po rękach.
- Ej!
- Wytrzymasz. - Skrzyżowałam ręce na piersiach.
Po paru minutach Gabe zatrzymał samochód i otworzył drzwi, a potem złapał mnie za ręce i pomógł wysiąść z samochodu.
- Czy ja słyszę ocean? - Zapytałam, a on milczał i ciągnął mnie za sobą. - Urządziłeś piknik na plaży? - Nadal cisza. - Gabe!
- Już, nie denerwuj się - chyba powstrzymywał się od śmiechu.
- Co ty znowu wymyśliłeś?
- Pamiętasz jak kiedyś rozmawialiśmy o wspólnym mieszkaniu?
- Tak i co?
- To - rozwiązał mi krawat, a moim oczom ukazał się ogromny, stary dom z ozdobnego kamienia.
- Gabe? Co to jest?
- Kiedy pierwszy raz się poznaliśmy, wtedy w klubie. Mówiłaś, że nie lubisz nowoczesnych domów i że kiedyś chcesz mieć taki dom, jak ten stary dom Olgarta przy plaży, teraz dom Olgarta należy do ciebie. - Uśmiechnął się.
- Kupiłeś mi dom Olgarta?
- Nam. -Zaczęłam piszczeć z radości i podbiegłam do niego. Zaczepiłam mu ręce na szyi, a on podniósł mnie do góry. Owinęłam nogi wokół jego bioder i pocałowałam go czule.
- Dziękuję, dziękuję. Ale zaraz - nagle przestałam go całować. - Skąd wziąłeś na to pieniądze? Czy to pieniądze, które mój tata...
- Nie, pieniądze twojego ojca leżą spokojnie w banku. - Uśmiechnął się. - Przyjąłem pracę prawnika tylko dlatego, żeby kupić nam wymarzony dom, na sprawach zarobiłem bardzo szybko i już parę tygodni temu zapłaciłem pierwszą ratę za dom.
- Jesteś cudowny - powiedziałam, a on nadal trzymał mnie na rękach.
- Czy to znaczy, że chcesz ze mną zamieszkać?
- Jasne, że chce - roześmiałam się i złapałam jego twarz w dłonie, żeby jeszcze raz go pocałować.


2 komentarze:

  1. Jak zwykle świetnie.WARTO było czekać.No I oczywiście oczekuje na następną część.Życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń